43

1.6K 50 4
                                    

Siadam na drewnianym schodku i mierzwię włosy myśląc o Elizabeth. Co mam teraz robić? Nie mogę odjechać, bo wiem jak zareaguje Marshall, a nie chcę wchodzić w kolejne kłopoty. Opieram swoją głowę o dłonie i myślę, myślę, myślę. Nerwy coraz bardziej dają mi się we znaki, dlatego wstaję i powolnym krokiem idę do niego. Pod wpływem emocji popycham go z całej siły i krzyczę, że to wszystko jego wina. I nie mam tu tylko na myśli całej akcji z Beth i jej porwaniem, ale wszystkie wydarzenia od początku naszej znajomości. Wraz z napływem nieprzyjemnych wspomnień popycham go ponownie, aż ten delikatnie traci równowagę.

-Nagle chcesz się bić, Smith? - tym razem wymierzam mocny cios prosto w jego twarz. Marshall łapie się za szczękę i piorunuje mnie spojrzeniem. Chyba nie sądził, że zrobię coś takiego. Wymierzam w jego stronę kolejny cios, lecz ten go wymija. Sam natomiast uderza mnie prosto w nos, z którego chwile później sączy się krew. Dotykam bolącego miejsca, a potem wycieram dłoń o swoją koszulkę.

-Zepsułeś mi życie, rozumiesz? - krzyczę, czując jak zaczynają mnie piec oczy. Czuję jak gniew we mnie buzuje, ale nie zamierzam się już z nim bić. To i tak nic nie zmieni. Odwracam się i idę oprzeć się o swoje auto, cały czas trzymając się za bolące miejsce. Krwawienie nie ustępuje, dlatego też podnoszę koszulkę do góry i dotykam nią nosa. Jestem już chyba cały we krwi, ale nic mnie to nie obchodzi. Jestem zły, smutny i zdezorientowany w jednej chwili. Chyba jeszcze nigdy się tak nie czułem. Dosłownie jakby mój duch opuścił ciało i przyglądał się całej tej sytuacji z boku.
Wtedy słyszę krzyki dobiegające z całkiem bliska, rozglądam się tak samo jak inni, a chwilę później pięciu mężczyzn wbiega na teren posesji i rzuca na ziemię całą bandę. Widząc, że to policja od razu do nich podbiegam i pytam się czy widzieli dziewczynę. Opisuje Elizabeth a kiedy policjant wskazuje na las oglądam się za siebie. Widzę Charliego i ją, idą razem a ona trzyma się go kurczowo. Kiedy mnie widzi łzy lecą jej z oczu, chyba tak samo jak mi, bo po chwili wycieram mokre policzki dłonią. Podchodzi do mnie i wymierza w moją twarz ręką, którą szybko łapie.
-Przestań Beth, proszę. - mówię spokojnie i staram się ją przytulić. Odpycha się, ale po chwili ustępuje i wtula twarz w moją koszulkę. Gładzę jej włosy i powtarzam, że już wszystko w porządku. Jej małe ciało drży, czuję to, przez co jestem na siebie jeszcze bardziej wściekły, że wrobiłem ją w takie niebezpieczeństwo. Czuję jak jej łzy przedzierają się przez mój biały materiał koszulki, dlatego przytulam ją jeszcze mocniej. Niech wie, że bardzo żałuje. Niech wie, że chciałem ją chronić. Niech wie, że ją kocham.

Patrzę na Charliego dziękującym spojrzeniem, a gdy ten to zauważa kiwa lekko głową i odchodzi, by porozmawiać z policją. Delikatnie odsunąłem od siebie Beth, aby moc spojrzeć w jej przekrwione oczy. Ta cała sytuacja musiała ją przerosnąć i choć wiem, że na codzień jest silną kobietą, to w takiej chwili musiała wybuchnąć. Rozumiem ją doskonale, każdy powinien raz na jakiś czas dać upust swoim uczuciom. Patrzę na nią i ocieram jej mokre policzki dłonią. Wpatruje się na mnie a jej twarz nie wyraża żadnych emocji, zupełnie jakby była pusta od środka. Wyprana z jakichkolwiek emocji. Nie podoba mi się to, więc proszę ją aby powiedziała cokolwiek.

-Boli mnie to, że ilekroć cię pytałam o twoje problemy ty mnie zbywałeś. - odezwała się po chwili ciszy. - Zupełnie jakbyś mi nie ufał, a myślałam, że jest inaczej. - Mnie również zabolały jej słowa. Jak mogła myśleć, że jej nie ufam. Ufam jej całym sercem, ale patrząc z jej punktu widzenia faktycznie mogła tak to odczuć.

-Przepraszam, że tak to wyglądało. Ja tylko starałem się cię uchronić i trzymać z dala od tego świństwa. - mówię dotykając jej zimnych dłoni. Odwracam na chwilę wzrok, by móc poskładać sobie to co chciałem powiedzieć. Ciężko mu było wyjaśnić jej wszystko, opowiedzieć o dawnym życiu i o moich problemach. - Opowiem ci wszystko jak znajdziemy się w bezpiecznym miejscu. Jestem ci to winny. - Ona tylko patrzy na mnię zmartwionym i zbolałym wzrokiem, a po chaiku przytakuje. Nawet ten mały gest napaja mnie spokojem, że zechce mnie wysłuchać.

Godzinę później byliśmy już w domu. Policja załatwiła swoje sprawy i zabrała wszystkich z bandy Marshalla na komendę. Mi wsyztsko uszło płazem, ale tak naprawdę nie byłem niczemu winny. To co było kiedyś, zostało zapomniane i nikt nic na mnie nie miał. Dodatkowo Charlie porozmawiał z policją i jestem mu wdzięczny, że pomógł wydostać się stamtąd Beth. Gdyby nie on nie wiem co by było, dlatego muszę się z nim później spotkać i szczerze podziękować.
Razem z Beth przywitaliśmy się z jej mamą i Georgem i powędrowalismy do jej sypialni. Udawaliśmy, że nic się nie stało, bo nie chcieliśmy nikogo denerwować. Zresztą taka była jej decyzja i ja to uszanowałem. W głębi duszy byłem już przygotowany na znienawidzenie mnie przez jej rodzinę za narażenie jej na niebezpieczeństwo. Beth to mądra kobieta i zapewne wiedziała jakie by były konsekwencje, gdyby prawda wyszła ja jaw. Gdyby moja przeszłość wróciła i znów by wszystko zepsuła. Ja głupi myślałem, że jak wyjadę z Brighton do innego miasta to wsyztsko przepadnie, ale tak nie było. Owszem, gdyby nie moja przeprowadzka nie poznałbym Elizabeth i nie byłbym szczęśliwym człowiekiem. Może i dobrze, że moje życie poszło w tym kierunku. I pomyśleć, że kiedyś pewne wydarzenie zapoczątkowało cały zbiór kolejnych zdarzeń. Gdybym nie pracował dla Marshalla, nie wyjechałbym z miasta. Gdybym nie wyjechał z miasta nie poznał bym Beth. A gdybym nie poznał Beth, nie kochałbym nigdy nikogo tak mocno jak kocham ją. Takie jest życie i choć czasem wszystko idzie w złym kierunku, to któregoś dnia stanie się coś dobrego i ja jestem tego idealnym przykładem. A raczej moje życie.

Elizabeth

Rozmawiamy z Danem już kilka godzin. On opowiada mi o swojej przeszłości, tym razem ze szczegółami, a ja mówię mu o moim życiu od najmłodszych lat. Opisuje najszczęśliwsze dni dzieciństwa, kiedy mój tato jeszcze żył, jak wstawałam z samego rana i pierwszą rzeczą jaka robiłam było jedzenie jego słodkich naleśników z polewą morelową. Mama zawsze mówiła, abym się najpierw ubrała i umyła, ale ja robiłam swoje i teraz miło wspominam te czasy. Pozwalam sobie na upust emocji, dlatego pare łez jedna po drugiej spływają po moim policzku. Ale nie są to smutne łzy, raczej szczęśliwe, że mam co wspominać i o czym opowiadać. Wybaczyłam Danowi jego nieszczerość i rozumiem co przez to chciał osiągnąć. Gdybym wiedziała o tym wcześniej zapewne bałabym się wychodzić z domu, a tak czułam się spokojnie i nie bałam się, że ktoś może mnie zaraz porwać. Mama i George nie muszą o niczym wiedzieć tymbardziej, że jestem cała i zdrowa a ci przestępcy zapewne posiedzą sobie długo w więzieniu. Mogę zapomnieć o całej sprawie i odetchnąć wkońcu z ulgą. Ze świadomością, że od teraz nie mamy z Danem przed sobą żadnych sekretów, mogę zacząć kolejny etap w moim życiu. Po tym wszystkim wreszcie czuję się dobrze, że wsyztsko co złe zostało w tyle. Przytulam się do Dana najmocniej jak potrafię, a ten opadając plecami na miękkie łóżko ciągnie mnie za sobą. Rysuje palcem nic nie znaczące wzorki na jego czarnej koszulce i uśmiecham się sama do siebie. Jestem szczęśliwa, gdziekolwiek jest i on.

I'm ur teacherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz