32. Nie ma powrotu

75 2 2
                                    

 Wpadam do akademii z impetem. Mało obchodzą mnie konsekwencje tego, co robię, ale nie mam najmniejszej ochoty się teraz nad tym zastanawiać. Jestem zła. Po prostu zła. Na tę całą sytuację i... Nie myślę trzeźwo. Wiem, że nie. Ale nie mogę się zatrzymać. Po co? Po co miałabym hamować tę falę złości, jak mogę ją skierować na odpowiednie osoby?

Na razie nikogo nie widzę. Przeszklona aula jest pusta, jedyna osoba to Cara, która udaje, że mnie nie widzi.

Wpisuję kod do pokoju Haydena, który musiałam długo i opornie wkuwać. Drzwi bezszmerowo się otwierają. Od razu rzucam pudełeczko z soczewkami na oślep. Wszystko jest pozasłaniane, żeby nie było mnie widać, ale dlaczego? Zaciskam szczękę i podwijam plączącą mi się pod nogami suknię, wielkimi susami podchodzę do okna. Sięgam po brązową zasłonę i z szarpnięciem ją odsuwam, tak że prawie się pruje.

Biorę głęboki wdech i drapię się po głowie. Muszę się uspokoić. Przecież nie mogę tak nigdzie do ludzi wyjść. Tak?

Nie.

Zaciskam mocno oczy i marszczę brwi. Nie mogę tutaj siedzieć. Bo zamiast stąd, wyjdę z siebie. Pierwsza opcja jest znacznie lepsza. Tylko gdzie? Na zamek! Nie. Nie na zamek.

Ściągam suknię i rzucam ją w kąt. Rude pukle związuję w wysoką kitkę. Otwieram swoją szufladkę i wyciągam czarny strój gimnastyczny. Co może robić baletnica, jak nie tańczyć?

Z walizki wyciągam pointy, które wyniosłam wcześniej z tej akademii. Wszystko zawsze wraca tam, skąd przybyło. Mocno zawiązuję je, aż wstęgi wbijają mi się w skórę. Syczę pod nosem i luzuję zawiązanie. Tak, zrób sobie samej krzywdę Cam, świetny pomysł, jeden z lepszych, nie powiem.

Wychodzę z tego przeklętego pokoju. Chcę pokazać wszystkim, że tutaj jestem i mogę być, bo nikt nie ma prawa tego mi odebrać. Ani wcześniej, ani teraz, szczególnie że mam coś na swoją obronę. I to niemałe coś.

Idę pewnym siebie, zdecydowanym krokiem do przeciwległej części budynku. Przechodzę przez hol. Udaje mi się zwrócić na siebie uwagę Cary. Unosi brwi i przekrzywia głowę, a ja tylko uśmiecham się jednym kącikiem ust. Recepcjonistka wydaje z siebie pomruk, jakby chciała się o coś zapytać, ale szybko przechodzę i już znikam jej z pola widzenia.

Nigdy wcześniej nie zauważyłam, że ta akademia jest tak pusta. Jestem tutaj prawie tylko ja, różowe ściany i okna. Tyle. Nikogo innego. Czy to dlatego, że wszyscy mają teraz zajęcia? A może dlatego, że Królewiczowie zbudowali przepotężny budynek na ledwie pięćdziesiąt osób? Nie mam bladego pojęcia. I nie ma co doszukiwać się logiki w działaniach rządzących Nordlandią. Najwyraźniej to królestwo nigdy nie miało racji bytu!

A jak David na to wszystko zareagował? Czemu mi o tym od razu nie powiedział? No tak. Czemu ja mu o tym od razu nie powiedziałam?

Przechodzę obok szklanych drzwi do sali alabastrowej. Jak mi brakowało tych ambitnych nazw. Zerkam do środka. Moja grupa. Zawieszam się. Wchodzić, czy nie wchodzić? Wejdę. Ale to zaraz.

Ruszam dalej. Mijam salę koralową na samotne ćwiczenia, dalej perłowa. Prawie przyklejam się do drzwi. Zapatruję się w perły na okach. Przypominam sobie chwilę z Haydenem. Łał. Nie wiedziałam, że tak mi tego brakowało. Tańca. Tańca z nim. Niego. Przykładam dłoń do zimnego szkła. Te wspomnienia uspokajają mnie.

W końcu przechodzę na drugą stronę różowego korytarza, zwinnie omijając skórzane fotele przeczepione do ścian. Sale tycjanowa i limonkowa są zajęte. Roxa mnie zauważa i robi wielkie przerażone oczy. Zwraca na to uwagę stojąca obok niej Juliett (jeśli się nie mylę) i wlepia we mnie spojrzenie. Roxa chce ją odciągnąć, ale ta mruży oczy, starając się zrozumieć, co jej tu nie gra.

Baletnica i ulicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz