Czele
- Żenujące. - dziewczyna skwitowała, przeciągając dłońmi po twarzy, gdy mój kamień zatonął na środku stawu, zamiast musnąć jego taflę.
- Nie można być mistrzem we wszystkim. - zaśmiałem się krótko, gdy dziewczyna wywróciła oczami z uśmiechem.
- Nie twierdzę, że masz być mistrzem w puszczaniu kaczek, jednak zdobądź się choć na jedną. A teraz spójrz na to. - przerzuciła płaski kamień do prawej dłoni i po ustawieniu się pod dobrym kątem, pozwoliła sobie na rzut, dzięki któremu za jednym razem zdobyła co najmniej kilka kaczek. - Ha, widziałeś? - oparła dłonie na swojej talii, przyjmując dumną postawę. - Kiedyś cię pouczę, teraz nie mam czasu. Muszę odebrać sukienkę od krawca. - podeszła i pocieszająco klepnęła mnie po plecach.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, przejdę się z tobą. - włożyłem kapelusz na głowę, starając się o równy krok z szatynką.
- Jak chcesz. - odparła, posyłając mi delikatny uśmiech. Był on naprawdę urokliwy. Zresztą, całą jej osobę postrzegałem w ten sposób. Jej brązowo zielone oczy, brąz włosy i nieco blada cera sprawiały, że dziewczyna wyglądała intrygująco. Do tego jej pełne, różowe usta i widok, gdy ich kąciki pędziły ku górze sprawiały, że moje kolana jak gdyby miękły. Początkowo nie rozumiałem własnej reakcji na widok dziewczyny i tak drobnych rzeczy, jak na przykład ucisk w żołądku przed spotkaniem się razem na placu, czy zwyczajna potrzeba wpatrywania się w nią. Było to dla mnie coś zupełnie nowego. Nigdy nie polubiłem tak bardzo żadnej innej dziewczyny, zresztą, z żadną, prócz mojej siostry, nigdy nie rozmawiałem z czystej chęci. A gdyby tego było mało, chęci na rozmowę z Helią najczęściej miewałem więcej, niż z chłopcami na placu. Choć bywała opryskliwa i często nie rozumiałem jej zachowania, to mimo tego sprawiała, że chciałem ciągle przy niej być. Nawet, gdy ewidentnie nie tryskała radością i milczała przez większość spędzanego razem czasu, czułem się z tym dobrze, bo po prostu była blisko. Spokojnie mogłem uznać ją za jedną z bardziej niezręcznych osób, jakie dane mi było spotkać, jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Gdy finalnie zrozumiałem własne intencje co do niej, ostrożnie próbowałem jej to pokazać, ale za każdym razem na drodze stawała mi jakaś przeszkoda.
Chmury zwiastujące deszcz przeszły bokiem, tym samym ustępując miejsce słońcu. W końcu zrobiło się jaśniej. Zbliżaliśmy się do skrętu na ulicę Kinizsi, przy której mieszkał Boka. Większość drogi spędziliśmy w ciszy, a ja pozwoliłem sobie na zagłębienie się we własnych myślach, jednak na tyle, aby wciąż być skupionym na tym, co dzieje się wokół mnie.
- Szybko odbiorę i wracam. - oznajmiła dziewczyna i wbiegła po schodach na górę, co prędko wyrwało mnie z krótkiego namysłu. W odpowiedzi posłałem jej uśmiech i oparłem się plecami o latarnię uliczną, mając widok na dom swojego przyjaciela.
Mosiężna kołatka zastukała kilkukrotnie, a w drzwiach ukazał się Janosz. Kiwnąłem mu głową, a ten odwzajemnił gest i zaprosił Helię do środka. Nie trwało to długo, bo jakieś pięć minut później dziewczyna wyszła już z ubraniami złożonymi w eleganckim pakunku przyciągniętym do piersi. Uśmiechnąłem się, gdy w pewnym momencie oczy dziewczyny przysłonił kosmyk włosów, a ta próbowała zdmuchnąć go, co jednak niezbyt jej się udało.
- Pomogę. - zasugerowałem. Odpowiedzią dziewczyny był jedynie delikatny uśmiech. Miałem wrażenie, że stał się on jednak trochę nerwowy w momencie, w którym przypadkiem musnąłem palcem skórę na jej policzku.
- Wybacz, chyba nie powinienem. - zganiłem się za ten ruch. Odciągając dłoń, napotkałem jej wzrok, który w przeciwieństwie do uśmiechu przed momentem, wcale nie był nerwowy. Bił od niej spokój. Patrzyła na mnie w milczeniu i nieśpiesznie obadała wzrokiem moją sylwetkę, kończąc na moich tęczówkach. Nie wiedziałem, jak się zachować. Co właściwie powinienem powiedzieć? Czy w ogóle dobrym pomysłem jest się odzywać? Finalnie, po prostu zbliżyłem się do dziewczyny. Doprawdy, mogłem patrzeć na nią bez przerwy. Wzbudzała we mnie uczucia, jakich nigdy dotąd nie znałem, a przynajmniej nie w takim stopniu. Uniosłem kącik ust, robiąc pół kroku w jej stronę. Gdy tak staliśmy, moja dłoń ledwo odczuwalnie zetknęła się z jej palcami, co przyprawiło mnie o szybsze bicie serca. Patrzyła na mnie. Patrzyła prosto w moje oczy, a ja pierwszy raz tak dobrze mogłem przyjrzeć się jej tęczówkom, których kolory mógłbym porównać do leśnego krajobrazu tonącego w złotych promieniach słońca. Pierwszy raz dostrzegłem tak wyrazisty błysk kryjący się w jej spojrzeniu. Ostrożnie splotłem nasze palce razem, co na środku chodnika nie należało do rzeczy zbytnio taktownych, jednak nie szczególnie mi to wówczas przeszkadzało. Zbliżyłem swoją twarz do twarzy dziewczyny, stykając się z nią czołami. Przeszedł mnie dreszcz. Był on jednak zadziwiająco przyjemny i wiedziałem, że prędko za nim zatęsknię. Uśmiechnąłem się, co szatynka odwzajemniła, choć jak to miała w swojej naturze, trochę delikatniej i mniej pewnie. Westchnąłem, czując, jak w moim gardle zadrgało. Rozchyliłem usta, aby coś powiedzieć, ale głos nagle mi uwiązł. Wolną ręką ostrożnie przyciągnąłem Helię do swojej klatki piersiowej, a splecione palce mocniej zacisnąłem na jej dłoni. Czułem na swojej skórze jej spokojny oddech. Byliśmy tak blisko, jak nigdy i nigdy nie pragnąłem tak bardzo, aby jakakolwiek chwila trwała wiecznie. Lekko przechyliłem głowę w bok i zdecydowałem się zrobić kolejny krok. Najostrożniej, jak tylko potrafiłem, musnąłem jej usta. Czułęm, jakby moje serce wykonało serię salt. Gdy dziewczyna pogłębiła pocałunek, moje nogi po prostu zmiękły, a uczucie ciepła wypełniło każdy milimetr mojego ciała. Jej wargi były niezwykle delikatne i miękkie. Gdy nagle poczułem, jak jej dłoń subtelnie wędruje po moim karku, a nasze splecione dłonie wcale się nie rozdzieliły, zrozumiałem, że pięknie zapakowana sukienka wylądowała na chodniku na potrzebę trwania tego wszystkiego. Nic nie mogło równać się z tym uczuciem. Nie z tą chwilą. Nie z Helią, która sprawiała, że pragnąłem, potrzebowałem wręcz, oglądać jej twarz codziennie. Bez przerwy. Patrzeć tylko na nią i czuć, jak nasze dłonie pozostają splecione, jak jej dłoń wędruje między kosmykami moich włosów, a jej wargi nie odrywają się od moich. Błagałem w duchu, aby to trwało wiecznie, abym już zawsze mógł czuć się tak wspaniale, jak podczas tego momentu.
CZYTASZ
Panienka z Placu Broni
Genç Kurgu(Książka przechodzi znaczne poprawy rozdziałów od połowy) Budapeszt, druga połowa XIX wieku. Chyba większość doskonale zna słynnych ,,Chłopców z Placu Broni''. Postanowiłam napisać własną historię związaną z nimi, z racji, iż są oni dużą częścią mo...