(15)

859 49 6
                                    

Pogoda była słoneczna. Promienie słońca oświetlały zdezorientowane twarze studentów, którzy nie mieli pojęcia dlaczego się tu znaleźli. Zapewne niektórzy z nich teraz przeklinają cały dziekanat za wywołanie aż takiego poruszenia. Mi też się to nie podobało, ale co mogłem zrobić? I tak nie da się tego przeskoczyć. Lepiej będzie jeśli po prostu wysłucham co mają do powiedzenia, przeanalizuje i wrócę do mieszkania zajmować się Minho, bo znając życie ta sierota nie będzie w stanie nawet pójść po szklankę wody...

-Jak myślicie, o co może chodzić?

-Może znowu jakaś gadka motywująca o zbliżających się egzaminach...

-Albo ogłoszenie o praktykach lub magisterce...

-Ale nie musieliby przecież wzywać pierwszoroczniaków...Poza tym mogliby to ogłosić w trakcie zajęć.

Dookoła mnie roznosiły się teorie zaciekawionych studentów. Nie rozumiem po co się tak spinać? Wysłuchają, zapomną i zaczną żyć dalej...Co w tym trudnego? Jednego jestem pewien...Nie dziekan nigdy nie wzywałby nas bez powodu.

-Drodzy studenci!-Głęboki głos rozniósł się po całym dziedzińcu, a wszystkie pary oczu zostały zwrócone w jego stronę. Niektórzy stawali na palcach, aby dojrzeć kto mówi, przez tłum, który skutecznie zmniejszał ich pole widzenia. 

Spojrzałem się w stronę wejścia. Od razu wiedziałem kto zabrał głos, dlatego nie rozumiałem tych wszystkich ciekawskich spojrzeń. Głos naszego dziekana był bardzo charakterystyczny. Głęboki niczym dno oceanu...Jego ton był bardzo szorstki i poważny, mimo  że w ogóle nie odzwierciedlał osobowości tego człowieka. Miał trochę ponad metr sześćdziesiąt. Przez co prawe każdy dorosły student, który został wezwany na rozmowę czuł się niebywale niezręcznie. Dyrektor zazwyczaj siedział na swoim skórzanym fotelu, przeglądał dokumenty i w tym samym czasie prawił kazanie, ale za każdym razem kiedy wstawał wszyscy próbowali powstrzymywać się od prychnięcia śmiechem lub komentarzu na temat jego niskiego wzrostu. A temu wszystkiemu wcale nie ułatwiała jego pulchna sylwetka. To chyba wiadome, że był obiektem żartów każdego pierwszoroczniaka, który postanowił kontynuować naukę na tym uniwersytecie, ale mimo wszystko nie poznałem bardziej uczynnego człowieka od mojego dziekana. Jego przyjazna aura, którą się otaczał skutecznie zachęcała do niego studentów. Potrafił być pobłażliwy i surowy w jednym momencie...Dużo osób postrzegało go jako pewnego rodzaju autorytet i ja byłem jedną z nich, mimo że nie za bardzo się z tym odnosiłem.

-Zapewne jesteście zdziwieni, dlaczego wezwałem was w sobotę o 9:00, kiedy powinniście odsypiać zarwaną noc.-przerwał, patrząc się po naszych twarzach, chcąc wyczytać emocje jakie w tym momencie nam towarzyszyły.

Dziekan był specyficznym człowiekiem. Niektórzy twierdzili, że minął się z powołaniem i powinien zostać Sokratesem XXI w. Mogę się z tym zgodzić... Mało kto rozumie jego filozoficzne podejście do życia, jednak dzięki temu właśnie mnie zaintrygował...Jest bardzo inteligentny, co niektórym oczywiście przeszkadza...Jego długie kazania i egzystencjalne myśli nie były dla wszystkich do końca zrozumiałe...Jednak on wydawał się tym wcale nie przejmować.

-Otóż...-kontynuował.-Drodzy pierwszoroczniacy...Na was dziś zależy mi najbardziej. Jak zapewne domyślają się wasi starsi koledzy...Co roku organizujemy festiwal naukowy, który akurat teraz wypada we wtorek.-Wokół rozniosły się szepty, na co uśmiech dziekana lekko się zmniejszył.-Wiem! Wiem, że to jest mało czasu...Ja też się tego nie spodziewałem. Lecz zrzeszenie studentów i związek naszego kochanego Uniwersytetu Hanyang nalegał na przyspieszenie terminu...Rozumiem wasze wątpliwości...Dlatego zwracam się do was z prośbą o pomoc.-przerwał. Wokół zaczął panować szum. Zapewne tego nikt się nie spodziewał, włącznie ze mną...-Osoby, które wykorzystały swoje wszystkie przepustki, zapewne teraz tworzą największa grupę wśród was. Chciałbym zawrzeć z wami umowę. Ci którym zależy, aby uzupełnić swoje nieobecności i zyskać dodatkową przepustkę! Wystarczy, że przez te 3 dni będzie pomagać w przygotowaniach. Jedyne co musicie zrobić to wpisać się do punktu kontrolnego w holu. Tam wasze koleżanki wpiszą was na listę i przypiszą wam rolę i zadania za które będziecie odpowiedzialni. Za wszelkie zamieszanie przepraszam i mam nadzieję, że tegoroczny festiwal pomimo zmiany planów będzie tak samo udany jak w zeszłych latach.-dokończył, po chwili znikając za drzwiami budynku.

Zaraz po zniknięciu jego osoby wokół zaczął panować istny chaos. Niektórzy zaczynali się przepychać, aby jak najszybciej zapisać się na listę, inni w dość głośny i niezbyt kulturalny sposób komentowali dzisiejsze zajście, a jeszcze inni po prostu powoli kierowali się w swoją stronę od razu zapominając o całej sprawie. Ja byłem jedną z tych osób. Po części rozumiem dziekana. W końcu zostało bardzo mało czasu, a on sam nie miał na to wszystko wpływu, ale jednak i tak w środku odczuwałem małą złość za nie oszukując się zmarnowany przeze mnie czas. Nigdy nie opuszczałem żadnych zajęć, a od początku roku szkolnego nie wykorzystałem również żadnej przepustki. Nie musiałem tu dzisiaj przychodzić, ale trudno się mówi...Czasu i tak nie cofnę. Muszę szybko wrócić do mieszkania, bo znając Minho pewnie długo beze mnie nie pożyje w tym stanie do jakiego się doprowadził.

***

-No już Minho....Leci samolocik...Powiedz AAAAA...

-Zabierz mi tą łyżkę sprzed mojej twarzy, chyba że chcesz, abym trafił do więzienia za usiłowanie zabójstwa.-powiedział śmiertelnym tonem.

Od pół godziny próbuję zmusić tego idiotę do jedzenia, ale nic! Siedzi opatulony tym głupim kocem w misie, obrażony na cały świat, a w szczególności na mnie...

-Słuchaj... Jeżeli myślisz, że mi się to podoba, to się mylisz. Miałbym dużo lepsze zajęcia do roboty niż wciskanie w ciebie na siłę jjigae.-powiedziałem twardo, na co chłopak podniósł na mnie swój śmiertelny wzrok.-A teraz otwierają tą paszczę po dobroci, bo ostrzegam, że cierpliwość mi się zaczyna kończyć.-Chłopak widząc mój śmiertelny wzrok, wywrócił oczami. Z niechęcią zbliżył się do trzymanej przeze mnie łyżki, po chwili krzywiąc swoją twarz.

-Dlaczego ty mnie do tego zmuszasz?-zapytał, mocniej opatulając się swoim kocem.

-Nie trzeba było tyle pić. Poza tym powinieneś mi dziękować, że ci pomagam z kacem. A przypominam, że wcale nie musiałem tego robić, tylko zostawić cię tak jak zastałem. Leżącego na podłodze ze szczoteczką do zębów w buzi.-powiedziałem, podsuwając bliżej chłopak miskę z zupą.

-Nawet mi nie przypominaj...-mruknął sennie.-Już nigdy więcej nie wypiję.

-Nie składaj obietnic, których nie potrafisz dotrzymać.-Wstałem z miejsca, podchodząc do stolika na którym zostawiłem telefon.

Minho obserwował uważnie moje ruchy, próbując nie zwymiotować na smak dania, które na co dzień uważa za cud od Boga. Włączyłem kakaotalk'a w celu sprawdzenia czy ktokolwiek mi odpisał. Pytałem się już chyba wszystkich znajomych, czy przypadkiem nie organizują niedługo jakieś imprezy, ale wszyscy nagle zaczęli zgrywać świętoszki, które jedyne co robią w czasie wolnym to się uczą na nadchodzące egzaminy...Już powoli zaczynałem się denerwować. Mam ograniczony czas, który muszę spożytkować w 100%, ale nikt na razie nie okazał mi swojej litości...Nie mogę przegrać. Po prostu nie mogę...Ale biorąc pod uwagę fakt iż zostało mi trochę ponad dwa tygodnie zaczynam wątpić w moje możliwości...

Ale...

Chwila...

-Festiwal!-krzyknąłem jakbym właśnie odkrył ósmy cud świata. Minho słysząc mój krzyk podskoczył na krześle, przez co mała zawartość jjigae wylała się na jego kocyk.

-No żesz..! Będziesz mi to prał!

Seven parties to win (Hwang Hyunjin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz