Rozdział siedemnasty

6K 378 133
                                    

Zapraszam po reklamie 🤣.

Liliana

Cała krew odpływa mi z twarzy, kiedy wpatruję się w znajomą sylwetkę Paula. Nie, to nie może być prawda. Jason nie mógł mnie tutaj dopaść. Cała drżę, a Jacques reaguje błyskawicznie. Podrywa nas z fotela, po czym chowa mnie za plecami, jednocześnie warcząc w kierunku Lucasa i podejrzewam, że przekazał mu coś na mentalnej ścieżce watahy, bo mój ochroniarz przyciska nie stawiającego oporu Paula do ściany. Mężczyzna wpatruje się we mnie zszokowany, zupełnie jakby był jeszcze bardziej zdziwiony niż ja, co sprawia, że się zastanawiam czy wiedział o mnie.
Raczej nie byłby tak głupi, żeby zażądać od mojego mate wydania mnie, prawda?
Chce zrobić krok ku mnie, ale Lucas mocniej przyciska go do ściany, a Paul zerka na niego zdezorientowany, jakby dopiero go zauważył. Jednak nie próbuje się wyrwać tylko cały czas wpatruje się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
– Liliana? – Nawet w jego głosie słychać zaskoczenie. – Co ty tu robisz?
– Uważaj jak zwracasz się do mojej partnerki – warczy Jacques, jeszcze bardziej napinając ramiona.
– Partnerki? – Teraz Paul wygląda jakby zupełnie zgłupiał.
– Nie udawaj, że nie wiesz! – krzyczę spanikowana, chociaż to właśnie dzięki Paulowi spotkałam mojego przeznaczonego.
Paul patrzy na mnie i wygląda jakby oczy miały wyjść mu z orbit. W sumie to mu się nie dziwię, bo w watasze Srebrnej Rzeki Omegi nie mogą nawet oddychać w obecności wyższych rangą, a co dopiero na nich krzyczeć. A Paul był jednym z ważniejszych w stadzie, w końcu był ochroniarzem Jasona. Śmieszne, że ani mój były Beta, ani jego synowie nie potrafili walczyć i wszędzie chodzili z ochroną. Byli znani ze swojego okrucieństwa i bali się, że ktoś w końcu ich zaatakuje, dlatego najlepsze Gammy, takie jak Paul, robiły za ich goryli.
– Oczywiście, że nie wiem. Myślisz, że byłbym na tyle głupi, by ryzykować przyjście tutaj, wiedząc że jesteś mate Egzekutora?
Kręcę głową, bo doskonale wiem, że Paul nigdy nie zrobiłby czegoś tak idiotycznego. Jacques mocniej zaciska dłonie w pięści i ponownie warczy, a jego oczy przybierają całkiem czarną barwę i orientuję się, że jest na krawędzi wybuchu.
– Kim ty, kurwa, jesteś? – syczy wściekle.
Paul nieco blednie, zupełnie jakby zdał sobie sprawę, że poza nami jest tu jeszcze mój przeznaczony. Patrzy na mnie z pytaniem w oczach, ale kręcę przecząco głową, mam nadzieję, że trafnie odgadując jego pytanie.
– Jestem osobą, która pomogła Lilianie uciec – odpowiada ze spokojem, a ja czuję jak ciało mojego mate spina się w niemym szoku.
– Nie kłam! – warczy Lucas.
– On nie kłamie – mówię cicho. – Widział mnie i mógł mnie zatrzymać, a nawet powinien, bo miał tamtej nocy mnie pilnować. A mimo to pozwoliłeś mi uciec...
Ostatnie zdanie kieruję do niego, pozwalając, by niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu. Paul przygląda mi się uważnie, a raczej tej części, którą może dostrzec za ochronnym ciałem mojego mate. Wzdycha ciężko i mam wrażenie, jakby nagle wielki ciężar przygniótł jego ramiona. Dotykam ramienia Jacquesa, który zerka na mnie okiem. Wskazuję ręką na kanapę, niemo proponując, żebyśmy usiedli, na co mój partner niechętnie przystaje. My zajmujemy kanapę, gdzie mój przeznaczony natychmiastowo przyciąga mnie do siebie i obejmuje ramieniem w zaborczym geście posiadacza, a ja wtulam się w niego, chcąc by chociaż odrobinę się rozluźnił. Paul i Lucas siadają na fotelach, z czego mój strażnik zajmuje taką pozycję, by w razie czego móc mnie ochronić przed ewentualnym atakiem.
– Wszystko ma swoje podłoże – zaczyna zduszonym głosem Paul, a na jego twarzy przez chwilę widnieje grymas cierpienia. – Właściwie to wszystko zaczęło się wiele lat temu, kiedy Andrew stwierdził, że jestem zbyt przystojny, a nikt nie może zwracać większej uwagi niż on.
Wypluwa imię naszego byłego Alfy z taką nienawiścią, o jaką bym go nie podejrzewała. Mimowolnie zaczynam się zastanawiać, co spowodowało aż tak negatywne uczucia w stosunku do Alfy i jestem przekonana, że zaraz poznamy ich przyczynę.
– Więc zrobił mi to – pokazuje na długą szramę ciągnącą się od lewej skroni, tuż przy oku, przez cały policzek, szyję, by zniknąć pod koszulką. - Omal mnie przy tym nie zabił i niewiele brakowało bym stracił oko, ale nie obchodziło go to. Ważne było tylko to, że od tamtej pory wszystkie dziewczyny odwracały się ode mnie ze wstrętem, nie mogąc patrzeć na moją szkaradną bliznę.
Pochyla lekko głowę, a przez jego twarz przebiega grymas ogromnego cierpienia, zupełnie jakby te wydarzenia były zupełnie świeże. Oparta o Jacquesa wyczuwam jak jego wściekłość zmienia się w współczucie i mój mate rozluźnia się jeszcze bardziej, chyba nieświadomie posyłając Paulowi falę wsparcia. Kątem oka zauważam, że Lucas uważnie przypatruje się Paulowi i intensywnie nad czymś myśli.
– Miałaś wtedy z dziesięć lat – kontynuuje, nie zauważając uważnego wzroku pozostałych samców. – Dzieci uciekały przede mną z krzykiem, wołając, że potwór idzie.
Pamiętam to. Czasami obchodził plac na którym bawiły się wszystkie dzieci z watahy, a one uciekały krzycząc, poniekąd ze strachu, ale głównie po to żeby mu dokuczyć. U wilkołaków nie pozostają blizny, chyba że po ranach zadanych srebrem, a więc nasz były Alfa musiał zadać mu tą ranę srebrnym ostrzem.
– Któregoś dnia, a właściwie nocy siedziałem nad rzeką i płakałem. Nigdy wcześniej taka sytuacja się nie zdarzyła, ale wtedy byłem jeszcze bardziej przybity. – Przeczesuje ręką gęste, brązowe włosy, a w tym geście jest tyle bezsilnej rozpaczy, że Lucas porusza się niespokojny.
Niemal jestem w stanie wyczuć falę pocieszenia i wsparcia, którą mu wysyła i zaczyna mnie to zastanawiać. To w jaki sposób Lucas się teraz zachowuje i totalny brak reakcji Paula na atak mojego strażnika nasuwa mi jedną niedorzeczną myśl, której na razie nie poświęcam zbyt dużo uwagi.
– I wtedy przyszłaś ty – odzywa się ponownie, a w jego głosie wyłapuję pogodną nutę. – Miałaś może z dwanaście lat, ale przyszłaś mnie pocieszyć. Mnie, dorosłego wilkołaka, bez partnerki, krótko przed pełnią, mimo, że znałaś doskonale nasz świat i słyszałaś jakie historie się o mnie mówi. Nigdy nie spotkałem tak odważnej osoby. Dziewczynki, która zaryzykowała wszystko, bo nie mogła znieść okrucieństwa innych, chociaż niewiele mogła zrobić. Pamiętasz co wtedy powiedziałaś?
– Nie przejmuj się nimi. Dokuczają ci, bo nie potrafią znieść tego, że jesteś bardziej wartościowy i dużo silniejszy od nich.
– Nikt nigdy nie powiedział mi nic tak niezwykłego. Stanowiłaś dla mnie pociechę przez te wszystkie lata, ty jedna dziewczynka, która po śmierci rodziców była szykanowana i poniżana. Pozostałaś tak samo pogodna i jasna jak wtedy. Kiedy zobaczyłem jak uciekasz, nie byłem w stanie zmusić się do wykonania obowiązków. Nie po tym co dla mnie zrobiłaś. Więc pilnowałem, żebyś bezpiecznie dotarła do granicy, a potem odszedłem ze stada. Andrew nie był zbyt zadowolony, ale jeszcze nie wiedział o twojej ucieczce, więc nie miał pretekstu by mnie zatrzymać. Schroniłem się tutaj i zatrudniłem w Wild Pub. Myślałem, że nie ma tu żadnego stada, bo w mieście mówili mi, że jest ono terenem neutralnym. – Przenosi spojrzenie na Jacquesa i pochyla lekko głowę, jakby w oczekiwaniu na wyrok.
Co dla mnie jest zdumiewające Lucas również spogląda w napięciu na mojego mate.
– I nikt ze Srebrnej Rzeki nie wie, że Liliana tu jest?
– Nie Egze... – przerywa mu groźne warczenie mojego przeznaczonego, którego powodu przez chwilę nie rozumiem. – Jacques. Nie, nikt o tym nie wie. Ja również nie wiedziałem i sam byłem bardzo zaskoczony tym, że Liliana tu jest.
– Dobrze. – Mój mate kiwa głową wyraźnie zadowolony. – To bardzo dobrze.
– Właściwie dlaczego mnie wezwałeś?
– Chciałem się dowiedzieć czegoś więcej o tobie, bo Antibes tak naprawdę leży na terenach mojej watahy. – Wzrusza ramionami mój partner. – Ale jest to miejsce spotkań, więc wielu ludzi mówi, że jest neutralnym gruntem, chociaż to nieprawda. Więc to będzie chyba na tyle.
– Zaczekajcie – odzywam się przyciągając uwagę wszystkich w pokoju. – Mam pytanie do Lucasa.
Mój ochroniarz unosi brwi zdziwiony, ale nie oponuje.
– Dlaczego reagujesz tak na Paula?
– Reaguję? Jak? – pyta się zdziwiony.
Piorunuję go spojrzeniem, bo doskonale wiem, że się zgrywa. Nie wiem co próbuje tym uzyskać, ale nie nabieram się na jego gierkę. Doskonale widziałam, co się działo i nie nabierze mnie na te zagrania. Paul również spogląda na Lucasa i zdaję sobie sprawę, że dopiero teraz uświadomił sobie, co cały czas robił mój strażnik.
– Przesyłałeś mi wsparcie. Pomagałeś mi zmierzyć się ponownie z przeszłością, chociaż wcale się nie znamy. Dlaczego? – pyta, a na jego twarzy maluje się zagubienie.
– Nie wiem to się działo samo z siebie. – Lucas wzrusza przepraszająco ramionami. – Ale mam pewną teorię.
– Jaką?
– Podejrzewam, że możemy być bratnimi wojownikami.
– Guerrerio? – Paul unosi zaskoczony brwi. – Przecież jestem Gammą z obcej watahy, teraz właściwie jestem równy Omedze, bo nie mam stada, a ty...
– A ja jestem Deltą. Wiem, ale słyszałem o takich przypadkach. Po za tym coś mi mówi, że mógłbyś być Deltą.
– To niezwykle rzadkie, ale coś może być na rzeczy – odzywa się Jacques. – Też zauważyłem wasze wzajemne reakcje, ale myślę, że najrozsądniej będzie przetestować tą teorię.
– Przetestować? – pyta się Lucas.
– Tak. – Mój mate uśmiecha się lekko. – Na dwa sposoby. Poprosimy Alexa i Julesa, jako guerrerio znacznie łatwiej im wyczuć inną parę bratnich wojowników. Ponadto mam dla ciebie propozycję, Paul.
– Jaką? – pyta się zaciekawiony, ale też nieco zestresowany Paul.
– Chcę byś został ochroniarzem mojej mate – proponuje spokojnie Jacques, czym kompletnie mnie zaskakuje. – W ten sposób najłatwiej sprawdzicie, czy faktycznie jesteście guerrerio. Po za tym znasz wojowników ze Srebrnej Rzeki i ich sposoby działania. Tobie dużo łatwiej będzie przeciwdziałać przeciwko nim.
Paul gapi się na mojego partnera z wytrzeszczonymi oczami. Przez chwilę zamyka i otwiera i zamyka usta, zupełnie jak ryba wyjęta z wody, najwyraźniej będąc w zbyt wielkim szoku, by zareagować w jakiś inny sposób.
– I powierzysz tą odpowiedzialną funkcję mi? Obcemu wilkołakowi?
– Ufasz mu, ma petite? – zwraca się do mnie Jacques.
– Tak – odpowiadam bez wahania, bo tak rzeczywiście jest.
– Moja partnerka ci ufa, a to mi wystarcza. Nie chcę, żeby chronił ją ktoś przy kim czuje się zagrożona i prawda jest taka, że większość z tych samców za bardzo się mnie boi, żeby dobrze ją chronić.
Paul kiwa głową w oszołomieniu i spogląda na Lucasa, któremu błyszczą oczy, zupełnie jakby wygrał los na loterii. Pewnie tak jest, skoro ma możliwość sprawdzenia, czy Paul jest rzeczywiście jego guerrerio.
– A więc wszystko ustalone. Spotkamy się wieczorem na dole, wszystko wam jeszcze przekażę. Lucas daj Paulowi jedną z sypialni na piętrze i poinformuj domowników o jego pobycie. Powiedz, że jest równy tobie rangą i jeśli ktoś mu uchybi, zwłaszcza, któryś z tych chłystków to im łby poukręcam. I tak już nadwyrężyli moją wątpliwą cierpliwość.
Lucas kiwa głową, po czym razem z Paulem opuszczają gabinet mojego mate. Jacques niemal natychmiast przyciąga moje usta w pocałunku, ale jest w nim coś desperackiego. Oddaję go spokojnie, łagodnie i delikatnie. Powolnymi ruchami gładzę jego ramiona, swoim spokojem pragnąc ukoić jego wzburzenie. Jak widać moja metoda działa, bo już po chwili pocałunek zmienia się w czuły i pełen miłości.
– Mon Dieu, Liliano co ty ze mną robisz? – pyta się Jacques, ale chyba nie oczekuje odpowiedzi na to pytanie. – Moje serce tego nie wytrzyma.
Sadza mnie na swoich kolanach, chowając nos w zagłębieniu przy mojej szyi i zaciągając się moim zapachem.
– Pachniesz tak pięknie, mon petit amour. – Wzdycha cicho i obejmuje mnie ciaśniej. – Dzisiaj jak Paul powiedział, że był z twojego byłego stada myślałem, że zejdę na zawał. Myślałem, że jesteś bezpieczna tutaj i nikt się nie dowie, a tymczasem wpuściłem potencjalnego wroga do swojego domu, nie zastanawiając się głębiej nad tym.
– On zawsze był dla mnie miły, Jacques. Po za tym sam słyszałeś, że odszedł od stada.
– Tak – szepcze. – Ale gdyby wciąż był jednym z nich, zdradziłbym twoje miejsce pobytu. Liliano, ponownie bym cię naraził. I kto wie, czy byłbym w stanie uchronić cię przed kolejnym zagrożeniem. Jeśli ktokolwiek zrobiłby ci krzywdę...
– Nie zadręczaj się tym – szepczę, po czym kładę mu dłonie na policzkach. – Chronisz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, dzięki tobie czuję się bezpieczna. Nie obwiniaj się, bo nie masz o co.
– Nie przeżyję jeśli cię stracę. Ledwie połatałaś moje serce, jeśli coś ci się stanie stracę je całkowicie, zmienię się w potwora przed, którym będą drżeli zarówno zmienni jak i ludzie.
– Nic mi nie będzie, ukochany. – Przyciągam jego twarz w delikatnym pocałunku.
– Nikt nie może wiedzieć, że jesteś moją partnerką – mówi, kiedy odrywamy się od siebie, a ja czuję się jakbym dostała cios w brzuch.
– Chcesz pokazywać się ludziom z inną? – pytam słabo i niedobrze mi na myśl, że faktycznie tak może być.
– Nie! – zaprzecza gwałtownie, a moje ciało obmywa zbawienne uczucie ulgi. – Chodzi mi o to, że nikt obcy, nie może wiedzieć kim jesteś. Tylko najbliżsi. To dla twojego bezpieczeństwa.
Argumentuje bez przekonania, a ja doskonale zdaję sobie sprawę dlaczego. Tu nie chodzi tak do końca o moje bezpieczeństwo, chociaż w dużej mierze też. Bardziej chodzi o komfort mojego mate i jego nieustanną tendencję do obwiniania się. Gładzę go delikatnie po trzydniowym zaroście i uśmiecham się przy tym łagodnie.
– Skoro tego potrzebujesz, niech tak będzie.
Niemal natychmiast widzę ulgę, którą odczuwa Jacques. Mój mate bierze moją dłoń i całuje po kolei wszystkie kosteczki, uśmiechając się z wdzięcznością. Moje serce raduje się widząc go tak odprężonego z powodu takiej, w gruncie rzeczy błahej sprawy, z którą się zgodziłam, ale tą radość zasnuwa cień. Chciałbym, żeby nasze życie było łatwiejsze, żebyśmy nie musieli martwić się tym, kto nas może zaatakować. Chciałabym móc przytulić się do niego na środku ulicy wśród obcych ludzi, pocałować go w tłumie, najlepiej przy wszystkich kobietach na świecie, tak by wiedziały, że ten cudowny, przystojny mężczyzna należy do mnie.
I naprawdę żałuję, że nie może tak być.





Witajcie ❤️!

Rozdział już po korekcie, mam nadzieję, że się Wam spodoba 😊. To już ostatni na dzisiaj. Kolejne rozdziały wpadną jutro 😁.

Koniecznie dajcie znać co sądzicie o rozdziale, nie zapomnijcie zostawić gwiazdki ⭐️ i komentarza 💬.

Do następnego,
Wasza Sasha 🖤

Serce w pustceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz