PROLOG

715 32 8
                                    

     Każdy oddech sprawiał jej niesamowity ból. Każda komórka w jej ciele wyła z rozpaczy, błagając o litość. Dziewczyna przemierzała w przerażeniu ponury las, a krople wody opadające na jej zziębnięte ciało były niczym szpileczki wbijane w delikatną skórę. Czuła się jak balon — tyle że zamiast helem, napełniona była strachem i dezorientacją. Jeszcze chwila i mogła odlecieć w stronę ataku paniki i histerii. A wtedy nie zdołałaby się wydostać, uciec od czegoś, co wywoływało w niej lęk.

     Wysokie drzewa szumiały pod wpływem wiatru, ociekały życiodajną wodą. Biegła między drzewami, a jej nozdrza wypełniał zapach mokrej trawy i kory. Pod stopami szeleściły liście i inne fragmenty ściółki. Gdyby się tak nie bała, zapewne przystanęłaby na środku jakiejś polany, przymknęłaby oczy i rozłożyła ręce, czerpiąc przyjemność z ciszy i spokoju, który panował w puszczy. Napędzana strachem i niewyjaśnionym obrzydzeniem biegła przed siebie, myśląc już tylko o ucieczce. Pragnęła wolności, spokoju, bezpieczeństwa. Chciała w końcu pozbyć się dziwnego niepokoju, który sprawiał, że co chwilę obracała się za siebie. Zupełnie niepotrzebnie. Nikogo nie było w lesie. Nie w taką pogodę. Ciągle jednak czuła się obserwowana, zagrożona. Ciągle obracała się, by dostrzec polującego na nią drapieżcę.

     Płakała pod nosem, a jej łzy mieszały się z krwią spływającą po skroni i policzku. Musiała mocno uderzyć w głowę. Chwilami nie mogła też nabrać powietrza do płuc, jakby w jakiś sposób je uszkodziła. Czuła ból w klatce piersiowej i najchętniej padłaby na ziemię, ale strach zmuszał ją, by się ruszała. Parła więc do przodu, chwilami po prostu chwiejąc się na nogach. Jej ciemne oczy lustrowały wszystko wokoło, a kiedy do jej uszu dotarły odgłosy przejeżdżających samochodów, wydała z siebie jęk przypominający rozpaczliwy skowyt zwierzęcia. Ruszyła pędem w stronę ulicy.

     Pani Eva Heartfield, nauczycielka w pobliskiej podstawówce z dwudziestoletnim doświadczeniem, ledwo wyhamowała przed wpadającą na ulicę dziewczyną. Odruchowo z całej siły wcisnęła hamulec, kiedy z przerażeniem uświadomiła sobie, kto wyskoczył jej przed samochód. Auto z piskiem opon na szczęście się zatrzymało kilka metrów przed leżącą na drodze postacią. Eva oddychała głośno, próbując się uspokoić. Od kilku lat miała problemy z sercem i takie przygody bywały dla niej po prostu niebezpieczne. Z przestrachem przyglądała się postaci, która nieruchomo spoczywała na ziemi, i próbowała przypomnieć sobie moment, w którym mogłaby uderzyć w osobę, która wyskoczyła jej na drogę. Nie znajdywała niczego takiego w swojej pamięci. Nie było żadnego uderzenia, uświadomiła sobie. Ta osoba sama upadła tuż przed kołami samochodu. Nie było w tym winy Evy.

     Samochód jadący z naprzeciwka również się zatrzymał. Wysiadł z niego starszy mężczyzna, zszokowany tym, co zastał na wąskiej drodze prowadzącej do niewielkiego miasteczka pośrodku kalifornijskiego lasu. Eva Heartfield wpadła w jeszcze większą panikę. Trzęsącymi rękami otworzyła drzwi i na słabych nogach wysiadła z auta. Oparła się o nie, kiedy zobaczyła leżącą na ulicy dziewczynę. Jej włosy oblepione były krwią i przykrywały grubą, klejącą warstwą twarz. Eva zaczęła głośno oddychać i złapała się za serce. Zaraz obok niej pojawił się zmartwiony kierowca drugiego samochodu.

     — Co się stało? Halo, nic pani nie jest? — Złapał kobietę za ramię. Eva spojrzała na niego szklistymi oczami. — Miała pani wypadek? Proszę pani?

     Eva przymknęła na chwilę oczy i odetchnęła głośno. Potrzebowała uspokoić oddech, dojść do porządku i przede wszystkim pomóc tej biednej dziewczynie. Matko, że też to na nią spadło właśnie teraz! Ale przecież ona nic złego nie zrobiła. Po prostu jechała drogą i nagle... ta dziewczyna wyskoczyła jej na drogę. Eva zahamowała i nie uderzyła w nią. Nie było żadnego wypadku.

     Kiedy kobieta otworzyła oczy, starszy mężczyzna kucał już nad ranną. Eva wzięła się w garść i ruszyła w stronę leżącej. Zauważyła, że mężczyzna ostrożnie położył dziewczynę na boku i odgarnął z jej twarzy włosy. Eva zmrużyła oczy, poznając coś w tej twarzy. A właściwie nie coś, a kogoś. Poczuła rosnące pod jej skórą przerażenie, kiedy zdała sobie sprawę, że to mogła być któraś z jej uczennic.

     — Nie uderzyłam w nią — zaczęła tłumaczyć mężczyźnie. — Nagle wyskoczyła mi przed koła, ale zdołałam zahamować. Nie było wypadku, j-ja... Na pewno w nią nie uderzyłam. Nie wiem dlaczego teraz leży...

     — Niech pani dzwoni po pogotowie.

     Eva skinęła głową i jeszcze raz przyjrzała się twarzy dziewczyny. Znała ją. Ale skąd? Kto to był? Co tu robiła? Liden było oddalone od tego miejsca o kilka dobrych kilometrów. Chyba, że...

     — Niech pan sprawdzi, czy nie ma na jej ciele śladów po ugryzieniu — powiedziała.

     — Myśli pani...?

     — Dzisiaj wszystko jest chyba możliwe. Proszę sprawdzić, a ja pójdę zadzwonić po p-pogotowie.

     Wróciła do samochodu i wyjęła z torebki telefon. Szybko wykręciła odpowiedni numer i wezwała służby. W tym czasie mężczyzna uniósł gwałtownie głowę i spojrzał na Evę z niemym przerażeniem na twarzy. Kobieta, ciągle rozmawiając z operatorką, podeszła, a jej oczom ukazała się blizna na karku dziewczyny. Cztery wkucia. Nie było wątpliwości, kto w to wszystko był zamieszany. Eva znów spojrzała na twarz dziewczyny — oblepioną krwią, błotem i łzami — i poinformowała rozmówczynię:

     — Znaleźliśmy ślady po ugryzieniu. Na karku. To... To już blizny, ale chyba nie ma wątpliwości, przez co została zaatakowana ta biedna dziewczyna...

     Znów spojrzała na drobną twarz rannej. Linia brwi i prosty nos były znajome. Włosy — zbyt brudne i postrzępione, by mogły jej w jakikolwiek sposób pomóc w identyfikacji poszkodowanej. Eva ciągle jednak miała gdzieś z tyłu głowy informację, że ta dziewczyna nie była jej obca. Musiała ją uczyć. Znów przypatrzyła jej się uważnie, tylko połowicznie słuchając poleceń operatorki. Eva całkowicie skupiła się na delikatnych, niemal dziecięcych rysach twarzy rannej. Pomimo ścieżek krwi na twarzy dostrzegała zadarty nosek, długie rzęsy i lekko wydęte usta. Kojarzyła te usta. Kojarzyła je z wielu docinek, które z siebie wypuściły. Ze szczerości, którą się odznaczały. Kiedy to dotarło do Evy, aż zaniemówiła. To chyba było niemożliwe...?

     Wydała z siebie jęk. Nie mogła uwierzyć w to, kogo miała przed oczami. Ręce zaczęły się jej ponownie trząść, a operatorka po drugiej stronie zniecierpliwiła się. Ciągle pytała, co się właśnie działo, ale Eva przez chwilę nie dała rady nic z siebie wydusić. Mężczyzna klęczący przy dziewczynie patrzył na nią zdezorientowany. W końcu Eva wydusiła z siebie:

     — Znam ją. Ja... wiem, kto to. Teraz poznaję. — Przełknęła ślinę. — To Maisie Sawyer. Zaginęła chyba z dwa lata temu... O matko, jestem pewna, że to ona. Uczyłam ją w podstawówce... Tak, to na pewno ona. Matko, Maisie... Ona jest cała we krwi.

     Eva po raz kolejny spojrzała na zmaltretowaną dziewczynę.

     — Maisie...

- - - - - - - - - -

Hej! Witam was w moim nowym opowiadaniu, czyli projekcie, nad którym pracowałam od pewnego czasu. Mam nadzieję, że prolog jakoś was zachęcił do dalszego czytania, mimo że nie jest mocno obszerny i obfity w informacje. Więcej dowiecie się w następnych rozdziałach!

Jako że jest to historia nieco krótsza niż Once Upon a Nightmare, kolejne rozdziały będę dodawać wolniej (ale będą za to dłuższe) w nieokreślonym dokładnie tempie. Mam nadzieję, że historia przypadnie wam do gustu i będziecie chętnie śledzić losy Maisie Sawyer. Za to zapowiadam, że rozdział pierwszy powinien pojawić się nieco szybciej, bo za jakiś tydzień. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta, heh.

A wszystkich, którzy wpadli tu przez przypadek — zapraszam do zapoznania się z moimi innymi pracami!

Do zobaczenia w pierwszym rozdziale!

Niepamięć wstecznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz