- Może kino? - zapytał wysoki brunet podnosząc lewą brew.
- Sam nie wiem - powiedziałem niepewnie.
Nie miałem większej ochoty wychodzić dziś gdziekolwiek z domu, najlepiej zostałbym w łóżku oglądając jakiś serial. Po ostatnim incydencie z Rye'm, nie mam chęci ani potrzeby do wychodzenia gdzieś poza szkołą.
Miejsce, w którym będę uczyć się przez najbliższe lata, miejsce, które uważałem za wspaniałe stało się dla mnie koszmarem. Ciągła przemoc fizyczna jak i psychiczna, wykańczała mnie.
Chciałem postawić się Beaumontowi, ale nie potrafiłem. Strach przed nim i myśl, co może mi zrobić nie pozwalała mi nawet na wydobycie z siebie żadnego dźwięku, poza krzykiem, przy którym najczęściej towarzyszył mi ból.
Wielokrotnie próbowałem sięgać po jakąkolwiek pomoc, ale zawsze gdy mam już komuś to wyznać, zmieniam temat. Gdybym tylko wyznał prawdę moim rodzicom może cała ta sytuacja zakończyłaby się? Może Beaumont dałby nam spokój?
Pragnąłem wyrzucić to wszystko z siebie. Problem w tym, że nie mogłem. Ciągle męczyła mnie myśl "A co jeśli Beaumont nie przestanie i tylko pogorszę sprawę?". Wtedy definitywnie by wiedział, że nie daje sobie z nim rady i boję się go. Co prawda zdaję sobie sprawę, z tego że on dobrze o tym wie, jednak mimo wszystko mam cichą nadzieję, że chłopak nie zdaje sobie z tego sprawy.
Codziennie próbowałem nowych wymówek, tylko żeby uniknąć pójścia do szkoły. W zeszłym tygodniu udawałem chorobę, ale w tym? Nie mam pomysłu. Gdy już zdażało się, że ostatecznie poszedłem do szkoły, a raczej do tego horroru, zaszywałem się w bibliotece, gdzie zawsze siedzą nauczyciele. Czułem się wtedy bezpiecznie.
- Rusz w końcu poślady i nie daj się prosić! - niemal wykrzyczał Jack, dokładnie lustrując moją twarz.
- Dasz mi spokój? - zapytałem zirytowany.
- Oh Brook! - podniósł ton swojego głosu - Wiem, że jest jak jest, ale nie możesz wiecznie siedzieć w domu!
- Mi to nie przeszkadza - parsknąłem.
Chłopak spojrzał na mnie smutno i podszedł do okna.
Oparł dłonie na parapecie, przez co utrzymywał swoje ciało. Patrzył dłuższą chwilę w jeden i ten sam punkt.
Wstałem z miejsca i podszedłem do bruneta, ocierając go ramieniem, po czym stanąłem obok niego bardzo blisko.
Staliśmy w krępującej ciszy. Żaden z nas nie chciał się przełamać i powiedzieć choćby jedno słowo.
Nasze wzroki były skierowane na dwójkę dzieci, które bawiły się w ogrodzie na przeciwko.
Młodzi nie mieli żadnych zmartwień. Dziewczynka bawiła się lalkami, a chłopak sterował swoim helikopterem, obydwoje śmiali się co chwilę spoglądając na siebie. Wyglądali na zadowolonych z życia, nie udawających, że wszystko jest dobrze, mimo że wcale tak nie jest.
Właśnie to było cholernie trudne w całym tym chorym życiu. Wszystko stawiało przeszkody pod nogi, z których nie potrafiłem się wyplątać, a jednak trzeba było wmawiać samemu sobie, że wszystko jest świetnie. Próbowałem oszukać nawet samego siebie, że nic złego się nie dzieje, zaś w środku czułem, że dłużej nie wytrzymam.
- Ja po prostu... - zacząłem, a Jack nie spuszczał dzieci z oka - Nie daję sobie z tym rady - wyrzuciłem to z sobie w końcu.
Brunet spojrzał na mnie, ale ja nadal nie odwróciłem wzroku na niego.
- Usiądź - powiedział, a ja wykonałem jego polecenie.
Usiadłem na skraju łóżka, a on położył ręce obok moich biodrach, przez co nasze twarze dzieliło parę centymetrów.
CZYTASZ
Nieodebrane | JACKLYN ✅
RomanceNadeszły upragnione wakacje. Brook planował wyjechać z kumplami w góry, jednak coś, a raczej ktoś pokrzyżował jego plany. Amy - jego dziewczyna, prosi go, aby wraz z nią pojechał na obóz. Chłopak nie chce się zgodzić, gdyż nie podoba mu się wizja sp...