Dzień 23

152 9 12
                                    

09.03.1983 r.

*Michael

Dlaczego jak jeden problem zostanie rozwiązany, zaraz pojawiają się kolejne? Dlaczego nie mogę w spokoju dokończyć tego jednego, cholernego teledysku? Do tego nie mam pojęcia jak to rozegrać bez całkowitej zmiany koncepcji. Wiedziałem, że wspólnota będzie nieugięta i są niewielkie szanse na kompromis.
- Nie śpisz? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Vanessy.
- Przed chwilą się obudziłem - skłamałem - Za chwilę będę się zbierał na nagrania.
- Widzę, że martwisz się tym, co wczoraj powiedziała Katherine - położyła swoją głowę na moim ramieniu i zaczęła głaskać mnie po policzku.
- I wspólnota i teledysk są dla mnie ważne, a zmuszają mnie, abym z czegoś zrezygnował
- Może da się jakoś to pogodzić
- Porozmawiam z Johnem i Frankiem może coś wymyślimy - westchnąłem.
- Na pewno - Ścisnęła moją dłoń. Zjedliśmy jeszcze razem śniadanie i wyszedłem zanim rodzice i Eva zdążyli się obudzić. Przez całą drogę byłem nieobecny zastanawiając się co zrobić, chociaż podświadomie wiedziałem, że ostatecznie wybór oznacza zrezygnowanie z czegoś. Gdy tylko samochód zatrzymał się na parkingu wyszedłem z niego cały w nerwach poszedłem na plan.
- Gdzie jest Frank? - Spytałem pierwszą spotkaną po drodze osobę. Był to jeden z kamerzystów, który właśnie rozstawiał swój sprzęt. Na początku spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha i natychmiast się wyprostował. Nie miałem okazji jeszcze z nim rozmawiać, być może stąd taka reakcja, a być może zauważył, że jestem poddenerwowany.
- Nie widziałem go jeszcze - W końcu odpowiedział poprawiając nerwowo swoje blond włosy, które wystawały spod czapki.
- Spokojnie nie gryzę - powiedziałem mając nadzieję, że trochę go uspokoję - Wiesz może czy John już jest? - Kolejne pytanie postarałem się zadać już bardziej opanowanym głosem.
- Widziałem jak wchodził do garderoby
- Dzięki, to twój pierwszy dzień? Nie widziałem cię wcześniej - zagadałem żeby trochę rozluźnić atmosferę, ale przyniosło to chyba odwrotny efekt.
- Nie panie Jackson, ale dopiero się uczę i tylko rozkładam sprzęt, nigdy pan tak wcześnie nie przychodził, może dlatego mnie pan nie widział...- Gdy przyglądnąłem się mu dokładnie, rzeczywiście wyglądał dość młodo. Mógł mieć może 20 lat? Nic dziwnego, że się denerwował.
- Mów mi Michael, pracujemy razem więc się tak nie stresuj
- Postaram się panie.. znaczy... - był coraz bardziej zdenerwowany i zaczął się jąkać, aż w końcu spuścił głowę. - Przepraszam, chciałem się pokazać z lepszej strony
- Spokojnie, nie masz za co przepraszać - uśmiechnąłem się. - Trzymaj się i powodzenia - Powiedziałem na odchodne i zostawiłem go samego. Skierowałem się prosto do garderoby, gdzie miałem znaleźć Johna. Reżyser rzeczywiście tam był i popijał kawę jednocześnie robiąc notatki. Zwrócił na mnie uwagę dopiero, gdy trzasnąłem drzwiami zamykając je.
- O Mike, nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie
- Musimy pogadać o teledysku - Przysunąłem krzesło do stolika, przy którym siedział i przycupnąłem.
- Co tym razem? - Odłożył notatki na bok.
- Wiesz, że jestem świadkiem Jehowy - zacząłem niepewnie obserwując jego reakcję. On tylko poprawił okulary i słuchał dalej. - Moja wspólnota nie chce, abym nagrywał ten teledysk.
- Już go nagrywasz
- Chcą mnie za to wykluczyć, jeśli go wypuszczę na pewno to zrobią.
- Przecież nie robisz nic złego
- Według religii robię - Oparłem głowę na dłoniach - Nie wiem co robić.
- Próbowałeś z nimi rozmawiać? Może uda się dogadać
- W takich kwestiach są nieustępliwi - w moim głosie dało się wyczuć rezygnację.
- Na pewno chcesz być w grupie, która będzie cię ciągle ograniczać?
- Nie rozumiesz, wiara jest dla mnie ważna.
- Może i nie rozumiem - przyznał - Ale nie rozwiniesz się jako artysta, gdy ciągle coś będzie cię ograniczać. - Słysząc to tylko westchnąłem. Wiedziałem, że ma rację, ale decyzja nie była dla mnie taka prosta. Nikt mnie nie zmusił do dołączenia do wspólnoty, zrobiłem to z własnej woli, godząc się na panujące tam zasady i na konsekwencje ich złamania.
- Mike, możesz wierzyć i jednocześnie robić to co kochasz, twój talent nie wziął się znikąd tak jak i twoje pomysły - Odezwał się John po krótkiej chwili milczenia. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Może i miał rację. Zawsze wierzyłem, że to nie ja jestem twórcą, a tylko pośrednikiem, że to Bóg sprawia, że przychodzą mi do głowy te wszystkie pomysły, że to jemu wszystko zawdzięczam.
- John, chciałbym pobyć sam - powiedziałem po chwili. On tylko zatrzymał na moment swój wzrok na mnie po czym wyszedł bez słowa. Musiałem się skupić przez chwilę i pomyśleć.
Skoro wszystko, co do tej pory wymyśliłem pochodziło z góry, to czemu akurat ,,Thriller" musiał być zły? Nie mógł być. Chyba.

Ostatnia Szansa | MJ | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz