*11.03.1983 r.
*MichaelPo niespokojnej nocy, z samego rana obudziło mnie pukanie do drzwi sypialni. Na początku myślałem, że to sen, jednak pukanie stawało się coraz głośniejsze, aż w końcu zostałem zmuszony do wcześniejszej pobudki. Chociaż Vanessa nadal spała jak kamień. Czasami naprawdę zazdrościłem jej tak mocnego snu. Przetarłem oczy i wyszedłem sprawdzić o co chodzi. Przed drzwiami stał jeden z ochroniarzy z widocznymi oznakami zmęczenia. Wyglądało na to, że oni też mieli ciężką noc.
- Dzień dobry Panie Jackson - Odezwał się, gdy zobaczył mnie w drzwiach.
- Dzień dobry, coś się stało?
- Przyjechali jacyś państwo, twierdzą, że są rodzicami pana żony - Odpowiedział na co ja otworzyłem szerzej oczy z zdziwienia. Nie spodziewałem się ich wizyty, ale właściwie od kilku dni mieliśmy wyłączony telefon, mogli się zmartwić. Narzuciłem na siebie tylko płaszcz i poszedłem z ochroniarzem na zewnątrz. Już z daleka rozpoznałem ojca Vanessy. Obok bramy nadal kręcili się dziennikarze, a on właśnie z jednym się kłócił i z daleko już było widać, że wymiana zdań jest dość ostra. Czy te hieny nigdy nie śpią? Koczowali pod moją bramą dzień i noc bez przerwy, tylko czekając na okazję.
- Możecie ich wpuścić - Powiedziałem i sam podszedłem bliżej, z nadzieją, że gdy brama się otworzy zaprzestaną kłótni i wjadą do środka. Jednak zamiast tego kłótnia wydawała się tylko zaostrzać. Mimo że mój teść był księgowym, jego temperament całkowicie przeczył stereotypom związanym z tym zawodem. Mocno gestykulował, był nerwowy, mówił to co myślał bez zastanowienia, a gdy ktoś miał u niego na pieńku, lepiej, aby nie wchodził mu w drogę. Już miałem wysłać jednego z ochroniarzy, aby nie doszło do rękoczynów, ale prawdopodobnie mama Vanessy pociągnęła swojego męża do środka i szybko wjechali na posesję. Nie byłem kompletnie przygotowany na ich wizytę. Nawet nie miałem za bardzo ochoty na konfrontację z rodziną Vanessy wiedząc, co jej ojciec i brat o mnie sądzą. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem się przywitać, gdy samochód właśnie zaparkował na podjeździe. Liczyłem, że w tej sytuacji może jednak schowają swoją niechęć, już bez tego było nam ciężko.
- Dzień dobry - podałem rękę teściowi, a później bratu. Jedynie jej mama sama z siebie mnie przytuliła podczas gdy mężczyźni rozglądali się dookoła, jakby oceniali dokładnie wszystko, co znajduje się na posiadłości.
- Nie mogliśmy się do was dodzwonić, martwiliśmy się, że coś się stało - Powiedziała, gdy tylko się ode mnie odsunęła.
- Dziennikarze wydzwaniają i mamy wyłączony telefon, ale może nie rozmawiajmy tak na zewnątrz - Gestem zaprosiłem ich do środka. - Herbaty? Albo Kawy? - spytałem, gdy już rozsiedli się w salonie.
- Gdzie jest Vanessa? - w końcu odezwał się jej ojciec. Był wysokim i szczupłym mężczyzną, a od czasu, gdy widzieliśmy się ostatnio, zapuścił wąsy, które teraz nerwowo przecierał, jednocześnie świdrując mnie wzrokiem.
- Jeszcze śpi, Eva też
- Chcieliśmy porozmawiać z córką...
- Daj spokój - wtrąciła się Mariach kładąc mężowi rękę na ramieniu. Zawsze była delikatniejsza i spokojna. Oboje wydawali się być jak ogień i woda. - Nie spieszy nam się, niech się wyśpią, a my chętnie napijemy się kawy. - Potaknąłem tylko i poszedłem do kuchni, gdzie głośno odetchnąłem. Zapowiadał się ciężki dzień, tym bardziej, że niedługo powinienem jechać na plan. Miałem umówiony wywiad i nadal dość sporo pracy nad teledyskiem, mimo że zbliżaliśmy się już do końca. Wyobrażałem sobie komentarze na ten temat. Już dawno przestałem liczyć na to, że zmienią o mnie zdanie, ale miałem nadzieję, że chociaż mnie zaakceptują. Jednak ciągle wszystko grało na moją niekorzyść. Posiedziałem w kuchni trochę dłużej niż zajęło samo robienie kawy, ale w końcu wyszedłem i usiadłem razem z nimi.
- Jak minęła droga? - spytałem przerywając ciszę.
- Samolot był spóźniony, ale poza tym bez problemu. - Trudno mi było poruszyć dalej jakiś temat. Nie wiedziałem o czym mam z nimi rozmawiać, a oni za specjalnie też nie palili się do rozmowy. Miałem nadzieję, że Vanessa szybko się obudzi, bo z każdą minutą czułem się coraz bardziej niezręcznie.
- Twój dom wygląda jakbyś mieszkał w muzeum - niespodziewanie odezwał się Leo, który do tej pory milczał i tylko rozglądał się dookoła. Zaśmiałem się słysząc to.
- Już niejedna osoba mi to mówiła
- Naprawdę robi wrażenie, brakuje tylko przewodnika i tabliczek ,,nie dotykać"
- Niestety większość to repliki - miałem wrażenie, że Leo stara się rozluźnić dość napiętą atmosferę, za co byłem mu wdzięczny. - Ale myślę, że w garażu mogę mieć coś, co cię zainteresuje dużo bardziej niż meble - Powiedziałem przypominając sobie, że ma fioła na punkcie samochodów. Gdy tylko o tym wspomniałem oczy mu się zaświeciły. Sam nie specjalnie interesowałem się motoryzacją, samochód miał głównie jeździć i od czasu do czasu wyglądać. Jednak kiedyś za namową mojego brata ściągnęliśmy z Europy jedno cudo, z którego byłem naprawdę dumny i wyjeżdżałem nim tylko na specjalne okazje. Widziałem, że najchętniej już by ruszył ze mną do garażu, jednak powstrzymywał się. W końcu usłyszałem, że ktoś schodzi po schodach. Była to Vanessa, która ratowała mnie od samotnej konfrontacji z jej rodziną, chociaż, dzięki jej bratu atmosfera wydawała się lekko rozluźnić.
- Miło was widzieć - powiedziała i podeszła się przywitać.
- Wszystko dobrze córeczko? Tak długo się nie odzywałaś.
- Wszystko w porządku, próbowałam dzwonić, ale jak tylko podłączamy telefon to dziennikarze zajmują linię.
- Michael już nam wspominał, ale skąd znają wasz numer?
- Tego nie wie nawet mój menadżer, próbowaliśmy blokować numery, ale ciągle i tak znajdują sposób. - Wzruszyłem ramionami.
- A jak ty się czujesz kochanie? Radzisz sobie z tym wszystkim jakoś? - Spytała patrząc na Vanessę.
- Jeszcze nie do końca do mnie nie dociera to wszystko...
- U nas też zaczęli się kręcić, ktoś pokazał im gdzie mieszkamy i matka nie może normalnie wyjść do pracy - Jej ojciec mówiąc to zerknął na mnie ukradkiem. Udałem, że tego nie widzę, chociaż wiedziałem, że robił to, abym poczuł się winny. Nie musiał, nawet bez tego się tak czułem.
- W końcu znajdą inny temat - sam nie do końca wierzyłem w to, co mówiłem, ale chciałem, aby oni uwierzyli.
- Tak, wasz rozwód - wyprostowałem się na dźwięk tych słów i spojrzałem na mojego teścia i na Vanesse, która wyglądała na zaskoczoną i zakłopotaną. Miałem nadzieję, że sprostuje jego słowa. Chyba, że o czymś nie wiedziałem...
- Trochę się zmieniło jeśli o to chodzi... - odezwała się po chwili, a ja odetchnąłem i pod stołem złapałem ją za rękę, którą ścisnęła. Miałem wrażenie, że wyczuwała, jak trudno jest mi w tej sytuacji i chciała dodać tym gestem otuchy.
- Jak bardzo się zmieniło?
- Nie rozwodzimy się
- Po tym jak zostawił cię samą na tyle lat?
- Tato, to jest sprawa między nami, nie wtrącajcie się - Była stanowcza i pewna tego co mówi.
- Za chwilę pojedzie w trasę i znowu zostaniesz sama, tylko tym razem nawet nie możesz stąd wyjść. - Mówił tak, jakby nie było mnie obok. Vanessa westchnęła i oparła głowę na rękach. - Można to jeszcze odkręcić.
- Vanessa już podjęła decyzję - objąłem moją żonę i pozwoliłem, aby położyła głowę na moim ramieniu.
- Vanessa czy ty znowu nakarmiłeś ją jakimiś fałszywymi obietnicami?
- Tato...
- Tacie chodzi o to, żebyście oboje może lepiej to przemyśleli... tym razem - do rozmowy wtrąciła się jej matka. Było mi przykro, gdy to usłyszałem. Liczyłem na to, że może ona będzie po naszej stronie. Chociaż czułem, że przemawia przez nią troska o córkę, a nie sama niechęć do mnie.
- Proszę was, to jest moje życie, moje decyzje i moje konsekwencje
- Ale jego sława - wskazał na mnie - ma wpływ na nas wszystkich, mamy stawiać ochronę przed domem?- Spytał ironicznie - Chcemy żyć normalnie.
- Postaram się pomóc...
- Nie chcemy twojej pomocy, tylko szczęścia dla Vanessy i świętego spokoju. - gwałtownie wstał opierając ręce na stole.
- Uspokój się - Jego żona pociągnęła go, aby usiadł jednak on nie reagował tylko patrzył prosto na mnie. - Harry, usiądź.
- Chcesz do końca życia uciekać przed dziennikarzami? - spojrzał na nią - Nie mieć spokoju w pracy ani we własnym domu? Jeśli mu odpowiada takie życie, niech tak żyje, ale on wciągnął w to jeszcze nas, naszą córkę i naszą wnuczkę.
- To jest moja rodzina - Wstałem i oparłem się o stół, patrząc prosto na niego - Moja żona i córka - Mówiłem opanowanym głosem, ale stanowczo, patrząc mu prosto w oczy. - Możesz mówić co chcesz, ale zawsze będą moją rodziną, nie ważne co się stanie. - Słysząc to milczał, nadal świdrując mnie spojrzeniem. Nie zamierzałem mu się tłumaczyć ani z mojej kariery, ani z mojej sławy ani z mojego życia. Tego byłoby już za wiele. Czułem się winny, ale nie mogłem pozwolić sobie na słuchanie takich słów. One były też moją rodziną, o czym jej ojciec wydawał się zapomnieć. Spojrzałem na Vanessę, która była chyba zaskoczona moją reakcją. - A teraz przepraszam, ale muszę jechać na plan - Nachyliłem się i pocałowałem Vanessę w policzek. - Postaram się wrócić jak najszybciej - Powiedziałem już ciszej prosto do niej. Ona tylko ścisnęła moją rękę i uśmiechnęła się delikatnie z zrozumieniem. Wyszedłem z domu jak najszybciej, z nadzieją, że uniknę dalszych konfrontacji. Nie chciałem zostawiać Vanessy samej, ale gdybym został tam dłużej wiedziałem, że jej ojciec nie szczędziłby mi gorzkich słów, a ja nie chciałem powiedzieć czegoś, czego mógłbym później żałować. Mimo wszystko to w końcu jej rodzice. To także moja rodzina.
![](https://img.wattpad.com/cover/188481890-288-k849703.jpg)
CZYTASZ
Ostatnia Szansa | MJ | ZAKOŃCZONE |
Fanfic"...jestem pewny, że jeszcze nie wszystko stracone. Jeśli te wszystkie lata cokolwiek dla ciebie znaczą, to daj mi ostatnią szansę. Proszę tylko o miesiąc, 30 dni i ani dnia dłużej." Czy miesiąc wystarczy, aby na nowo rozpalić uczucie, które kiedyś...