Rozdział XVIII

1K 47 41
                                    

Helia

Minęło kilka dni od sytuacji, w której wraz z Czonakoszem, zauważyłam Gereba w towarzystwie Ferenca. Nic szczególnego się nie działo, zaplanowaliśmy tylko wyjście do ogrodeum, ale musieliśmy czekać, aż kuzyn Lesika odda mu lornetkę, aby ten mógł nam jej użyczyć.

Charlotte zacisnęła swoją dłoń na moim przedramieniu, na co skrzywiłam się z bólu.

- Przyznaj się, że oszukałaś Ferenca. - Powiedziała przez zęby.

- Nikogo nie oszukałam. - Odparłam. - Jest naiwny, tak samo, jak ty. Jak można wierzyć Pastorom! Do tego zachowujesz się.. - Nagle ktoś z tyłu uciszył mnie, zakrywając swoją dłonią moje usta.

Blondynka szarpnęła mnie i pociągnęła za sobą. Wówczas ruszyła w stronę ogrodeum, a mnie otoczyło ciasne koło czterech dziewcząt, przed które wyszli Pastorowie.

Nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo dążyli do tego, abym nie mogła już przebywać na wyspie. Co im zrobiłam?

Przekroczyliśmy bramę ogrodu botanicznego, a niedługo później, znalazłam się na wyspie, a dokładniej, to na brzegu jeziora. Nie było Feriego, jak zresztą połowy członków grupy. Tylko Pastorowie, ja i słynna piątka, czyli Charlotte, Katalin, Iren, Szkarlett i Irisz. Tego dnia było chłodniej niż zwykle, wiał wiatr i z czasem zaczęło kropić.

- Przyznaj się, bo wylądujesz w wodzie. - Rzucił starszy z Pastorów.

- Trudno. Mogę siedzieć w tej wodzie po szyję, nawet do nowego roku, ale nie zamierzam przyznawać się do głupich plotek tej trójki. Udław się tymi kłamstwami, razem z nimi, Charlotte. - Przejrzałam ich wszystkich wzrokiem. Wiedziałam, że blondynka maczała palce w uwiarygodnieniu słów Pastorów, uświadomiłam to sobie, gdy w mojej głowie odżyły jej słowa:

,,I tak niedługo cię znienawidzi''

Była zazdrosna o to, że miałam wstęp na wyspę? Zapewne. A przecież fakt, że widziano mnie z wrogiem Czerwonych był doskonałą okazją do puszczenia plotki, która zapewniła mi brak wstępu na wyspę.

- Jak wolisz. - Poczułam szarpnięcie za rękę, potknęłam się o własne buty i wylądowałam na wilgotnym piasku. Jeden z Pastorów chwycił mnie za nogi, a drugi za ręce i obaj unieśli mnie nad taflą wody. Serce zabiło mi mocniej, gdy zaczęli kołysać mną w powietrzu. Po chwili, wylądowałam w wodzie, która zakryła mnie po głowę. Gdy wkrótce potem wynurzyłam się nieco i przetarłam oczy, usłyszałam okrzyki szczęścia dziewcząt, zlewające się z przeraźliwie głośnym śmiechem Pastorów. Podpłynęłam do brzegu, smętnie wychodząc z jeziora. Woda lała się z mojej sukienki jak z rynny, tym bardziej że zaczęło padać. Cała siódemka uciekła i zostałam na wyspie sama. Zacisnęłam usta i poczułam, jak po moim policzku spływa ciepła łza, a za nią kilka kolejnych. W gardle uwiązł mi żal. Piętnaście lat życia byłam odtrącana przez rówieśników i nigdy nie rozumiałam, z jakiego powodu. Za każdym razem obelgi na mój temat ściskały mnie za serce, ale nie za każdym razem to pokazywałam. Nie chciałam dawać satysfakcji drugiej osobie, to byłaby najgorsza odpowiedź z mojej strony.

Ruszyłam w stronę dużych kamieni pod drzewem dalej i usiadłam na jednym z nich. Obok stała mała latarnia, którą wzięłam do ręki. Przy okazji jednak dostrzegłam pod nią jakieś złożone kartki i ołówek. Rozłożyłam pierwszy papier, który okazał się pusty. Kolejne cztery były dokładnie takie same, lecz ostatni przykuł moją uwagę. Był tam narysowany jak gdyby plan. Plan jakiegoś miejsca, a obok rozpisane imiona. Sebenicz, Pastorowie i Wendauer.. Na kolejnych ścieżkach inne. Nie wyglądało to podejrzanie, do czasu, gdy zauważyłam napis w prawym górnym rogu. ,,Wejść od ulicy Pawła''. Rozchyliłam usta i przyjrzałam się dokładniej poszczególnym elementom. Narysowane były tam postacie, a obok nich znów imiona. Pośrodku Janosz, obok Czonakosz i jeszcze jakiś znak zapytania. Odwróciłam kartkę i zobaczyłam jeden, kilkukrotnie podkreślony, wielki napis:

Panienka z Placu BroniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz