-22

420 58 12
                                    

Siedziałem w salonie i patrzyłem na leżący przede mną biały woreczek w proszkiem.

Cholera.

Władały mną różne myśli. Teoretycznie przez ostatnie dni pragnąłem to mieć, ale gdy już to mam, nie jestem pewien czy przyjąć dawkę.

Żadne tabelki nie pomagały, a ból w plecach, brzuchu i nosie nie ustawał. Czułem, że jestem coraz słabszy. Ból promieniował w każdą część ciała. Może przyjęcie tego będzie dobrym pomysłem? Nie muszę przecież mówić Jack'owi o tym.

Lekcje miałem rozpocząć za niecałe trzydzieści minut, a ja nadal siedziałem bezsilny i zastanawiałem się czy warto to wziąść.

Myślałem o wszystkim co do tej pory mi się przytrafiło. Wszystkie słowa, gesty strasznie mnie wykańczały i nie miałem już więcej na to siły.

Próbowałem znaleźć jakiś powód, aby nie zrobić rzeczy, której mogę żałować. Niestety do mojej głowy nie przychodziło nic innego niż słowa, które najbardziej mnie bolały.

Ze mną nie wygrasz, frajerze"

„Pedały nie mają życia w tej szkole"

„Na stos z takimi, jak ty"

„Zasrany pedał"

„Kurde, myślałem, że to kosz, bo same śmieci tu siedzą"

„Ty i ten twój kochaś nie będziecie mieć życia w tej szkole, a ja już o to zadbam"

„Chcecie chodzić tutaj do szkoły? Przykro, ale pedały są tutaj niemile widziani"

„Już myślałem, że umie się tylko całować z Jack'iem Pedałem Duff'em"

Nie, koniec z tym. Beaumont pożałuje.

Wstałem z miejsca i poszedłem po kartę kredytową ojca, na której były odłożone wszystkie oszczędności.

Gdy już doszedłem do jego gabinetu, otworzyłem szufladę i wyciągnąłem z niej potrzeby przedmiot, po czym wróciłem na kanapę w salonie i wysypałem biały proszek na stół. Klęknąłem obok stołu i za pomocą karty zrobiłem cieńką kreskę. Spojrzałem na nią i przez chwilę się zawahałem. Jednak to nie trwało długo. Niewiele myśląc zatkałem jedną dziurkę nosa, przytrzymując ją palcem, po czym nachyliłem się do swojego dzieła i przyłożyłem do niego twarz. Pociągnąłem nosem, przejeżdżając wzdłuż linii na stole, wciągając cały proszek. Spojrzałem czy aby na pewno wyciągnąłem cały proch. Gdy upewniłem się, że na stole nie ma żadnego śladu kokainy, poszedłem odnieść własność ojca na swoje miejsce. Ponownie otworzyłem szufladę i odłożyłem przedmiot.

Spojrzałem na zegarek. Miałem rozpocząć lekcje za dziesięć minut, więc poszedłem po swój plecak i ruszyłem w kierunku szkoły.

Minęło dwadzieścia minut, a ja nie czułem, że narkotyk działa. Wydaje mi się, że źle do zażyłem. Z rezygnacją skupiłem się na lekcji.

- Masz coś pod nosem - oznajmił Jack.

Szybko wytarłem nos rękawem i od razu na niego spojrzałem. Biały proch. Kurwa. Nie pomyślałem żeby wytrzeć nos, co mogło doprowadzić to tego, że Jack by się dowiedział.

Na przerwie czułem, że ból zaczyna ustawać, a ja miałem coraz większą ochotę przelecieć bruneta.

- Jack - wyszeptałem mu do ucha - Chodź ze mną do szatni.

- Po co? - zapytał zaciekawiony.

- Zostawiłem tam coś - powiedziałem i chwyciłem bruneta za rękę, ciągnąc go za sobą.

Nieodebrane | JACKLYN ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz