2

682 78 75
                                    

Levi po śniadaniu wyszedł z domu, aby pójść jak zwykle tego samego dnia, na miasto. Miał nadzieję, jak co roku, że spotka tam osobę, która w tedy uratowała mu życie.

Po tym co się w tedy stało, już nigdy, prze nigdy go nie widział. Bardzo tego chciał. Nie mógł się pogodzić z faktem, że prawdopodobnie już nigdy go nie zobaczy, A jego twarz, imię i głos nadal pozostaną dla niego jedną, wielką cholerną tajemnicą.

Przechodził właśnie obok galerii. Kątem oka zobaczył, że jest wyprzedaż 70% taniej z okazji początku wakacji. Niby przeszedł obok tego obojętnie i wcale nie interesowało go to, że niektóre rzeczy kosztują nawet po 5 złoty.

,, krótka analiza sytuacji... Mam przy sobie ponad 2 stówy... Jest przecena na WSZYSTKO 70%... IDZIEM TAM KURŁA!"

Zawrócił I wbiegł do sklepu. Pierwszy raz cieszył się z faktu, że jest niski. Przechodził między ludźmi bez najmniejszego problemu. Wpadł do sklepu, którego uwielbiał najbardziej pod słońcem.

Brał wszystko co było dla niego ładne. Koniec końców wyszedł z dwoma, pełnymi po brzegi torbami ubrań. Był z siebie dumny.

- Oj Levi - usłyszał za sobą głos swojej przyjaciółki. Odwrócił się do niej. Dziewczyna podeszła do niego uśmiechnięta. - Nie mogłeś się oprzeć, co?

- Cześć Hanji, znasz mnie, oczywiście, że nie mogłem się oprzeć przed kupieniem sobie ładnych ciuchów - uśmiechnął się lekko trzymając torby w rękach.

- Przechodząc obok galerii zauważyłeś przeceny, Grażynka mode on i jedziesz z tym koksem kupować wszystko co tylko wpadnie ci w ręce, mam rację? - zaśmiała się ze swojego przyjaciela.

- Nie wszystko, tylko to co mi się podoba, nie moja wina, że jest tego strasznie dużo - wzruszył ramionami.

- Wiesz, że masz więcej ubrań od swojej mamy? Ty w ogóle masz gdzie to pomieścić? Bo byłam u ciebie w domu i twoja szafa w cale nie jest jakoś strasznie duża, gdzie ty to wszystko upychasz? Wrzucisz do szafy, z buta, z buta do puki nie przestanie spadać? - zaśmiała się z niego.

- Nie, po prostu jeżeli ma się taką pedancką duszę jak ja, to wszytko jest możliwe, nawet upchanie tak wielkiej ilości ubrań w tak małej szafie - stwierdził z dumą. - A Ty Han, też Cię przyciągnęły ceny, prawda?

- Po części tak, bardziej interesuje mnie znalezienie sobie pracy - westchnęła ciężko. - Mając 19 lat nadal jestem na utrzymaniu swoich rodziców... Może im to nie przeszkadza, ale ja czuje się źle z faktem, że muszą robić na moje utrzymanie

- A Ty przypadkiem nie pracujesz u tego bogatego człowieka? Przecież byłaś tam pokojówką - kobieta popatrzyła na niego.

- Owszem, ale stwierdził, że powinnam mieć jakieś wakacje, a nie tylko praca i praca, jednak ja uważam, że pracować powinnam - Levi popatrzył na nią pytająco.

- To dlaczego mówisz, że żyjesz na utrzymaniu swoich rodziców? Przecież sama zarabiasz, więc w czym rzecz? - zdziwił się trochę. Nie rozumiał o co mogło chodzić jego przyjaciółce. Przecież skoro miała pracę, to mogła pomagać rodzicom w utrzymaniu domu.

- Niby tak, ale chce wybudować swój własny dom, na działce, która jest przepisana na mnie, będzie nas dzielił dosłownie płot i kawałek podwórka, jednak mimo wszystko, będę już na swoim - stwierdziła z dumą. - Nie chce mieszkać daleko od nich, ponieważ bardzo bym chciała zająć się nimi na starość, nie chce ich zostawić tak samych sobie...

- Naprawdę dobra z Ciebie kobieta Hanji, myślę, że właśnie dlatego rodzicom nie przeszkadza fakt, że z nimi mieszkasz, wiedzą jak wspaniałą córkę mają i nie chcą jej tracić - uśmiechnął się do niej.

- Dziękuję Levi, jesteś wspaniałym przyjacielem - również się uśmiechnęła. Na jej twarz wkradł się rumieniec gdy patrzyła na ten uroczy jego uśmiech. - Aaa!~ ty jesteś taki słodziutki, że wręcz bym Cię zjadła! - przytuliła go.

- Tak tak, Han, też Cię bardzo lubię, ale dusisz mnie... - puściła go natychmiastowo.

- Przepraszam ty mój pączuszku - zaśmiała się.

- Nie szkodzi - przypomniał sobie po co tak naprawdę wyszedł na miasto. - Kurde! Zapomniałem! Przecież ja wyszedłem na miasto w całkiem innym celu niż zakupy! Później do Ciebie zadzwonię Han, a teraz wybacz mi, ja lecę! Pa!

Zaczął biec w stronę wyjścia, jednak przez tłumy nie był w stanie wybiec z galerii w tym tempie, w jakim on by chciał. Jednak gdy w końcu mu się udało z niej wyjść, zaczął biec w stronę miejsca, gdzie 6 lat temu został uratowany przed śmiercią.

Miał szczerą nadzieję, że może teraz uda mu się go spotkać. Tak bardzo tego chciał. Czuł, że może to się stać. Chciał przebiec przez ulicę, aby znaleźć się w miejscu, gdzie patrzył mu w oczy, jednak poczuł silne ramiona, które ciągną go w swoją stronę.

- To niebezpieczne tak wybiegać na ulice, mogło ci się coś stać chłopcze - Levi popatrzył na ową osobę. Zobaczył wysokiego bruneta o zielonych oczach i brązowych włosach.

- Dziękuję za pomoc...

I Oto Jestem ♡ Ereri ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz