Dzień 4

453 30 13
                                    

18.02.1983 r.
*Vanessa

Rankiem obudziłam się w sypialni Michaela. Po pierwszym szoku przypomniałam sobie, że wczoraj mnie tu przyniósł. Jednak po drugiej stronie łóżka zostało puste miejsce. Jedynym znakiem, że ktokolwiek tutaj spał było wgniecenie w poduszce. Zauważyłam, że właśnie w tym miejscu leży niewielka karteczka. Wzięłam ją do ręki, aby przeczytać jedno zdanie napisane znajomym stylem.

,,Musiałem wyjść, aby zobaczyć jeszcze kilku tancerzy, obiecuję, że dziś wrócę wcześniej.

M."

Westchnęłam z myślą, że kolejny dzień spędzimy same. Chociaż nie do końca, bo wczoraj jeden z ochroniarzy dotrzymywał nam towarzystwa. Wbrew stereotypom nie był to łysy, napakowany mężczyzna w średnim wieku. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie. Co prawda wysportowanej sylwetki nie można mu było odmówić, ale do typowego goryla było mu daleko. Przedstawił się jako Bruno i sam zaproponował, że oprowadzi nas po posiadłości. Była ona ciągle w budowie i wszędzie krzątali się ludzie z narzędziami. Kiedy wszystko będzie skończone na pewno będzie robić wrażenie, lecz teraz nie było wiele do oglądania. Więc starał się zorganizować nam jakoś czas.
Wyszłam z sypialni Michaela, aby wybrać ubrania na dzisiejszy dzień. Założyłam czarne spodnie i gruby, puchaty sweter, a na stopy naciągnęłam wełniane skarpety. Z rana, po zimnej nocy w domu nie było zbyt ciepło. Gdy tylko wyglądnęłam na balkon poczułam orzeźwiające i chłodne powietrze, które sprawiło, że szybko wróciłam z powrotem do pokoju. Zeszłam na dół, aby przygotować jakiś posiłek i ciepłą herbatę. Niedługo potem w kuchni pojawiła się Eva ubrana jeszcze w piżamkę z Kubusiem puchatkiem, którą kupiliśmy na ostatnich zakupach. Po zjedzonym śniadaniu ten sam ochroniarz do nas dołączył.
-Witam piękne panie-wszedł do kuchni pewnym krokiem. Zwróciłam uwagę, że w rękach trzymał kilka pudełek, zza których ledwie wystawały jego oczy.
-Cześć Bruno, pomóc ci może?-zaproponowałam. On jednak położył pudła na krześle szeroko się uśmiechając.
-Przyniosłem dla was kilka planszówek-usiadł na jednym z wolnych krzeseł.
-Nie trzeba było...
-I tak u mnie od dawna kurzyły się na strychu, wam na pewno bardziej się przydadzą
-Miło z twojej strony-Eva już nie mogła wytrzymać i zaczęła przeglądać zawartość pudełek.
-Dzisiaj mam kilka rzeczy do zrobienia, ale jak wrócę mogę was zabrać w fajne miejsce-ucieszyłam się na tę propozycję. Nie miałam ochoty znowu całego dnia spędzać w domu. Zauważyłam, że zaczął przyglądać się mojej dłoni, na której była obrączka. Zastanawiało mnie czy Michael komukolwiek o nas powiedział. Jak się jednak okazało nikt nic nie wiedział.
-Nie chcę być wścibski-zaczął niepewnie-Ale czy twój mąż nie ma nic przeciwko twojemu pobytowi tutaj?-Trudno mi było powstrzymać śmiech słysząc to pytanie. Ale jakoś się udało i na mojej twarzy pojawił się tylko delikatny uśmiech.
-Jesteśmy w separacji-Odpowiedziałam po dłuższej chwili. Na szczęście nie dopytywał o szczegóły i po chwili wyszedł zostawiając nas same. Umyłam naczynia i postanowiłam zadzwonić na lotnisko i do domu. Na lotnisku nie dowiedziałam się niczego nowego, nadal musimy czekać na nasze rzeczy. Zaś w domu akurat był tata i to on odebrał telefon. Nie był zbyt zadowolony z tego, że postanowiłam dać Michaelowi szansę. Według niego już dawno powinnam go zostawić i znaleźć kogoś komu będzie na nas zależało. Na szczęście on nie decydował za mnie, a ja nie mogę pominąć tych wszystkich wspólnych lat i jeśli jest szansa na to, że między nami będzie lepiej, to chce ją wykorzystać. Jeśli się nie uda, nie będę miała wyrzutów sumienia, że nie spróbowałam. Porozmawiałam z nim przez kilkanaście minut, a gdy zakończyliśmy rozmowę zajęłam się Evą, która w tym czasie zdążyła przeglądnąć wszystkie gry. Do pierwszej rozgrywki wybrałyśmy karty do ,,Piotrusia". Prosta gra, w którą grywałam kiedy jeszcze sama byłam dzieckiem. Evie bardzo się spodobała i długo nie chciała jej zmieniać. Późnej poszedł w ruch chińczyk, memory. Do południa część planszówek była już za nami. Akurat, gdy chciałyśmy sobie zrobić przerwę usłyszałam, że drzwi do domu się otwierają. Pomyślałam, że musi to być któryś z ochroniarzy. Michael pozwalał im korzystać z kuchni, gdyby chcieli się napić czy coś zjeść. Wątpiłam, że to on mógł wrócić tak wcześnie. Wstałam, aby wyprostować nogi i zrobiłam kilka okrążeń po pokoju. Skierowałam się do drzwi prowadzących na korytarz, ale gdy tylko położyłam dłoń na klamce same się otworzyły. Przede mną stał uśmiechnięty Michael z bukietem fioletowych irysów w jednej ręce i dużym misiem w drugiej.
-Przepraszam, że musiałyście spędzić wczoraj same cały dzień-Powiedział wręczając mi kwiaty, a Evie misia. Eva podziękowała i przytuliła się do jego nóg.
-Dziękuję, miło, że pamiętałaś jakie kwiaty lubię
-Takich rzeczy się nie zapomina-objął mnie i cmoknął w czoło. Wszystko było by pięknie, gdyby nie to, że coś przykuło moją uwagę. Dotknęłam palcami jego szyi w zaczerwienionym miejscu.
-Co to ma znaczyć?-odsunęłam się od niego i skrzyżowałam ręce.
-To nie tak jak myślisz...

Ostatnia Szansa | MJ | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz