No i stało się, że leżę na brązowym łóżku w mieszkanku Haydena. Nikt nie wie, że tu jestem. Oczywiście poza samym granatowookim i dziewczynami, ale żadna nie może mnie odwiedzić, bo byłoby to podejrzane. Jednak Hayden wciąż jest trenerem, do którego raczej się nie wchodzi ot tak, więc jestem skazana na siebie.
Na razie rozkoszuję się ciszą i zupełnie się rozkładam na satynowym posłaniu z głową w niebiańskich poduszkach. Panuje półmrok, bo zasłony są zasłonięte, a świateł wolę nie zapalać.
Ten pokój jest dużo większy od jakiegokolwiek pokoju. Ale jako mieszkanie... Całe życie w czymś takim mieszkać? No nie wiem.
Boże, co ja gadam. Lepsze to niż nic. Przecież dobrze wiem, że w Nordlandii nic, to jest naprawdę jedno wielkie nic.
Mimo że właśnie opuściłam rodzinkę, którą zdążyłam pokochać całym sercem, nie jest mi źle. Może to dlatego, że wszyscy wspierali mnie w wyjeździe. Dowiedziałam się nawet, że się zakładali, ile czasu minie, zanim wrócę do P&B. Ja dziękuję.
David stawiał niecały tydzień. Kochany brat. Amara wygrała. Ona powiedziała, że do dwóch tygodni. Była najbliżej. Ale w sumie, przez to, że mi o tym powiedzieli, wyjazd był opleciony spokojną, pogodną aurą. A teraz nawet trochę czuję się podekscytowana.
Mam za sobą pierwszy sukces, bo dostałam się tu niezauważona. Inaczej, pewnie z miejsca byłabym deportowana. A to by było bez sensu, bo Hayden musiał wyłożyć pieniądze na mój bilet. Ciekawe, ile zarabia taki trener w prestiżowej akademii. Nie miałam okazji się nad tym wcześniej zastanawiać.
Dzisiaj ponoć ma przyjść książę. Agnes jakimś cudem się udało wysłać do niego wiadomość fizycznie nie z mojego starego hologramu, ale tak jakby z niego. Jest jakoś strzeżona, że tylko on ją dostanie, ale będzie wyglądała jak każda wcześniejsza. Ta dziewczyna ma mózg. Cieszę się, że nie ja musiałam się w to mieszać.
Chyba czas na mnie, żeby w końcu wyjść do księcia. Bo nie daj Boże, wejdzie tu i zwoła miliony pytań pod tytułem a co ten młodzieniaszek tutaj robi?.
Muszę włożyć sukienkę, żeby wtopić się w tłum. Cassidy dała mi swoją. Na moje szczęście mamy podobne wymiary. Jest cała żółta, niby bardzo prosta, a jednak taka piękna. Prosty, gładki, rozkloszowany materiał bez ramion. Najzwyklejsza, a jednak. Przeglądam się w dużym lustrze, przyczepionym do szafy. Podoba mi się.
Włosy związuję w koka i obwiązuję żółtą bandaną. Teoretycznie przyciąga wzrok, ale przynajmniej chroni przed moją rudością, która stety niestety, tutaj jest niespotykana.
Wszyscy są na zajęciach, ale może to bardziej wzbudzić zainteresowanie innych. Wychylam się zza drzwi. Skanuję złoto-różowy korytarz. Pusto. Jedyne, co słyszę to przytłumione grania pianin po drugiej stronie akademii. Ale to chyba mi się musi zdawać, bo nigdy wcześniej nie było tego słychać.
Mam na sobie czarne tenisówki i nie wydaję żadnych odgłosów. Powoli skradam się na główny hol, żeby wymknąć się na zewnątrz. Jestem cała spięta. Cholernie się boję, że ktoś mnie zauważy. Palec po palcu, krok po kroku, wstrzymany oddech, krew szumiąca w uszach.
Przechodząc na oszkloną część, zalewa mnie naturalne światło z podwórza. Złote elementy lekko połyskują. Żadnej żywej duszy. Tylko ja i otwarta przestrzeń.
CARA. No jasne, że jest na recepcji. O czym ja myślałam?
Gwałtownie się obracam i przyspieszam kroku w stronę przezroczystych drzwi.
– Umm... Przepraszam? W czymś mogę pomóc? – Słyszę jej głos, trochę zdezorientowany.
Mimochodem zaciskam zęby i pięści, unoszę ramiona. Odwracam się do niej z zamkniętymi oczami. Kiedy je otwieram, widzę wysoko wzniesione brwi brązowowłosej. Szybko do niej podbiegam i się nachylam.
![](https://img.wattpad.com/cover/49948412-288-k838996.jpg)
CZYTASZ
Baletnica i ulica
General FictionGdy życie daje drugą szansę... Camilia to piękna, rudowłosa dziewczyna wychowana na ulicy. Razem z bratem bliźniakiem tworzą jedną całość. Pewnego dnia wygrywa pobyt w ekskluzywnej akademii baletowej. Sama. Na początku wszystko jest trudniejsze. Cam...