15.02.1983 r.
*VanessaPo długim locie zmęczone wyszłyśmy z samolotu na płytę lotniska. Eva przespała część podróży i jeszcze wpółprzytomna człapała trzymając się mojej dłoni. Ja niestety nie miałam tyle szczęścia i sześciogodzinny lot mnie wykończył. Nie dość, że samolot był opóźniony, to jeszcze krążyliśmy chyba z godzinę nad lotniskiem, bo z jakichś powodów nie mogliśmy wylądować. Poszłyśmy, aby odebrać bagaże. Tam miał na nas czekać ktoś od Michaela, on z wiadomych przyczyn nie mógł tak po prostu przyjść po nas ma lotnisko. Postanowiłam nie przepychać się i zaczekać, aż zrobi się trochę przestrzeni. Tłum ludzi w końcu zaczął się przerzedzać, a na taśmie zostały już ostatnie walizki. Jednak nadal nie widziałam naszych. W końcu taśma się zatrzymała jednak należących do nas bagaży na niej nie było. Nie tracąc czasu zaczęłam rozglądać się za jakimś pracownikiem obsługi.
-Mamo, gdzie są nasze walizki?-spojrzałam w dół na córkę, która przecierała oczy.
-Zaraz na pewno się znajdą-pogłaskałam ją po głowie.
-To zaginęły?
-Mam nadzieję, że nie-zauważyłam mężczyznę w błękitnej koszuli z identyfikatorem i podeszłam, aby wyjaśnić sprawę. Opowiedziałam całą sytuację, a ten nieco zdziwiony kazał nam czekać i zniknął za drzwiami jakiegoś pokoju. Chciałam usiąść na ławce, ale Eva miała inne plany. Obeszła całe pomieszczenie i z ciekawością zaglądała w każdy kąt. W końcu zobaczyliśmy, że drzwi się otwierają i ten sam mężczyzna idzie w naszą stronę. Zaprosił nas do niewielkiego pokoiku, gdzie przy biurku siedziała starsza, elegancko ubrana kobieta. Przedstawiła się jako Rosaline Miller i od razu przeszła do konkretów.
-Potrzebuję pani dowodu i numeru identyfikacyjnego walizek, dostała pani naklejki z nim przed wylotem-Odezwała się, gdy obie zajęłyśmy miejsce na przeciwko niej. Na szczęście dokumenty miałam w torebce, którą mogłam mieć ze sobą w samolocie. Podałam jej to o co prosiła.
-Jak długo będziemy musiały czekać?
-Zależy gdzie znajdują się walizki, czasami jest to kilka dni, innym razem wystarczy kilka godzin
-Świetnie-burknęłam pod nosem.
-Zadzwonimy na lotnisko, z którego Pani wylatywała, jeśli tam ich nie ma to będziemy musieli sprawdzić lotniska, na które dzisiaj odlatywały samoloty, wtedy to może potrwać nawet kilka tygodni-z nerwów schowałam twarz w dłonie. Nie ma to jak dobry początek-Mogę poprosić o jakiś kontakt do hotelu, w którym Pani się zatrzymuje?
-Nie zatrzymuje się w hotelu
-W takim razie...poproszę o cokolwiek, aby można było się z Panią skontaktować
-Mogłaby mi Pani podać numer na lotnisko? Jutro zadzwonię i wtedy podam numer do kontaktu-Niestety nowego numeru do Michaela nie znałam, bo przeważnie kontaktowaliśmy się listami. Miałam jakiś numer, ale był on już dawno nieaktualny. Z resztą telefony często zawodziły, czasami linie były przeciążone, a kiedy udało się już dodzwonić szum nie pozwalał nic zrozumieć. Rzadko kontakt telefoniczny był bezproblemowy, dlatego woleliśmy listy. Co prawda trzeba było zaczekać dłużej, ale miało to swój urok. Jednak w tym wypadku kontakt inny niż telefoniczny lub osobisty nie wchodził w grę.
Wzięłam do ręki kartke z ciągiem cyfr, którą podała mi kobieta.
-Proszę zaczekać, to spróbujemy połączyć się z lotniskiem w Indianapolis i od razu przekażę Pani czy walizka tam jest-Zgodziłam się. Kobieta wystukała na klawiszach numer i wzięła do ręki słuchawkę. Minęło kilka, może kilkunaście minut, a nadal nikt nie odbierał. Niestety Eva nie umiała wysiedzieć za długo w jednym miejscu i zaczęła chodzić w kółko po małym pomieszczeniu. Nie było tu jednak nic czym mogłaby się zainteresować. Usiadła z powrotem na miejscu i zwiesiła głowę patrząc na swoje nogi, które luźno zwisały z krzesła.
-Mamo, mogę się przejść?
-Musimy jeszcze chwilkę zaczekać, Pani chce nam pomóc znaleźć bagaże
-Ale mogę iść sama, obiecuję, że się nie zgubię-popatrzyła na mnie błagalnym spojrzeniem. Nie zdążyłam jednak jej odpowiedzieć, bo w tym momencie kobieta odłożyła słuchawkę.
-Przykro mi, nie udało mi się dodzwonić, linia jest zajęta-słysząc to westchnęłam-Za chwilę spróbuję jeszcze raz, bardzo się pani spieszy?
-Nie...cholera-przez to całe zamieszanie zapomniałam, że ktoś na nas czeka. O ile jeszcze się nie rozmyślił i nie wrócił oznajmić Michaelowi, że jednak nie przyleciałyśmy-Ktoś na nas czeka, musimy iść-Dodałam po chwili.
-W porządku, proszę jutro zadzwonić, powinniśmy już mieć jakieś informacje
-Dobrze, dziękuję za pomoc, do widzenia-Pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy do poczekalni.
-Nareszcie, ale tam było nuuudnooo-Odezwała się Eva, gdy tylko wyszłyśmy.
-Już nie marudź-poczochrałam ją po głowie-czasami tak trzeba jeśli chce się coś załatwić-doszłyśmy do miejsca, gdzie powinien ktoś na nas czekać, jednak było tam pusto. Po prostu wspaniały dzień. Dobrze, że samolot nie zabłądził po drodze. Chyba. Dla pewności zerknęłam na ścianę, na której widniała nazwa lotniska. Na szczęście byłyśmy w dobrym miejscu. Usiadłam na ławce, a Eva tuptała w kółko co chwilę zatrzymując się przy dużych oknach, aby popatrzeć na pas startowy, po którym kręcili się pracownicy. Robiło się powoli ciemno i zdecydowałam, że pójdziemy poszukać taksówki. Moja córka była podekscytowana, bo jeszcze nigdy nie jechała taksówką. Co prawda nie różniła się od zwykłego auta, ale dla niej i tak było to coś nowego. Wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie czuć było chłód. Kucnęłam przy Evie, aby zapiąć jej bluzę. Tutaj zimy nie były ostre, a o śniegu można było co najwyżej pomarzyć, ale niska temperatura była odczuwalna. Jednak nie uszłyśmy daleko, gdy moją uwagę przykuł mężczyzna przy budce telefonicznej, który z kimś rozmawiał. Bardziej niż on sam zainteresowało mnie to co mówił.
-Michael ile razy mam ci powtarzać, nikogo tam nie ma-Gdy usłyszałam imię swojego męża przystanęłam, aby posłuchać-Przeszedłem całe lotnisko, nie było ich ani przy bagażach, ani w poczekalni, ani nigdzie indziej-Nie byłam pewna czy chodzi o nas, ale postanowiłam zaczekać aż skończy rozmawiać. Nastąpiło to lada moment i mężczyzna skierował się do jednego z samochodów stojących ma parkingu. Pociągnęłam delikatnie Eve za rękę i pobiegłyśmy za nim.
-Przepraszam pana-na dźwięk mojego głosu odwrócił się-Jestem Vanessa Jackson, czy to pan miał na nas czekać?-Spojrzał najpierw na mnie, później na Evę i poprawił okulary.
-Myślałem, że panie nie doleciały
-Miałyśmy małe problemy z bagażami-słysząc to rozglądnął się, aby zlokalizować nasze walizki, których nie było-W najbliższych dniach do nas dotrą-odpowiedziałam zanim zdążył zadać pytanie.
-Słyszałem już o kilku takich przypadkach na tych liniach lotniczych-powiedział jednocześnie wyciągając do mnie rękę-Jestem David, miło mi panie poznać
-Vanessa-przedstawiłam się po raz kolejny i uscisnęłam jego dłoń.
-A ja jestem Eva-odezwała się najmłodsza z nas, która przez chwilę nas obserwowała po czym niezadowolona z tego, że nikt nie zwraca na nią uwagi, sama postanowiła interweniować. Blondyn się uśmiechnął i kucnął, aby podać jej rękę. Kiedy już wszystkie formy grzecznościowe zostały spełnione ruszyliśmy do samochodu. O tej porze nie było większych korków, dlatego bez problemu dojechaliśmy na autostradę. Jednk trasa i tak trwała aż dwie godziny. No cóż, jedyną osobą, która nie przespała tego czasu był kierowca. Eva padła pierwsza, prawie od razu gdy auto ruszyło, a ja niedługo po niej. Obudziło mnie dopiero szuranie drobnych kamieni pod oponami przy podjeździe. Przeciągnęłam się i spojrzałam za siebie na córkę, której ani przez myśl nie przeszło, aby się obudzić. Gdy auto się zatrzymało wysiadłam i wzięłam małą na ręce. Ona tylko przez sen objęła mnie i wtuliła główkę w moją szyję.
-Może pomogę z dzieckiem?-zaproponował szofer.
-Dziękuję, nie trzeba-Poszłam w stronę wejścia. Mężczyzna szybko mnie wyprzedził i otworzył drzwi. W holu było prawie pusto, ale mimo to już tutaj mogłam zobaczyć, że Michael nie oszczędzał przy projekcie. Na podłodze leżał tkany, perski dywan, a drewniana szafka była zdobiona złotymi akcentami. Na ściamach wisiały różne obrazy w drewnianych i złotych ramach. Niektóre z nich wyglądały jak wyciągnięte z muzeum. Ruszyliśmy korytarzem prosto do pomieszczenia na jego końcu. W nim przy stole siedział Michael. Mimo że był odwrócony od nas tyłem poznałam go od razu. Głowę miał wspartą na ręce, a drugą ręką mieszał herbatę. Wpatrywał się w gorącą ciecz, intensywnie o czymś myśląc i nawet nie zwrócił uwagi, gdy weszliśmy do pokoju, który najprawdopodobniej był jadalnią.
-Wróciłem-oznajmił szofer równocześnie do niego podchodząc.
-Mogłeś jechać od razu do domu Dave-odpowiedział trochę łamiącym się głosem, nie odrywając wzroku od pełnej szklanki. Dopiero teraz zauważyłam, że przed nim leżała kartka i długopis.
-Przywiozłem kogoś-Ten jakby na dźwięk tych słów od razu się ożywił. Wstał z krzesła i popatrzył na nas, a później zdezorientowany spowrotem na mężczyznę.
-Ale jak to możliwe?-Przetarł oczy-Myślałem, że nie przyleciałyście
-Zaginęły nasze bagaże i musiałyśmy coś z tym zrobić, dlatego David mógł nas nie zobaczyć-odpowiedziałam. Jeszcze raz na nas spojrzał i szeroko się uśmiechnął po czym podszedł bliżej. Widziałam, że z chęcią by się przytulił na przywitanie, ale w porę zauważył śpiącą Evę.
-Ale urosła przez ten...rok?-pogłaskał ją po czarnych loczkach.
-Taki wiek, dzieciaki szybko się zmieniają
-Przygotowałem dla niej pokój na górze, mogę ją zanieść-Zawahałam się przez chwilę, ale pozwoliłam mu wziąć Evę ma ręce i poszliśmy po schodach na piętro. Tam znajdował się korytarz, z którego do różnych pokoi prowadziły masywne, drewniane drzwi. Otworzył jedne z nich i przepuścił mnie przodem. Po zaświeceniu światła moim oczom ukazał się pokój pomalowany na niebiesko. W oczy rzuciło mi się duże łóżko z pościelą, z Piotrusiem Panem.
-Myślisz, że będzie jej się podobać?-spytał, gdy już ułożył ją na posłaniu.
-Lubi niebieski kolor, ale Piotrusia Pana nigdy nie oglądała
-Naprawdę?-Był szczerze zdziwiony-To będziemy musieli nadrobić-uśmiechnął się i popatrzył na nią-Albo najpierw jej poczytam, lubi jak ktoś jej czyta na dobranoc?
-Właściwie to szybko zasypia
-Mhmm, może napijesz się czegoś i porozmawiamy?-Wyszliśmy z sypialni zostawiając Evę samą.
-Nie dzisiaj, jestem zmęczona po podróży
-W porządku, pokażę ci łazienkę-zaprowadził mnie do łazienki, która stylem nie odstawała od reszty domu-Tutaj są świeże ręczniki-Wskazał na jedną z szafek-Korzystaj z czego chcesz, jakbyś czegoś potrzebowała to mój pokój jest na końcu korytarza-Zatrzymał na mnie na chwilę wzrok po czym odwrócił się i wyszedł. Jednak nagle jeszcze o czymś sobie przypomniałam.
-Michael jest jeszcze jedna sprawa-powiedziałam wyglądając z łazienki.
-Tak?-Spojrzał na mnie
-Nie mam w czym spać
-Mi to nie przeszkadza-uśmiechnął się szeroko, a ja przekręciłam oczami.
-Miałam na myśli to, że mógłbyś mi pożyczyć jakąś koszulkę czy coś-Słysząc to zrobił smutną minę.
-Jesteś piękna i moim zdaniem ubrania ci niepotrzebne-powiedział poważnie tonem dyplomaty, ale wiedziałam, że tylko się droczy.
-Nie bajeruj Jackson, bo zaraz oberwiesz
-Od ciebie mogę oberwać-poruszył brwiami i oparł się ręką o ścianę.
-Serio Micheal jestem zmęczona i nie mam ochoty się z tobą droczyć
-No dobrze-westchnął-Buziak i lecę po ubrania dla ciebie-słysząc to skrzyżowałam ręce na piersiach. Ale w końcu dostał całusa. Co prawda w policzek, z czego nie był zadowolony, ale tak jak obiecał przyniósł mi jedną ze swoich koszul. Oczywiście czerwoną. Od zawsze bardzo lubił ten kolor i wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby większość jego koszul była czerwona.
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam koszulę, która sięgała mi do połowy uda. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju Michaela. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Po kilku minutach otworzyły się i wyszedł ubrany tylko w dresowe spodnie. Pierwsze co zrobił to zmierzył mnie wzrokiem. Chrząknęłam znacząco, aby zwrócić jego uwagę.
-To nie fair, wyglądasz w mojej koszuli lepiej ode mnie-odezwał się pierwszy i oczywiście nie mógł się powstrzymać od skomentowania mojego wyglądu. Miło było słyszeć, że ciągle mu się podobam, ale przyszłam w innym celu.
-Oczy mam wyżej Jackson-W końcu popatrzył na moją twarz-Chciałam tylko spytać, który pokój jest dla mnie
-Eee... właściwie to liczyłem na to, że będziesz spała ze mną-uniosłam brwi do góry-W końcu jesteśmy małżeństwem
-Doprawdy?-skierowałam wzrok na jego rękę-W takim razie, gdzie masz obrączkę?***
Hej hej!
I jak wam się podoba pierwszy rozdział?
Zapraszam do komentowania i zostawiania ☆ jeśli podoba wam się to co tworzę :)
![](https://img.wattpad.com/cover/188481890-288-k849703.jpg)
CZYTASZ
Ostatnia Szansa | MJ | ZAKOŃCZONE |
Fanfic"...jestem pewny, że jeszcze nie wszystko stracone. Jeśli te wszystkie lata cokolwiek dla ciebie znaczą, to daj mi ostatnią szansę. Proszę tylko o miesiąc, 30 dni i ani dnia dłużej." Czy miesiąc wystarczy, aby na nowo rozpalić uczucie, które kiedyś...