Rozdział I

3.3K 116 46
                                    

Helia

Jak każdego ranka, przebudziłam się dzięki przenikającym przez okna mojego pokoju, ciepłym promieniom słonecznym. Po otwarciu oczu spojrzałam na stojący przy ścianie wysoki zegar i jego spiczaste wskazówki. Na mojej twarzy pojawił się wyraźny grymas, który schowałam poprzez zniknięcie pod pierzyną. Nie chciałam wstawać, każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo. Natłok obowiązków w domu, szkoła, ewentualny spacer po przygotowaniu kolacji i finalna możliwość zakopania się pod pierzyną w łóżku. Mimo tego jednak wiedziałam, że muszę się zwlec, aby uniknąć dodatkowych problemów z rodzicami. Podniosłam się do pozycji siedzącej, odgarniając ruchem dłoni kosmyki włosów z mojej twarzy. Postawiłam stopy na podłodze, mierząc się z przechodzącym mnie chłodnym, porannym dreszczem. Głucha cisza panująca w domu świadczyła o braku w nim moich rodziców. Nie zdziwiło mnie to jednak, gdyż bardzo wcześnie otwierali swoją przychodnię, która znajdowała się kilkanaście minut od domu. Nie przeszkadzał mi również ich brak w mieszkaniu, było to wręcz zbawienie dla mojej osoby. Potrzebowali mnie jedynie do sprzątania i wypełniania innych, niezbędnych obowiązków domowych, takich jak gotowanie obiadu, kolacji, czy robienie prania. Wstałam i prześcieliłam swoje łóżko, po czym wysunęłam szufladę z szafki nocnej i wyciągnęłam z niej drewniany grzebień. Niespiesznie rozczesałam swoje włosy, które odgarnęłam za uszy dwukrotnie, mimo iż nawet po powtórzeniu czynności bezładnie opadły na moją twarz. Wyciągnęłam z szafy za krótką już nieco zieloną sukienkę. Nie wyglądała zbyt dobrze, w efekcie jej częstego prania i czyszczenia. Do wszystkiego dopięłam ostatni guzik sukienki przy szyi, po czym włożyłam na stopy brązowe, obdarte na czubkach buty i byłam gotowa do wyjścia. Nazajutrz o poranku, wraz z rodzicami, planowaliśmy wyjechać z Kekscemet do Budapesztu. Wszystko ze względu na lepszą ofertę pracy, jaką otrzymali. Ojciec stwierdził, że w większym mieście, utrzymanie własnej przychodni bardziej się opłaca, zatem wszystko zostało postanowione. Czułam lekką pustkę w sercu, czemu nie mogłam zaprzeczyć. W Kekscemet spędziłam całe swoje dotychczasowe życie, więc jakimś sposobem przywiązałam się do samego klimatu tego miasta, mimo wielu nieprzyjemności ze strony rówieśników w szkole. Uznałam, że skoro dziś nie muszę gotować obiadu, bo prawie wszystko zostało już spakowane, wybiorę się do parku, by trochę odetchnąć. Nie znajdował się on daleko od domu, zatem dotarcie szybkim krokiem, zajęło mi jedynie kilka minut. Po przekroczeniu wysokiej bramy wejściowej i skręceniu w alejkę prowadzącą do centrum ogrodu publicznego, usiadłam przy drzewie, pośród otaczającej mnie wysokiej trawy. Była ona nieco przeschnięta w efekcie panującej od dłuższego czasu suszy, przez co kłuła mnie w skórę. Nie przeszkadzało mi to jednak i odchyliłam głowę do tyłu, czując pod swoimi plecami szorstką korę drzewa. Śpiew ptaków w połączeniu z letnim powietrzem tworzył przemiłą atmosferę. Idealną, abym mogła wreszcie skupić się na czymś innym, niż to, czy tym razem moja rodzicielka wyżyje się na mnie fizycznie przez gorszy dzień, czy może oboje postanowią skarcić mnie za źle domyte naczynia?
Zerwałam kilka mleczy rosnących obok i uplotłam z nich skromny wianek. Moje skupienie na obecnej czynności przerwały dwa znajome głosy, od których aż ścisnęło mnie w żołądku. Spojrzałam przez ramię, dostrzegając zmierzającą ścieżką w moją stronę parę. Ściągnęłam brwi w stresie i odwróciłam się plecami do nich, jakby istniał, chociażby cień szansy, że mnie nie dostrzegą.

- Helia? - usłyszałam za sobą.

Przeklęłam pod nosem. Przeciągając dłońmi po twarzy, zignorowała piskliwy głos dziewczyny. Słysząc kroki coraz głośniej, westchnęłam. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez popisu jednego przed drugim z wykorzystaniem mojej osoby. Jak podejrzewałam, tak się stało. Po chwili poczułam na swoich barkach dłonie, które zamknęły się na materiale mojej sukienki i energicznie postawiły mnie do pionu, rozpruwając kawałek ubrania na rękawie.

- Doprawdy, miło cię widzieć. - blondynka roześmiała się popisowo.

Odepchnęłam ją od siebie i cofnęłam się, zaczynając uciekać w przeciwnym do nich kierunku. Chłopak, który przyszedł z blondynką, biegiem ruszył za mną. Potrafiłam jednak szybciej przebierać nogami, co było jedną z bardzo niewielu moich zalet. Szczęście jednak nie towarzyszyło mi długo, gdyż byłam na tyle przejęta faktem, aby tylko zdołać uciec, że nie dostrzegłam wystających z ziemi korzeni drzewa i zahaczyłam o jednego czubkiem buta, upadając prosto na twarz. Tępy ból rozszedł się po całej czaszce w ułamku sekundy, ale co najgorsze, szatyn dogonił mnie i chwycił za rękę, obracają mnie na plecy.

- I co teraz? - zaszydził ze mnie.

Kręciło mi się w głowie i ciężko było mi nawet określić, jaki wyraz twarzy przybrał wówczas chłopak. Mimo tego jednak, z całych sił, jakie jeszcze mi pozostały, przyciągnęłam nogi do siebie i mocno kopnęłam szatyna w klatkę piersiową. Gdy on przewrócił się, wykorzystałam okazję i z trudem, na drżących rękach podniosłam się, a nogi same poniosły mnie w stronę bramy wyjściowej z parku.

***

Złapałam za klamkę drzwi, która pod wpływem nacisku, wydała z siebie nieprzyjemny dla ucha pisk. Pierwsze, za co się zabrałam, to przemycie krwi z twarzy, która znalazła się tam w efekcie krwotoku, jaki nastąpił po moim upadku i uderzeniu nosem o korzeń. Nalałam zimnej wody do głębokiej misy i jedną ręką przytrzymałam swoje włosy, po czym zanurzyłam twarz. Musiałam ochłonąć, a to był pierwszy sposób, jaki przyszedł mi do głowy po wejściu do mieszkania. Gdy już nie byłam w stanie utrzymać powietrza w płucach, wynurzyłam twarz z wody, czemu towarzyszyło donośne nabranie tlenu na nowo poprzez usta. Wylałam lekko mętną ciecz i odgarnęłam włosy do tyłu, przecierając twarz lnianym ręcznikiem wiszącym przy wannie. Oparłam ręce o ścianę za sobą, wzdychając. Gdy poczułam, jak moje kolana momentalnie miękną, upadłam na nie i spuściwszy głowę, przygryzłam drżące wargi, zanosząc się głośnym szlochem. Nie wiem, ile to trwało, ale wiem, że łzy cisnęły mi się do oczu już od kilku dni i finalnie dopięły swego. Gdy uspokoiłam się już nieco, poczułam zdecydowaną ulgę i spokój. Podniosłam się na nogach i otarłam łzy nadgarstkiem. Wtem, zegar kościelny obwieścił pełną godzinę. Przypomniało mi się, że rodzice zamykają dziś przychodnię wcześniej, z uwagi na jutrzejszą wyprowadzkę, a ja do tej pory nie miałam jeszcze spakowanych rzeczy. Wybiegłam więc z łazienki i po przekroczeniu progu swojego pokoju, wyciągnęłam torbę podróżną spod łóżka. Sięgnęłam do szafy po ubrania, każde z kolejna składając w kostkę, po czym upychając do torby zupełnie nieestetycznie. Nie miałam wiele do spakowania, zatem miejsca w torbie mi nie zabrakło. Zostawiłam sobie czystą sukienkę, w którą od razu się przebrałam. Gdybym zostawiła poprzednią, rodzice na pewno pytaliby, skąd te plamy, a ja nie miałam ochoty wdawać się z nimi w żadne rozmowy i tłumaczenia. Gdy wszystkie rzeczy miałam spakowane, usiadłam na skraju łóżka i odetchnęłam z ulgą. Po dłuższej chwili namysłu stwierdziłam, że tak duża zmiana może jakimś cudem wyjdzie mi na korzyść, a nowy początek będzie wiązał się z tym, że samo szczęście uśmiechnie się do mnie na nowo. Głęboko w duchu liczyłam na to, że tak się stanie. Potrzebowałam tej drobnej iskry szczęścia.

***

- To już ostatnie. - oznajmiłam, stawiając bagaże na wóz dorożki, nieco zmęczona ciągłym wbieganiem i zbieganiem ze schodów z dodatkowymi kilogramami w postaci waliz podróżnych.

- Zamienię kilka słów z kupcem i możemy ruszać. - oznajmił ojciec.

Woźnica miał zawieźć nas na dworzec, skąd wraz z bagażami, mieliśmy ruszyć w drogę prosto do Budapesztu.

- No, jedziemy! - ojciec wskoczył na wóz, usadawiając się obok mojej matki. Rozległ się dźwięk batu, rżenie koni i dorożka ruszyła w stronę dworca. Usadowiłam się naprzeciw rodziców, na dębowej ławce, której siedzenie pokryte było skórą. Na oparciu widniał pas ornamentowy z prostym gzymsem. Posunęłam po wzorze opuszką palca. Połyskujące, miękkie drewno wykończone woskiem, wyglądało zdecydowanie elegancko.

Splotłam palce razem i przyciągnęłam nogi do siebie. Spuściwszy wzrok, ułożyłam się w sposób, w jakim przejechałam resztę drogi. Bardzo ciekawiło mnie, w jakiej okolicy będziemy mieszkać. Wiedzieli to jednak tylko rodzice, a ich nie ośmieliłam się zapytać nawet o ówczesną godzinę.

Panienka z Placu BroniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz