18. To musiało się w końcu zdarzyć

160 6 25
                                    

 Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam, kiedy nie jestem pokłócona z Haydenem. Mogę wtedy chodzić normalnie na treningi i nie mam tego głosiku z tyłu głowy, który nie pozwala mi się skupić na tańcu w stu procentach.

Występ zbliża się wielkimi krokami. Zajęcia mamy po osiem godzin dziennie. Fotograficzne są wstrzymane, żebyśmy nie rozpraszały swojej uwagi.

Kąpiele stóp w kostkach lodu są wybawieniem. Naprawdę nie zrozumiem, jakim cudem budowa point nie zmieniła się od ponad dwustu lat. Hayden mówi nam, że tak to już jest, kiedy balet praktycznie powoli staje się pracą, nie tylko dodatkowymi zajęciami. Racja. Ale facetom to tak łatwo mówić. Współczuję wszystkim dziewczynom, które właśnie dopiero teraz wkraczają w ten etap. Ja przyzwyczaiłam się do tego bólu, bo nikt nigdy się nade mną nie litował, ale jeżeli nie byłabym wprawiona wcześniej... Masakra.

***

Czekamy, aż trenerzy wpuszczą nas na salę perłową. Dzisiaj pierwszy raz są trzy grupy razem. Jestem ciekawa, jak to będzie.

– No, gdyby sam Hayden miałby tu być, to byśmy nie czekały – mruczy znużona Cassidy. Potakujemy z Olympią głowami. Roxa i Agnes są przyzwyczajone do spóźniania się Poolsent, a jak widać, sam Hayden ich nie pośpieszy.

Właśnie w tym momencie zza rogu przychodzą nauczyciele. Nasi i jeden przyjazdowy. Jakby trzy było za mało. Patrzymy po sobie z dziewczynami. Zaczyna się robić szum.

– Cisza! – krzyczy Poolsent. Nikt nie chce jej podpaść. – Powitajcie pana Jasona Hopkinsa. – Wskazuje na eleganckiego mężczyznę obok Haydena. Wygląda na trochę starszawego, ma blond włosy, smukłą sylwetkę i przyjazny wyraz twarzy. Uśmiecha się do nas i macha.

– Dzień dobry! – mówi, a my odpowiadamy mu chórkiem.

– Pan będzie z nami do występu. Żebyście przypadkiem nie poczuły się za luźno z nami – kontynuuje poważnie Catelyn. Normalnie wydaje mi się, że mogę usłyszeć, jak jej podopieczne przewracają oczami.

Hayden przechodzi na przód i otwiera salę kodem. Dopiero teraz zauważam, że jest tu przezroczysta klawiatura. No tak, jak mogłabym wcześniej zauważyć coś przezroczystego. Zawsze wchodziłam na otwarte już sale albo na koralową.

– Łał! Od kiedy tu stoi scena? – Słyszę przed sobą Agnes. Pani Poolsent odwraca się do niej jakby zażenowana i otwiera usta, ale wyprzedza ją pani Bornis. Ona chyba też nie jest jej fanką.

– Od kiedy niedługo występ! – mówi podekscytowana. Puszcza nam oczko, kiwając na oburzoną Catelyn. Śmieję się otwarcie, na co dziewczyny patrzą na mnie przerażone, a jędzowata nauczycielka otwiera szeroko oczy. Wzruszam niewinnie ramionami.

Scena zajmuje połowę ogromnej, perliście białej sali. Również jest biała i ogólnie dopasowana do wystroju, jej podest zdobią malutkie perły. Ciekawe, czy są prawdziwe. Chyba już bym się nie zdziwiła.

Hayden i pan Jason przynoszą drążki na środek, bo w dwadzieścia trzy dziewczyny, plus ze sceną, nie zmieścimy się na tych przymocowanych do luster.

Swoją drogą, w starej akademii zawsze z bratem byliśmy spychani w sam róg, a tutaj, Bogu dzięki, nikt nie stoi w żadnych rogach. Rozstawienie przy drążkach było swego rodzaju hierarchią. Oczywiście, Evie i jej grupka zawsze jest na przodzie, ale nie zwracamy na to uwagi.

Wyjątkowo nie gra nam pan Tinker, a jakaś pianistka. Chyba pianiści są jakoś przypisani do trenerów.

Rozgrzewamy się. Pan Hopkins mimo przyjaznego wyglądu jest bardzo krytyczny. Naprawdę boję się popełnić jakiś błąd.

Baletnica i ulicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz