-33

351 54 17
                                    

- Możesz mi powiedzieć, co to miało znaczyć?! - krzyknął na mnie Duff.

Nie odezwałem się. Chyba czuje się niewinny i myśli, że nic złego nie zrobił.

- Chciałeś oblać mnie tym śmierdzącym gównem! - kontynuował.

- Należało ci się - oznajmiłem.

- Był plan, a ty postanowiłeś, że oblejesz i mnie!

- Tak, masz rację - przyznałem - Był plan, a ty napaliłeś się na nią!

- O czym ty mówisz człowieku - powiedział zły - Sam kazałeś mi ją poderwać!

- Ale nie miałeś się z nią lizać, a co gorsza uprawiać seks! - krzyknąłem, a ludzie w parku spojrzeli na mnie nieco zakłopotani.

- To jak niby miałbym ją poderwać bez całowania?!

- Normalnie! - krzyknąłem - Mnie jakoś potrafiłeś!

- To nie ma nic do rzeczy - powiedział - Z tobą było inaczej.

- Jak inaczej? - zapytał zbulwersowany - No tak, zapomniałem. Ja byłem dla ciebie "nowym doświadczeniem".

- O czym ty mówisz? Kocham tylko ciebie i dobrze o tym wiesz- zszedł z tonu.

- Przespałeś się z nią? - zapytałem ostro.

- To chyba nie twój interes - burknął.

- Właśnie, że mój.

- Nie wydaje mi się - powiedział zakładając ręce na klatkę piersiową, po czym westchnął.

- Przespałeś się z nią? - zapytałem ponownie.

- Tak - oznajmił zrezygnowany - Ale to nic nie znaczyło.

- Super - warknąłem, po czym przywaliłem mu w twarz.

Brunet spojrzał na mnie przestraszony. Nie wiedział co się dzieje.

Bez żadnego innego słowa odszedłem w kierunku domu, zostawiając bruneta samego.

- O co ty się wściekasz? - krzyknął abym usłyszał - Przecież nie jesteśmy parą. Sam tego chciałeś, więc mam prawo spać z kim chcę!

Chłopak ma rację. Sam chciałem żebyśmy zostali przyjaciółmi, ale ja go kocham. Nie potrafię dopuścić sobie myśli, że mógłby być szczęśliwy z kimś innym. Chciałem tylko i wyłącznie mieć go dla siebie i nie chciałem dzielić się nim z kimkolwiek, bo moje serce należy do niego.

- Jesteśmy PRZYJACIÓŁMI - dodał wyraźnie podkreślając to słowo.

Nie odpowiedziałem, po prostu odszedłem. Jack ma rację, a ja nie chciałem tego przyznać. Sam tego chciałem, a teraz się wściekam.

Co się ze mną dzieje? Przecież Jack ma rację. Ma prawo robić z kimś innym go tylko zechce. To samo tyczy się mnie tyle, że ja za bardzo go kocham i najzwyczajniej w świecie nie potrafię być z kimś innym. Chcę jego. Tylko jego.

***

Spojrzałem na zegarek. Była siódma. Jeknąłem z niezadowolenia, po czym przewróciłem się na drugi bok. Mój organizm nauczył się, żeby samoczynnie, bez budzika wstawać o tej samej porze.

- Za dużo szkoły - pomyślałem.

Zamknąłem oczy i próbowałem ponownie zasnąć. Niestety, nie potrafiłem. Po parunastu minutach leżenia i oglądania sufitu, postanowiłem, aby wyjść pobiegać.

Szczerze to sam jestem zdziwiony taką nagłą zmianą, co do tego sportu, ale z niewiadomych przyczyn, uspokaja mnie to, więc w ostatnim czasie bardzo często biegam. Mogę przemyśleć wtedy wszystko, co tylko chcę. Gdy zakładam słuchawki i nabieram prędkości, jakby odrywam się od rzeczywistości.

Po paru godzinach wróciłem do domu. Byłem wykończony. Wzięłem długi prysznic i położyłem się spowrotem do łóżka. Zasnąłem od razu, gdy tylko zamknąłem oczy.

>>>


nalazłem się w dziwnym mieście. Było opustoszałe, pozbawione życia, wymarłe. Szedłem wzdłuż szerokiej, posępnej alei. Otaczały mnie majestatyczne budowle, które rzucały martwe, nienaturalne cienie potęgujące nastrój grozy i tajemniczości.

Spojrzałem przed siebie, ale jedyne co widziałem to niepokojący labirynt, w którym właśnie się znalazłem. Rozejrzałem się, tyle że nie widziałem nic oprócz wysokich marmurowych ścian oraz dróg, które zdawały się nie mieć wyjścia. Chciałem wyjść, więc odwróciłem się, ale wejście, którym przyszedłem znikło. Nie miałem wyjścia. Byłem zmuszony podjąć się próby znalezienia wyjścia.

Chodziłem po różnych ścieżkach, ale za każdym razem okazało się, że jestem w ślepej uliczce.

Jakimś cudem, w końcu doszłem do rozległego placu, wokół którego ciągnęły się rzędy wysokich krzewów. Na środku stał wielki posąg, przedstawiający jakiegoś faceta. Przyjrzałem się bardziej. Skądś go znam. Spojrzałem na boki. Obok mnie pojawiły się zegary, zakłócające idealną ciszę.

Nagle zegary oszalały, wskazówki kręciły się w niewłaściwym kierunku, ziemia zadrżała i usłyszałam przeraźliwy hałas.

Z pod ziemii wynurzyły się trzy budynki. Spojrzałem na pierwszy z nich, a zarazem największy.

Dom był ogromny, zbudowany z czerwonej, niczym krew cegły, a dach był pokryty bluszczem. Było to dosyć  nietypowe.

Nagle drzwi budowli otwarły się i zauważyłem stojącą w drzwiach ciemną, zakapturzoną postać.

Po dłuższej chwili spuściłem z niej wzrok i przeniosłem go na drugi budynek. Był on nieco mniejszy, ale i tak robił wrażenie. Jego wygląd był praktycznie taki sam, jak wygląd pierwszego, tyle że dach był nie był pokryty bluszczem.

Po chwili, podobnie jak przed chwilą, z budynku wyszła postać, która stanęła dokładnie tak samo, jak poprzednia.

Popatrzyłem na ostatni budynek. Był najmniejszy. Mieszkanie wyglądało dokładnie tak samo, jak drugie. Po paru minutach wpatrywania się w ten dom, w końcu wyszła z niego trzecia postać.

Patrzyłem na wszystkich. Przerażali mnie. Nagle cała trójka jednocześnie ściągnąła kaptur.

W najwyższym budynku stał Jack Duff, w kolejnym Michelle, a w ostatnim Rye.

To ludzie, którzy najbardziej mnie skrzywdzili.

>>>

Obudziłem się przestraszony.

- Co za chory sen - powiedziałem pod nosem.

Szybko wstałem z łóżka i ruszyłem do łazienki, przemyć twarz wodą.

Odkręciłem kran, a strumień od razu wypłynął.

***
Przepraszam, że rozdział jest tak krótki, ale kompletnie nie mam ostatnio weny do pisania ❤️

Mimo wszystko, mam nadzieję, że jest okej haha 😊😂

Nieodebrane | JACKLYN ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz