41

1.5K 49 0
                                    

Elizabeth
Na moich oczach była opaska, która uniemożliwiła mi patrzenie na ludzi, którzy mnie porwali. Usta miałam również zaklejone taśmą, by przypadkiem nie wołać o pomoc. Czułam się strasznie źle, byłam przerażona. W końcu kto na moim miejscu by nie był?  Mężczyzna, którego widziałam w mieszkaniu zaprowadził mnie do czarnego auta, które jak mi się wydawało widziałam i w Londynie jak i zeszłej nocy tutaj, gdy wyszłam na balkon.  To było zaplanowane, a ja mogę tylko wymyślać różne scenariusze dlaczego tak właśnie się stało i czemu wybrali mnie. Podczas tej całkiem długiej jazdy w ciemno w mojej głowie miałam milion trapiących mnie myśli. Jeśli porywacze mnie obserwowali i dotarli aż tutaj do Brighton, musieli znać szczegóły z mojego życia. Musieli wiedzieć czego konkretnie chcą i zaczynam się bać, że tu chodzi o coś więcej niż o porwanie ładnej dziewczyny. Może jakieś wyrównanie rachunków czy coś w ten deseń, i wcale nie mam tutaj na myśli Dana, wcale. Ostatnimi czasy był bardzo skryty i może moje obawy były prawidłowe i choć nie zdołałam go zmusić aby powiedział prawdę, wierzę, że jeszcze to zrobi. Przez podróż starałam się zachować zimną krew, w końcu kiedyś oglądałam wiele seriali z porwaniami, choć nigdy nie przypuszczałam, że będę grała w nim główną rolę. Wsłuchiwałam się w ich głosy, bo co jakiś czas jednak musieli się jakoś porozumiewać. Była ich trójka: jeden kierowca, kolejny mnie pilnował a trzeci to zapewne ich szef, czyli ten kogo twarz widziałam w mieszkaniu. Był całkiem młody, dałabym mu górę 35 lat, delikatny zarost i ciemne trochę dłuższe włosy. Najpierw jechaliśmy normalną drogą, lecz potem zaczęły się wertepy, więc mogłam się domyślić, że pewnie wywożą mnie do lasu, gdzieś na zupełne odludzie. Martwiła mnie ta myśl i stawałam się coraz bardziej niespokojna. Pytania takie jak: jak wrócę? jak im ucieknę? co zrobię?, krążyły w moich myślach non stop, lecz nie dawałam po sobie poznać, że jestem miękka. Choć w środku tak naprawdę płakałam ze strachu, na zewnętrz zachowałam kamienną i stanowczą minę. Po chwili jeden z ich bez wachania odkleił taśmę z moich ust, mówiąc abym lepiej nie krzyczała, bo skończy się to dla mnie złe. Tak wiec siedziałam w ciszy i próbowałam obmyślić jakiś plan działania, choć co taka słaba dziewczyna jak ja mógłby zrobić trójce, a może i większej ilości, mężczyzn jak oni. Może jestem od nich sprytniejsza, ale czy to daje mi przewagę?
Kiedy miałam jakieś 14 lat, tata mówił do mnie o różnych niebezpieczeństwach jakie mogą mnie spotkać w życiu. Odwoływał się do napaści, zaczepek, gwizdania z aut, czego osobiście nie znoszę i dobrze, że dawno tego nie doświadczyłam. Starał się mi uświadomić, że jestem silną dziewczynką i wyrosnę na jeszcze silniejszą kobietę. Wierzyłam mu, dlatego też teraz wierze w jego słowa, ze jestem silna. Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale mentalnym. Umiem myśleć i ostatnio robie to bardzo często, a dziwne myśli snują się w mojej głowie. Wyczuwam, że auto jedzie wolniej a po chwili kompletnie staje. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi i po chwili zostaje sama w środku vana. Pojedyncze głosy przedostają się przez ściany samochodu, a jedyne słowa jakie słyszę to Niedługo tu będzie. Ale kto będzie? I dlaczego?
Korzystając z okazji, że jestem sama postanawiam poradzić sobie zaklejonymi taśmą dłońmi i zsuwam sobie opaskę z oczu. Następnie przegryzam zębami taśmę, która owinięte buły moje dłonie i wtedy jestem wolna. Rozglądam się dookoła ale nie widzę nic, czym mogłabym zaatakować porywaczy, więc mój stres przyrasta na sile. Zawsze mogę się na nich po prostu rzucić. Śmieję się nerwowo pod nosem myśląc o tym jakie to niedorzeczne. Wystarczy mi tylko czekać na otwarcie drzwi.

Dan
Dojeżdżam na miejsce równo o godzinie 17 i zajeżdżam pod sam budynek. Przyjechałem pod stary, wydawać by się mogło, opuszczony dom. Tak naprawdę od dawna mieszkała tu starsza Pani, ale po jej śmierci dom został bez właściciela, wiec Marshall wraz z innymi postanowili przejąć tą miejscówkę. Można by powiedzieć, ze przyjechałem do samej lwiej paszczy i nie wiem jak się z niej wydostanę. Biorę głęboki oddech, po czym wychodzę na świeże powietrze. Niedaleko stoi zaparkowany czarny van, ale nie słyszę by ktokolwiek w nim rozmawiał. Obchodzę samochód i wtedy zauważam piec osób, w tym Marshalla i jakiś dwóch nowych typów, których widzę pierwszy raz na oczy. Podchodzę powoli do zgromadzonej grupki ale się nie odzywam. Zaciskam pieści na samą myśl, że te ich brudne łapska dotykały Beth. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu dziewczyny, ale nic z tego. Musieli ją gdzieś ukryć i muszę się dowiedzieć gdzie.

-Gdzie ona jest? - pytam w końcu a w moim głosie słychać wyraźny niepokój i zdenerwowanie.

-Nawet się nie przywitasz? - mówi Marshall a mnie korci coraz bardziej, by mu przywalić w tą jego twarz. -Nic jej nie jest, nie musisz się obawiać. - Chciałbym mu zaufać, naprawdę bardzo. Ale wiem, że takim osobom jak on nie można wierzyć, tym bardziej w takich sprawach. Pytam go czego ode mnie oczekuje, ale ten tylko się podśmiewa pod nosem. Czuję jak moja twarz zmienia się w ogromny grymas pod wpływem gniewu, a także jak puls znacznie mi rośnie im dłużej na niego patrzę.

-Chcę żebyś do nas wrócił. - W końcu mówi i teraz to ja wydaje z siebie śmiech. Jak on jeszcze śmie mnie o to prosić. A właściwie to nie prosić tylko chcieć. Podchodzę do niego i między wypowiadanymi przeze mnie słowami tykam go palcem w klatkę piersiową.

-Nigdy w życiu. - Mówię i mam nadzieję, że sprawiam wrażenie pewnego siebie, bo tak naprawdę w środku jestem miękki jak flak. Nie mogę po sobie pokazać, że od razu ulegnę jego propozycjom. I wtedy słyszę dwa stuknięcia dobiegające z ich czarnego vana. Nie daję po sobie poznać, że je słyszałem, bo jeśli to Beth zaraz zrobią jej krzywdę albo zabiorą w inne miejsce. Jeśli to ona to mam nadzieję, że usłyszała mój głos i mnie poznała. W ten sposób dała znak, że tu jest i żyje, a także że mnie słyszy. W tej chwili w nosie mam to czy wybaczy mi jak już będzie po wszystkim. I tak pewnie już wie o mnie wszystko i pęka mu serce ja myśl jak bardzo się boi i jak bardzo czuje się źle wiedząc, że nie wyznałem jej prawdy. Szczerość to podstawa w związku, sama mi to mówiła, a ja przytakiwałem głową. Myśle tak samo, ale musiałem jej bronić. Choć i tak teraz siedzi w ciemnym aucie nie wiedząc zupełnie gdzie jest i co się dzieje. Chciałbym ja teraz mocno do siebie przytulić i pocałować w czoło dodając jej otuchy. Mam nadzieję, że mi wybaczy.
I wtedy słyszę głośne gwizdnięcie, które zdaje się dobiegać z lasu. Teraz nie udaję, że nie słyszałem dźwięku tak samo jak i oni. Wszyscy wytrącamy się z równowagi i rozglądamy się wokół siebie. Chwile później znów słyszmy kolejny gwizd, ale tym razem z innej części lasu. Pocieszam się faktem, że jeśli byłby to któryś z bandy Marshalla, nie byli by tacy zdezorientowani sytuacją. Może nie tylko ja chcę zniwelować Marshalla i może nie tylko ja chce uratować mnie i Beth z tej chorej sytuacji.

I'm ur teacherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz