1

1.1K 88 104
                                    

- Levi! Uważaj! - usłyszał przeraźliwy głos swojej matki. Był na środku jezdni. Pierwszy raz w życiu żałował... Żałował, że nie posłuchał się swojej matki. Teraz pozostało mu tylko zamknąć oczy i czekać uderzy w niego auto.

- Uważaj! - poczuł jak ktoś go obejmuje. Razem z tym człowiekiem wylądował po drugiej strony ulicy.

'Co za szybkość' dało się słyszeć od innych ludzi, którzy byli świadkami tego całego wydarzenia. Jego matka wyglądała jak żywy trup. Była przerażona.

Czarnowłosy popatrzył na swojego wybawiciela. Pamięta tylko jego cudowne zielone, połyskujące w słońcu oczy.

- Nic ci się nie stało, chłopcze? - zapytał owy chłopak. Dziesięcioletni Levi pokręcił przecząco głową. - Całe szczęście, jak się nazywasz?

- Levi... - powiedział cicho. Nadal lekko drżał ze strachu.

- Piękne imię, ja natomiast nazywam się...

Czarnowłosy otworzył gwałtownie oczy. Poczuł przyjemny, chłodny poranny wietrzyk wchodzący do jego pokoju uchylonym oknem. Kobaltooki patrzył w sufit.

Przejechał dłonią po swoim czole, wycierając tym samym z niego krople potu, które pojawiły się przez jego sen.

- Eh... Minęło tylko 6 lat... A ja nie pamiętam jak wygląda mój bohater... - podniósł się do siadu.

,, 3 lipca... to dokładnie tego samego dnia, 6 lat temu prawie potrąciła mnie ciężarówka... Jednak gdyby nie ten chłopak... Zawsze trzeciego lipca mam ten sam sen... I zawsze urywa się w tym samym momencie... I zawsze widzę tylko jego oczy... Co jest Kurwa!?"

Wstał niechętnie ze swojego łóżka. Zawsze 3 lipca był dla niego dniem najgorszym pod słońcem. Odkąd ta tajemnicza osoba go uratowała, nigdy nie był w stanie zapamiętać jego imienia. Miał wrażenie jakby nigdy go nie znał, a przecież owa osoba zdradziła mu je w tedy.

Westchnął ciężko po czym zaczął się ubierać. Levi nie pamięta ani twarzy, ani imienia, ani też głosu osoby, która go uratowała. Było to dla niego dość nieprzyjemne. Chciał go poznać, spotkać się z nim, porozmawiać i mu pierwszy raz od tylu lat podziękować.

Gdy był ubrany zszedł na dół do mamy aby zjeść śniadanie.

- Hej mamo... - mruknął niezadowolony.

- Znowu miałeś ten sen? - zapytała mimo iż dobrze znała odpowiedź.

- Tak... Niestety kończy się jak zwykle w tym samym momencie, nadal nie znam jego twarzy, głosu ani imienia... Eh... - zabrał się za śniadanie. - Smacznego

- Smacznego Levi - również zaczęła jeść. Od czasu do czasu patrzyła na swojego syna myśląc o czymś twardo. - Levi, jesteś gejem?

Na to pytanie aż zakrztusił się kanapką. Szybko napił się herbaty, która okazała się być zbyt gorąca. Postawił kubek z hukiem na stole, chwycił cukier i wsypał go sobie do ust. Poczuł ulgę.

- Po twojej reakcji mogę stwierdzić, że tak - uśmiechnęła się delikatnie kontynuując posiłek.

- Nje - powiedział niewyraźnie, przez co trochę cukru wysypało mu się z ust.

- To dlaczego jeszcze nigdy nie interesowała Cię żadna dziewczyna? A o tym chłopaku, który Cię uratował mówisz i myślisz cały czas? Hm? - popatrzyła na niego podejrzliwie po czym upiła łyka kawy. Czarnowłosy przełknął resztki cukru.

- Mamo, to chyba nic dziwnego, że chce poznać osobę, która uratowała mi życie, prawda? A Ty nie chcesz go poznać? Dzięki niemu twój syn może siedzieć tu przed Tobą i rozmawiać - tym razem ostrożnie napił się herbaty.

- Owszem, nasz rację, tylko że kwestia dziewczyn nadal jest pod znakiem zapytania - trzymała kubek jedną ręką, natomiast drugą jadła kanapkę.

- Nie moja wina, że wszystkie dziewczyny jakie dotychczas widziałem mają bzika na punkcie wielkich war, tony makijażu na ryju oraz wielkiej dupie I cyckach, nie interesują mnie lalki Barbie, a prawdziwe dziewczyny. Mamo, plastik szkodzi zdrowiu - kobieta zaśmiała się.

- Masz rację Levi, co jednak nie zmienia faktu, że chce abyś w końcu przedstawił mi swoją dziewczynę - skończyła jedną kanapkę.

- Nie mam jej jeszcze - rzucił biorąc kolejną. - Jednak muszę wybrać rozsądnie, bo jeżeli moja dziewczyna będzie mi truć co chwilę o coś dupe, to wrzucę ją do klatki dla lwów, a jeżeli to będzie chodząca Barbie, to jej nie zjedzą, w końcu plastiku się nie je... Nawet pod pociąg jej nie wrzucę, bo nie chce zabijać tych niewinnych ludzi w środku - Kuchel śmiała się w głos. - Tu nie ma z czego się śmiać, tu jest nad czym zapłakać, pociąg się wykolei i jeden Bóg wie co jeszcze, a ona w stanie jak gdyby nigdy nic i zaatakuje mnie z podwójną siłą

- Widzę, że myślisz przyszłościowo - stwierdziła.

- A jeżeli jakimś cudem uda mi się ją zabić, to jak ją zakopie w ziemi to policja jej ciało znajdzie w nienaruszonym stanie nawet po 40 latach, bo w końcu plastik rozkłada się stuleciami, ja będę o lasce chodził, a ten plastik będzie chciał odszkodowanie w formie kupienia jej kolejnej tony szpachli, aby mogła przeżyć pod ziemią kolejne tysiąclecia, tego chcesz, mamo? Tego chcesz? Chcesz mieć dzieci na korbke?

- No już już, wybierz rozsądnie tą kobietę, nie chce mieć dzieci odlewanych z forem w fabryce bo zbankrutujemy kupując baterię

- A myślisz że zestaw małego tynkarza dla noworodka też będzie taki tani? - tym razem oboje się zaśmiali. - Widzę, że się ze mną w stu procentach zgadzasz

I Oto Jestem ♡ Ereri ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz