Rozdział XIV

1.1K 63 22
                                    

Boka

Po ostatniej lekcji, jaką była kaligrafia, ustaliłem z chłopcami, że o trzeciej po południu spotykamy się na placu. Dziś planowałem luźne zebranie, krótkie omówienie wydarzeń, jakie ostatnimi czasy miały miejsce i głównie wspólną grę w palanta.

Na plac wszedłem ostatni, gdyż nie mogłem przybyć wcześniej przez obowiązki domowe i razem z innymi wyznaczyć pola do gry. Po wejściu dokładnie zamknąłem za sobą furtkę. Gdy się obróciłem, dostrzegłem chłopców ewidentnie czymś przejętych. Wszyscy stali przed budką Jano, zaglądając przez siebie wzajemnie, jak gdyby wewnątrz działo się coś niezwykle interesującego, w co raczej wątpiłem. Ściągnąłem brwi i podszedłem do wszystkich, a chłopcy, widząc nadchodzącego mnie, zrobili przejście. Zaraz po tym, dostrzegłem siedzącego na drewnianym stołku Jano, który słysząc moje kroki, obejrzał się za siebie. Wstał i odsłonił mi leżącą na drewnianym stoliku dziewczynę, której chustką schładzał twarz, skronie, powieki i szyję. Nie wyglądała najlepiej.

- Co się stało? Skąd ona się tu wzięła? - Zapytałem, oczekując odpowiedzi od kogokolwiek. Znałem tę dziewczynę z widzenia, ostatnio przecież odciągnąłem ją przed wpadnięciem pod dorożkę z końmi.

- Późnym wieczorem czekałem na dostawę drewna, paniczu. - Mówił z fajką w ustach. - W którejś chwili, Hektor mnie zbudził, bo mi się przysnęło, toż chwyciłem latarnię i pobiegłem sprawdzić, co się tam u licha stało! Pod fortecą leżała, śpi pewno, bo oddycha. - Wypuścił z ust gęstą chmurę dymu. - Od tamtej pory, jedynie oczy na chwilę otworzyła, później z powrotem to samo. No to przećta zostawić jej nie mogłem i przeniosłem ją tutaj. - Odparł, mocząc z powrotem chustkę w misie z zimną wodą. Słownictwo Słowaka trochę mnie bawiło, lecz w takiej sytuacji, chyba nie szczególnie powinienem zwracać to uwagę.

Skinąłem głową i obróciłem się do chłopców, wzdychając z poirytowania.

- Ależ widowisko! Z tego, co wiem, tak was do gry w palanta ciągnęło! - Upomniałem wszystkich i zaraz rozeszli się w popłochu. Nie rozumiałem, dlaczego robili z ówczesnej sytuacji takie zamieszanie.

- O! Podjechał wreszta! Zaczekaj no, paniczu, załadować drewno pójdę!

Skinąłem głową i wyciągnąłem ręcznik z misy, wykręcając go z nadmiaru wody. Usiadłem przy dziewczynie i delikatnie przyłożyłem do jej twarzy chłodny materiał. Oddychała niejednostajnie. Pod oczami miała wyraźne sińce, a usta lekko spierzchnięte. Odgarnąłem dokładnie wilgotne kosmyki włosów z jej skroni, czując się przy tym dziwnie niezręcznie. Była ubrana w prostą, brązową sukienkę z długim rękawem, z nieco krzywo wyszytymi kwiatami na przodzie. Włosy miała jasnobrązowe, lecz padające na nią promienie słoneczne nadawały im rudą poświatę. Czułem się dość skrępowany, siedząc blisko dziewczyny, którą ostatnim razem widziałem w towarzystwie Feriego Acza i Sebenicza, naszych wrogów. Po tym, jak przyszli do nas razem, uznałem, że dziewczyna musi do nich należeć. W ówczesnej sytuacji, starałem się jednak nie zwracać uwagi na to, skąd była. To byłoby nierozważne i głupie. W pewnej chwili, gdy wstałem, by ponownie schłodzić ręcznik, dostrzegłem, jak dziewczyna powoli unosi powieki. Usiadłem z powrotem i przyjrzałem jej się. Wreszcie w pełni otworzyła oczy. Próbowała podeprzeć się rękoma i usiąść, a ja chciałem jej pomóc, lecz zawahałem się, gdyż sama dała sobie radę. Zganiłem się w myślach za to, że w sumie próbowałem nie zwracać uwagi na to, że widziałem ją z naszym wrogiem, ale teoretycznie podświadomie mi to przeszkadzało. A może tylko okazjonalnie się z nim widywała? Sam nie wiedziałem, co o tym sądzić.

Zamrugała kilka razy i spuściła głowę, którą chwilę później uniosła. Przyjrzała się mi, w jej oczach błądził zastanawiający smutek. W pewnej chwili, energiczniej przesunęła się w bok, by oddalić się ode mnie. Lekko zacisnąłem usta i przeczesałem palcami swoje włosy.

Panienka z Placu BroniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz