Dzień 27

138 9 5
                                    

13.03.1983 r.
*Michael

Mimo że miałem dzień wolny, chyba z przyzwyczajenia wstałem z samego rana. Poszedłem na balkon, aby całkiem się rozbudzić i odetchnąć trochę świeżym powietrzem. Wiedziałem, że pod murami Neverlandu ciągle czają się dziennikarze, ale na szczęście na ranczu było spokojnie. Jakby był to inny świat, odcięty od tego na zewnątrz.
- Znowu uciekasz nad ranem? - Usłyszałem za plecami głos Vanessy. Byłem zaskoczony, bo nie spodziewałem się, że już wstała. Stała boso, oparta o framugę drzwi. Z skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami wyglądała dość poważnie, ale wiedziałem, że się droczy. Mimowolnie zmierzyłem ją wzrokiem z góry do dołu. Miałem wrażenie, że z każdym dniem jest coraz piękniejsza i że jestem w niej mocniej zakochany. Nie wiem czy sprawiła to długa rozłąka, czy coś innego, ale szalałem za nią coraz bardziej. Zdawałem sobie sprawę, że jestem szczęściarzem mając obok siebie cudowną żonę, z którą w końcu wszystko zaczęło się układać.
-No wiesz... - Podszedłem do niej i nachyliłem się do jej ucha i ściszyłem głos. - Do późna nie dajesz mi spać...
- Przepraszam bardzo, kto tu wczoraj komu nie dawał spać - lekko przygryzła wargę, a ja się uśmiechnąłem.

- Narzakasz?
- Ty narzekasz - popatrzyła mi prosto w oczy, a ja nie czekałem już dłużej i ją pocałowałem. Poczułem, że się uśmiecha i razem z nią wszedłem z powrotem do pokoju zamykając za sobą drzwi na balkon. Stała na balkonie zaledwie chwilę, ale jej skóra była już zimna, gdy błądziłem dłońmi po jej plecach, jednocześnie całując po szyi. W końcu zdjąłem jej koszulkę i kontynuowałem całowanie obojczyków, piersi...
- Jesteś piękna - spojrzałem jej w oczy. Po chwili zrzuciłem swoją koszulkę i podniosłem ją, pozwalając, aby oplotła moje biodra swoimi nogami. Jednak, gdy przechodziliśmy obok lustra, kątem oka zobaczyłem coś, co mnie zaniepokoiło.
- Co się stało? - Usłyszałem, głos Vanessy, gdy tak nagle ją postawiłem i się od niej odsunąłem. Czym prędzej założyłem na siebie koszulkę i bez słowa wyszedłem do łazienki.
- Błagam tylko niech to nie będzie to...- mówiłem sam do siebie stojąc przed lustrem w łazience. - Niech mi się tylko wydaje - Zajęło mi dłuższą chwilę zanim odważyłem się zdjąć koszulkę. Nie wydawało mi się. Pod pachą na moim boku pojawiła się jasna plama i kilka mniejszych obok. Nie była całkiem biała, ale kolorem znacznie odróżniała się od reszty mojej skóry. Widziałem już małe plamki na palcach u stóp, ale nie sądziłem, że rozwinie się to tak szybko. Oparłem się o zlew i głęboko odetchnąłem. Wiedziałem, że jestem chory... chociaż nikomu tego nie mówiłem, bo póki co plamy pojawiały się tylko w okolicy stóp. Lekarz mówił, że nie rozwinie się to tak szybko, a nawet prawdopodobne jest to, że skoro do tej pory nie było gwałtowniejszych zmian, to zostaną tylko te drobne w niewidocznych miejscach. A jednak... Byłem załamany. Już bez tego czułem się okropnie w swoim ciele. Pozbyłem się trądziku, zrobiłem operację nosa, to stało się to... Nie chciałem, aby kolor mojej skóry się zmieniał. Jeszcze w taki sposób. Na oczach całej Ameryki. Najgorsze było to, że nic nie mogłem z tym zrobić. Zadawałem sobie tylko pytanie, dlaczego mnie to spotyka?

*Vanessa

Michael wyszedł tak nagle, bez słowa, nawet nie wiedziałam co się stało. Czy zrobiłam coś nie tak? Poszłam za nim, ale okazało się, że zamknął się w łazience.
- Mike, co się dzieje? - zapukałam do drzwi jednocześnie mówiąc do niego - Odezwij się.
- Nic - otworzył drzwi - Ale muszę zbierać się na plan. - wyminął mnie i ruszył w kierunku schodów.
- Mike - poszłam za nim - Michael - złapałam go w końcu za ramię. On się zatrzymał, ale nawet na mnie nie spojrzał.
- Straciłem poczucie czasu, naprawdę się śpieszę.
- Masz dzisiaj wolne - przypomniałam mu - Co się dzieje? Zrobiłam coś nie tak? - spytałam próbując coś odczytać z wyrazu jego twarzy.
- Nie, nie - w końcu na mnie popatrzył - Nie zrobiłaś nic złego - złapał mnie za ręce.
- To dlaczego tak uciekłeś? - widziałam, że wahał się nad tym, co powiedzieć. W końcu usiadł na schodku, a ja usiadłam obok niego. Było mu trudno zacząć, a ja coraz bardziej się denerwowałam, wiedząc jak czuł się ostatnio, gdy cała nagonka się zaczęła. W najczarniejszym scenariuszu już słyszałam jak mówi, że jednak to go przerasta i nie chce ze mną być. Jednak ta wizja zniknęła, gdy złapał mnie za rękę.
- Jakiś czas temu... Zauważyłem coś niepokojącego... I byłem u lekarza - gdy to powiedział zaczęłam się bać, że jednak informacja, którą chce mi przekazać może być gorsza niż sobie wyobrażałam, musiał to zobaczyć. - Nie bój się, nie choruję na nic... poważnego... - sprostował od razu. Ale błądził gdzieś wzrokiem, jakby szukał odpowiednich słów, aby przekazać mi coś strasznego.
- Powiesz mi o co chodzi? - pogłaskałam go po policzku.
- Trudno mi o tym mówić... po prostu... nie wiem... sama zobacz - Podwinął koszulkę na tyle, że mogłam zobaczyć jaśniejszą plamę na jego boku. Delikatnie dotknęłam jej dłonią, na co on się wzdrygnął i od razu zasłonił. Wstydził się.
- Co to jest?
- Bielactwo - spuścił wzrok - narazie nie ma tego w widocznych miejscach, a niewiadomo czy kiedyś nie będzie... może się rozwinąć... a może nie, nic nie wiadomo, ale mogę się zmienić, całkowicie.
- Są na to jakieś lekarstwa? - on tylko pokręcił głową.
- To dziedziczne, Eva też to może mieć - oparł głowę na rękach. Po chwili przytuliłam go, bo nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. - Boję się... jeśli zacznie to być widoczne... będę okropny, a brukowce będą miały kolejny temat, nie chcę żeby o tym pisali
- Nie będziesz okropny i nigdy nie byłeś
- Nie wiem jak mogłaś tego nie widzieć...
- Mike, to, że twój ojciec coś mówił, nie znaczy, że tak było w rzeczywistości
- Może to głupie, ale boję się też tego, że przez to przestanę cię pociągać- Odwrócił wzrok, zawstydzony, że to powiedział.
- To nie jest głupie, ale zawsze miałeś zbyt niską samoocenę - Słysząc to tylko wzruszył ramionami. Wiedziałam, że w takich chwilach odzywają się w nim głęboko skrywane kompleksy. Dzięki Josephowi przez lata dorobił się ich sporo. Może na codzień aż tak bardzo się tym nie przejmował, ale w gorszych chwilach uderzało to w niego kilka razy mocniej. Gdy byliśmy nastolatkami, gdy miał gorsze dni trudno było go wyciągnąć poza pokój. Bardzo długo starałam się, aby przestał się mnie wstydzić i uwierzył, że naprawdę podoba mi się taki jaki jest. Wierzył w to, że jest brzydki, nie chciał rozbierać się przy włączonym świetle. Sprawienie, aby przestał się wstydzić swojego ciała i nabrał więcej pewności siebie było bardzo czasochłonne. A teraz znowu się łamał, a ja nie wiedziałam, co zrobić.
- Moja skóra będzie wyglądała strasznie, jeśli choroba będzie postępować
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale kocham cię za coś więcej niż twój wygląd - spojrzałam na niego - Chociaż jesteś bardzo przystojny, a nie zdajesz sobie z tego sprawy - Zaskoczony, że powiedziałam to wprost uniósł brwi. Zdecydowanie zbyt długo nie mówiłam mu komplementów - Podobasz się kobietom, fanki mdleją na twój widok, a ja jestem szczęściarą i mam cię całego dla siebie - Słysząc to pokręcił głową.
- Podoba im się moja sława, nie ja
- Jackson, proszę cię, wszystkie pożerają cię wzrokiem - Gdy widziałam, że nadal to do niego nie trafia, postanowiłam spróbować go odrobinę rozbawić. Udałam że mdleję padając na jego kolana parodiując napaloną fankę. - Oh Michael, twoje białe skarpetki są takie seksi - widziałam, że na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech więc kontynuowałam. - A gdy się ruszasz wyobrażam sobie same cuda, jeszcze te obcisłe spodnie...
- One wcale nie są obcisłe
- Tam gdzie powinny, tam są - Zauważyłam, że lekko się zawstydził, gdy to powiedziałam. Zdarzyło mu się to pierwszy raz od dawna.
- Doprawy? - Gdy o to spytał delikatnie przesunęłam dłonią po jego udzie.
- Uwierz mi, działają na wyobraźnię - poruszałam brwiami. - A jak wypuścisz ,,Thrillera" to dopiero się nie będziesz mógł ogonić od kobiet.
- Bez przesady...
- Czerwone spodnie przyciągają wzrok - on tylko schował twarz w dłonie - Wczoraj nie byłeś taki wstydliwy
- Wiesz, że cię kocham? - Chyba udało mi się poprawić mu humor, bo się uśmiechał. Podniosłam się powoli z jego kolan po drodze dając mu buziaka. Wtedy za plecami usłyszeliśmy chrząknięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam za nami mojego ojca, który stał i patrzył się jak zwykle że srogą miną. Michael speszony wstał i złapał mnie za rękę, abym też wstała. Nie wiedziałam jak długo tam stał i ile z naszej rozmowy słyszał, ale widziałam, że mój mąż jest zawstydzony.
- Chciałem tylko powiedzieć, że za godzinę wyjeżdżamy - Oznajmił i nie skomentował niczego poza tym.
- Pomóc wam w czymś? - spytałam.
- Poradzimy sobie
- Jeden z moich ochroniarzy może podwieźć was na lotnisko - niepewnie odezwał się Michael, który nadal był trochę zakłopotany.
- Mamy wypożyczony samochód - Odwrócił się do nas plecami i poszedł z powrotem do pokoju, w którym spali razem z mamą. Usłyszałam tylko jak Michael odetchnął, gdy zniknął za drzwiami.
- Chyba nadal mnie nie lubi
- Przynajmniej nic nie mówił - wzięłam go za rękę - Leć zrobić śniadanie, a ja obudzę Evę żeby zdążyła się pożegnać - Dałam mu buziaka w policzek.
- Pierwszy wolny dzień i już mnie gonisz do roboty - ociągał się.
- No właśnie masz wolny dzień i możesz w końcu wziąć się za robotę - dźgnęłam go łokciem w bok. Przekręcił oczami i zszedł do kuchni. Ja w tym czasie zaglądnęłam do rodziców, którzy się pakowali i po upewnieniu się, że mają wszystko co potrzeba, ruszyłam obudzić Evę. Ta nie była zbyt zadowolona z pobudki, ale niechętnie wstała. Zostawiłam ją, aby się ubrała i zeszłam na dół, skąd dochodził zapach smażonego boczku. Michael stał przy kuchence i na jednej patelni robił jajecznicę, a na drugiej starał się nie przypalić bekonu, jednocześnie lekko podrygując do piosenki, która właśnie leciała w radiu. Oparłam się o framugę i obserwowałam go. Wydawał się być tak pochłonięty smażeniem, że nawet mnie nie zauważył. W końcu podeszłam bliżej, aby zwrócić trochę jego uwagę obejmując go od tyłu.

*Michael

Byłem tak skupiony na tym, co znajdowało się na patelni, że nie zorientowałem się, kiedy przyszła Vanessa. Dopiero, gdy mnie objęła ocknąłem się, jakby wyrwany z transu.
- Widzę, że ktoś chce się podlizać teściom - Zaśmiała się zaglądając mi przez ramię.
- Im już raczej się nie podliżę, ale warto spróbować - odwzajemniłem uśmiech i pocałowałem ją w wierzch dłoni. - Eva wstała?
- Tak, powinna niedługo przyjść - dała mi całusa w szyję i jednocześnie jeździła palcami po mojej ręce. Wyglądało na to, że miała od rana ochotę na czułości, ale niestety będzie to musiało zaczekać do wieczora. Cieszyło mnie to, że nadal jej się podobam, mimo że wie o mojej chorobie. Bałem się jej reakcji, trochę liczyłem na szczęście, że choroba jednak się nie rozwinie, ale gdy to już się stało... miałem tylko nadzieję, że jej słowa są prawdziwe i będzie ze mną nawet, gdy zacznę się zmieniać.
- Naprawdę nie przeszkadza Ci to, że mogę się zmienić?
- Wszyscy się zmieniamy, ja już też nie wyglądam jak wtedy, gdy byliśmy nastolatkami, tymbardziej po ciąży...
- Masz piękne ciało - Przerwałem jej i spojrzałem w oczy. Ona lekko się uśmiechnęła. Miałem nadzieję, że przez ciążę nie nabawiła się kompleksów, o których do tej pory nie wspominała.
- Mike, chcę ci tylko powiedzieć, że wszyscy się zmieniamy, mniej lub bardziej
- Wiem... ale te plamy... boję się po prostu, to jest okropne
- Nie jest - przytuliła mnie mocniej i oparła głowę na moim ramieniu. Może dla kogoś ten strach o wygląd jest przesadny, ale nie dla mnie. Nie lubię tego jak wyglądam, ale na codzień staram się o tym nie myśleć, nie patrzeć w lustro więcej niż muszę. Vanessa robiła wszystko, aby dodać mi pewności siebie. Widziałem jak na mnie patrzy, jak mnie dotyka, w jaki sposób do mnie mówi, to wszystko wydawało się mi pomagać, ale momentami zdawałem sobie sprawę, jaka ta pewność jest krucha. Wystarczyła jedna większa plama, abym w mojej głowie znowu słyszał głos Josepha mówiący mi, że jestem tak ohydny, że żadna kobieta nigdy na mnie nie spojrzy. Chociaż go tutaj nie było, a ja nie byłem już nastolatkiem, ciągle to we mnie siedziało i wracało w gorszych momentach. Tysiące osób mogło mi mówić, że to nie prawda, prawić komplementy, a ja i tak wiedziałem swoje. Jego głos, który istniał już tylko w mojej głowie, wydawał się być głośniejszy nawet niż czuły głos Vanessy.

Akurat, gdy nałożyliśmy już jajecznicę na talerze, Leo zszedł do kuchni, a niedługo po nim pojawili się rodzice Vanessy i Eva. Nadal czułem się przy nich na tyle mało komfortowo, że gdy wszyscy usiedli do stołu, ja zająłem się robieniem kawy i herbaty. Do tego nadal było mi głupio, przed moim teściem, bo nie wiedziałem, jak dużo widział i słyszał. Gdy stałem w kuchni czekając, aż woda się zagotuje, weszła Eva.
- Czemu nie przyjdziesz do nas? - spytała i podeszła do mnie przytulając się.
- Przyjdę tylko robię wszystkim herbatę
- Ahaaa, nie lubisz dziadków?
- Nie, nie, dlaczego tak myślisz?
- Bo nie rozmawiasz z nimi - przez chwilę zastanawiałem się co jej odpowiedzieć.
- Rozmawiam, tylko było mało okazji, bo pracowałem -pogłaskałem ją po głowie - Ale to nie znaczy, że ich nie lubię.
- A dziadek jest na ciebie zły?
- O to musisz jego spytać
- Pytałam, ale nie odpowiedział, nikt mi nic nie mówi - skrzyżowała ręce.
- Nie złość się, porozmawiam w spokoju wieczorem ok? - ona niechętnie, ale pokiwała głową. - Wziąć cię na barana?
- Tak! - krzyknęła, a ja od razu ją podniosłem i posadziłem na swoich ramionach.
- To teraz trzymaj się mocno, zaniesiemy reszcie herbatę - Wziąłem do rąk tacę i poszliśmy do salonu.
- Boże, ona zaraz spadnie - mama Vanessy była trochę wystraszona i zaczęła panikować, gdy zobaczyła, że Eva trzyma się sama, a ja niosę tacę z gorącą herbatą.
- Nie bój się babciu, już jeździłam na baranie - Vanessa słysząc to wybuchnęła śmiechem, ja postawiłem młodą na podłodze, bo też chciało mi się śmiać. Ona tylko patrzyła na nas zdezorientowana nie rozumiejąc czemu się śmiejemy.

***

Hej!
Jeszcze przez około godzinę mamy luty, a ja wyrobiłam się z kolejnym rozdziałem! (Już drugim w tym miesiącu xD).
Jak wam się podoba? Standardowo zapraszam do komentowania i dawania ☆!

Ostatnia Szansa | MJ | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz