Epilog

179 3 4
                                    

 Blondynka czuła się dziwnie, wchodząc na zamek ze swoją małą siostrą. Musiała w końcu podziękować osobie, której tak wiele zawdzięczała (chociażby to, że teraz trzymała w swojej dłoni malutką, delikatną rączkę), a którą przecież tak bardzo chciała skrzywdzić i skrzywdziła.

Jej wysokie obcasy głośno stukały po murowanej podłodze, a siostra radośnie skakała, obijając ją swoimi kiteczkami. W końcu mogła być jak inne dzieci.

U ich boku szedł postawny strażnik w zielonym mundurze. Mała czarna torebeczka zawieszona na jej wolnym łokciu wydawała z siebie chrobocące dźwięki za sprawą podskakujących tabletek w pudełeczku, z którym nigdy się nie rozstawała. Tak na wszelki wypadek.

Odkąd dziewczyna była odesłana do swojego domu, dawno nie miała na sobie sukni. Nigdy też nie mogła zrozumieć, dlaczego kobiety zgadzają się na takie plucie sobie w twarz. Przecież trzeba eksponować piękne ciała! Ale zasady to zasady. O tyle dobrze, że mała Camilia cieszyła się, że zostanie na chwilę księżniczką. Jak królowa Camilia, jej imiennicza i wybawicielka.

– Evie, Cami! Jak miło was widzieć! – powitał je Nicolas, jak tylko zobaczył dziewczyny.

– Król! – wykrzyknęła uradowana dziewczynka.

Blondynka lekko się zdziwiła, bo wyglądał znacznie gorzej niż rok temu, kiedy widziała go ostatni raz. Jego twarz była bez wyrazu. Zmęczony... może zmartwiony? Zero uroku. Strażnik oddalił się na bezpieczną odległość.

Mała wymknęła się z ręki siostry i wskoczyła w ramiona króla, który uniósł ją wysoko w górę. Dziewczynka zachichotała. Nicolas przekazał ją po chwili z powrotem Evie.

– Wszystko u was dobrze?

– U nas wszystko jest naprawdę, naprawdę wspaniale! Dziękuję ci za wszystko. Nigdy się nie odpłacę.

– Wiesz, że nie musisz. A dziękować powinnaś Camilii, bo to ona nalegała.

Blondynka skinęła głową. Właśnie dlatego tutaj była. Przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalnie miała sprawdzić, co się z nią dzieje. Shailene długo na nią naciskała, żeby to zrobiła. Nie wiedziała, po co, przecież rudowłosa na wszystkich nagraniach, nawet na tych sprzed paru dni wyglądała promiennie. Ale zgodziła się, żeby zadośćuczynić za wszystkie lata z Shailene. Każdemu była po trochu czegoś winna.

– Przecież właśnie dlatego tu jestem – uśmiechnęła się Evie.

– Właśnie! – pisnęła mała.

Nicolas kiwnął głową i wziął dziewczynę z siostrą pod rękę.

– Jej pokój jest na tym piętrze. Dzisiaj nie czuje się najlepiej – jego głos lekko się załamał – ale może jakaś znajoma twarz jej umili czas.

– Często ją odwiedzają znajomi?

Blondynka poczuła zawahanie.

– Oczywiście, Evie, nie można się od nich odpędzić. – Machnął ręką.

Shailene mówiła, że nikt nie może się do niej dostać...

– To tutaj. – Król wskazał ręką na złote drzwi.

– To są jedyne drzwi, które mają klamkę? – zauważyła ciekawska dziewczynka, ale nie dostała odpowiedzi.

Nicolas wsadził klucz, przekręcił i otworzył drzwi. Jej oczom ukazał się piękny, bogato zdobiony, przestronny pokój. Po lewej stronie stała ogromna biała komoda, naprzeciwko okno na prawie że całą ścianę z delikatnymi zasłonkami. Prawą część zajmowało ogromne turkusowe łóżko na wzniesieniu z masywnymi filarami. Chwilę zajęło jej odnalezienie Camilii między nimi. Evie poczuła uderzenie zimna. Ta osoba leżąca pod ogromną kołdrą, która zdawała się ją przygniatać, nie wygląda ani trochę, jak osoba, która kłóciła się z nią w samolocie. Camilia już wtedy była drobna, ale teraz... Jej włosy była matowe, twarz wyglądała na martwą. Podkrążone oczy, papierowa skóra, zapadnięte policzki. Jedna ręka, która leżała nieprzykryta, przypominała patyk.

Baletnica i ulicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz