-31

400 57 21
                                    

- To jak? - zapytał z nadzieją wysoki brunet.

- Nie chcę tam iść - powiedziałem, po czym tupnąłem nogą jak małe dziecko.

- Nie daj się prosić - oburzył się - I tak będziesz siedział w domu.

Spojrzałem na niego z żalem. Naprawdę nie miałem ochoty opuszczać domu. Dzisiaj jest w szkole dosyć ważny mecz, na który Jack uparł się, że mam z nim iść, ale w za nic w świecie nie chciałem się na to zgodzić. Nie miałem po prostu na to ochoty.

Z Jack'iem, mimo że go kochałem, nie byliśmy razem od dwóch miesięcy. Było mi z tym ciężko, bo jednak wciąż go kocham i boję się, że go stracę, ale nadal miałem do niego żal, przez to co powiedział, gdy się pokłóliliśmy. Była to nasza pierwsza kłótnia, a on wyjechał mi z takimi słowami, które bardzo mnie zabolały.

- Wolę siedzieć w domu - powiedziałem pewnie.

- Proszę cię - chwycił dłońmi moje policzki.

Zrobiło mi się strasznie miło. Poczułem się jak kiedyś. Poczułem się doceniony, a co najważniejsze kochany. Sam gest nie znaczył wiele, ale jak dla mnie znaczył, aż za dużo. Dałbym wszystko, aby chłopak nie zabrał już nigdy tych rąk.

- No dobrze - oznajmiłem jak zahipnotyzowany.

Na twarzy bruneta pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Ucieszył się jak dziecko, które dostało prezent.

Duff od ostatnich miesięcy, przynajmniej raz w tygodniu spotykał się z Michelle, aby ją w sobie rozkochać. Dziś w końcu nadszedł moment, w którym nastąpi zemsta. Godzinę po meczu będzie pociąg, którym pojedziemy prosto do Bristolu.

Z tego co mówił Jack, Michelle myśli o nich poważnie ze świetną przyszłością, ale dziś ja ich "pierwszej randce" odechce jej się bruneta. Duff zabierze ją nad wodę, a ja w tym momencie wyleję na nią śmierdzą substancję.

- To idziemy? - zapytał.

- Tylko się przebiorę - oznajmiłem, po czym otworzyłem szafę z czystymi ubraniami.

Wzięłem zwykłą białą polówke, a do tego ulubione jeansy. Szybko się ubrałem i byłem gotów, aby wyjść z domu.

- Idziemy - powiedziałem, a chłopak wstał z krzesła i ruszył za mną, zamykając za sobą drzwi.

Gdy zszedliśmy po schodach uznałem, że napiję się jeszcze czegoś. Poszedłem do kuchni i wciągnęłem dwie szklanki.

- Chcesz? - zapytałem nie odwracając się, aby spojrzeć na chłopaka, gdy ten stał za mną.

- Nie.

Schowałem jedną szklankę, po czym otworzyłem sok pomarańczowy i nalałem go do przeźroczystego naczynia. Wypiłem wszystko na raz, a potem odłożyłem szklankę do zmywarki.

Po parunastu minutach byliśmy już na szkolnym boisku.

Jak można było się spodziewać, był tłum przepychających się ludzi, którzy chcieli przejść. Nie obeszło się też od ogromnej kolejce do stanowiska z napojami i różnego rodzaju przekąskami.

- Chcesz coś? - zapytał Jack stając w długiej kolejce.

- Nie - powiedziałem patrząc w jego oczy.

- To wezmę ci nachosy i colę - oznajmił - a ty idź zająć miejsce, bo zaraz nic nie znajdziemy.

Posłuchałem chłopaka i poszedłem zająć jakieś dobre miejsca. Bardzo ciężko było znaleźć jakiekolwiek, ale po paru minutach szukania w końcu udało mi się zająć dobre siedliska.

Nieodebrane | JACKLYN ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz