14. A wtedy nastała ciemność

171 11 8
                                    

 Nawet nie wiem, kiedy zleciał dzisiejszy dzień, ale już się szykuję na zamek. Może to dlatego, że większość czasu zajęły treningi. Dzięki Bogu, że Hayden się zlitował i na zajęciach beze mnie nie wprowadził nic nowego. Ponoć były tylko luźne ćwiczenia nad techniką.

Jak już o Haydenie mowa... Chyba się na mnie obraził? Ignorował mnie całe zajęcia, ani razu się nie spojrzał w moją stronę. Chciałam z nim porozmawiać, a on tylko zbył mnie machnięciem dłoni. Zabolało. Niby to kobiety mają swoje humorki. Cas to zauważyła i chciała się dowiedzieć, co się między nami stało. Tylko że ja sama chciałabym to wiedzieć.

Kończę zaplatać warkocz i zakładam wybraną wcześniej zwykłą, musztardową suknię. Ma krótki top bez ramiączek i luźno puszczony dół do samej ziemi. Nie będzie mocowania z żadnym gorsetem, ja dziękuję. Dziewczyny dały mi spokój, bo przekonałam je, że to nie będzie nic poważnego. Zastanawiam się nad użyciem paru specyfików, żeby zasłonić swoją twarz, ale rezygnuję. Jakbym sama miała ich użyć, to naprawdę wyglądałabym jak clown.

Trampki czy baleriny? Poważnie lustruję obie pary butów trzymanych w dłoniach. Najwyżej ktoś mnie ukatrupi, ale wybieram trampki. Nikt ich nie zobaczy, a czuję się w nich... pewniej? wygodniej?

Przed bramą straże wpuszczają mnie bez słowa. Widzę, jak gotuje się w nich urażona duma, no ale co zrobię. Trzeba było czytać, co się dostało.

Jeszcze jest jasno, ale słońce powoli zbliża się ku dołowi widnokręgu. Księżyc bacznie obserwuje tę wędrówkę.

Zauważam księcia w czarnym garniturze. Jest odwrócony plecami, siedzi przy fontannie i zanurza w wodzie dłoń. Jego złote włosy lekko fruwają wraz z podmuchami wiatru. Dziwny widok. Wygląda ludzko. Jak zwykły chłopak, a nie marionetka władzy.

Przysiadam się po cichu i również wyciągam dłoń do wody. Zauważa ją i prawie niezauważalnie się wzdryga. Odwraca się w moją stronę.

– Camilio... Przyszłaś – mówi spokojnie z uśmiechem. Odwzajemniam uśmiech.

– Aż taka okropna chyba nie jestem. Trochę mi głupio, że byłam dla ciebie taka szorstka, a ty mi wczoraj pomogłeś. – Wzrusza ramionami.

– Aż taki okropny chyba nie jestem.

Siedzimy w ciszy jeszcze chwilę, aż Nicolas wstaje i podaje mi rękę. Daję sobie pomóc wstać.

– Gdzie idziemy? – pyta, najpierw wskazując głową na zamek, potem na podwórze.

– Póki jeszcze jest przyjemnie na zewnątrz, zostańmy tutaj.

Kierujemy się do ceglanych uliczek. Właśnie mijamy miejsce, w którym robiłam fotografię.

– Naprawdę widziałeś, jak robię zdjęcie? – Widzę jego unoszące się kąciki ust na przypomnienie tamtego wydarzenia.

– Tak. Widziałem przez okno. – Wskazuje na dużo wyżej położoną szybę. Jest praktycznie nad nami. – Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Wyglądałaś niebiańsko. – Rumienię się i spuszczam wzrok na ziemię. – Chciałbym kiedyś cię zobaczyć w tańcu.

Pozwalam tym słowom zawisnąć między nami. Idziemy dalej. Tutaj już nie ma łuków. Można powiedzieć, że jest jakby plac, przez który przemiesza się masa ludzi. Książę musi zauważyć mój zdziwiony wzrok, bo zaczyna mówić:

– Nie mieszkamy na tym zamku sami, nie? – Śmieje się. – Większość ludzi stąd to rodziny inżynierów, informatyków, technologów – wylicza. – Byłoby to dziwne, żeby zmarnotrawić tak duże miejsce.

Baletnica i ulicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz