LilianaPo wyjściu Jacquesa do biura zmuszam się do wstania i ogarnięcia się. Obiecałam Charlotte, że pomogę jej przy dziecku, ale przeczucie mówi mi, że będzie tam również Kim. Po tym co opowiedział mi mój mate wiem, że dziewczyna nie jest zła, ale nie mogę przemóc się by patrzeć na nią zupełnie obiektywnie.
To była kochanka mojego przeznaczonego na litość boską!
Nie wiem w jaki sposób mam patrzeć na nią normalnie, zupełnie jakby nie było nic pomiędzy nią, a moim mężczyzną. Śmiem twierdzić, że to chyba niewykonalne. Jestem ciekawa jak radzi sobie z tym Isabella, w końcu Kim była także kochanką Alfy. Wzdycham ciężko i nakładam na siebie zieloną sukienkę do kolan, która podkreśla kolor moich oczu i co najważniejsze nie kłóci się z kolorem moich włosów. Udaję się do pokoju należącego do Lottie i jej mate, pukam, a po usłyszeniu zaproszenia wchodzę do środka. Tak jak się spodziewałam jest tam także Kim, która na mój widok podrywa się z miejsca.
– Ja lepiej sobie pójdę, w końcu przyszłam niezapowiedziana – mamrocze i rusza w kierunku drzwi.
– Zaczekaj – mówię, bo jej zachowanie wydaje mi się dziwne. – Coś ci zrobiłam, że nie chcesz być ze mną w jednym pomieszczeniu?
– Ty? Mi? – wydaje się być zdumiona, kiedy patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, po czym wbija spojrzenie w podłogę. – Raczej ja tobie. Znaczy... Nie sądzę, że byś chciała przebywać w jednym pokoju z byłą kochanką swojego mate. To nie znaczy, że ja coś do niego mam, tylko wtedy musiałam i rozumiesz...
Jej wypowiedź coraz bardziej traci sens, a ja zaczynam rozumieć jej zdenerwowanie. Ona martwi się, że ja ją odtrącę! Łapię ją za rękę, a ona unosi na mnie zaskoczony wzrok. Uśmiecham się delikatnie, bo już chyba taką mam naturę, że nie chcę by ktokolwiek czuł się przy mnie niezręcznie.
– Spokojnie, Kim to było zanim on mnie znalazł. To było zanim się poznałyśmy. Po za tym z tego co wiem to wcale nie chciałaś być jego kochanką.
– Nie chciałam – kręci głową. – Jacques jest przystojny, ale był taki zimny... Strasznie się go bałam, w sumie nawet idąc tutaj bałam się, że w końcu mnie skrzywdzi. Teraz miał powód. Zupełnie się nie spodziewałam, że będzie taki... łagodny. To wszystko twoja zasługa. Nie wiem co by się stało, gdybym przyszła zanim cię znalazł.
– Na pewno by ciebie nie skrzywdził. Jacques może i był zimnym skurwielem, ale nigdy w życiu by cię nie skrzywdził, uwierz mi wiem co mówię. Ale zmieniając te... – przerywają mi gwałtownie otwierające się drzwi.
W progu staje Isabella, a my we trzy zrywamy się na równe nogi.
– Luno – mówią Kim i Lottie, jednocześnie pochylając głowy.
– Bella – odzywam się równocześnie z pozostałymi.
– Witajcie – uśmiecha się i wchodzi, a za nią wpada trójka rozbrykanych maluchów.
Jeden z chłopców niemal na mnie wpada, kiedy biegnie, patrząc do tyłu na pozostałą dwójkę.
– Gabe! Tien! Lizzy! Uspokójcie się! – strofuje dzieciaki Bella, a oni jednocześnie przybierają miny urażonych niewinności.
– Pseplasamy – odzywa się jeden z chłopców, chowając za swoimi plecami siostrę.
– Urwanie głowy z nimi mam – odzywa się do nas Bella, uśmiechając się ciepło. – Liliano przedstawiam ci moje dzieci: Gabriela, Bastiena i Elisabeth. Trojaczki, które charakter i temperament odziedziczyły po narwanym wuju.
– Cześć – macham do dzieci, a one nieśmiało odmachują mi.
– Idźcie się pobawić, a później zabiorę was do wujka Jacquesa. Mama musi porozmawiać z ciociami na tematy dla dorosłych.
– Ale mamo ja jus jestem dolosły! Mam dwa lata! Tata tak mówi!
– To są tematy dla kobiet, Gabe. Dziewczynką raczej nie jesteś, prawda? – Luna z trudem powstrzymuje wybuch śmiechu.
– Nie! – odpowiada urażony Gabriel, po czym ucieka do rodzeństwa, jakby go sam diabeł gonił.
– Uroczy są – komentuję z uśmiechem, a Bella rozpromienia się.
– Jak chcą to potrafią. Niech cię wygląd nie zwiedzie są jeszcze większymi łobuziakami niż Jules, Jacq i Rafe. Istna bomba z opóźnionym zapłonem. Raz zostawiłam ich pod opieką jednej z wilczyc, a sama poszłam zająć się sprawami stada. Mieli zaledwie rok, a jestem pewna, że opiekunka dorobiła się przez nich siwych włosów. Gabriel znalazł gdzieś nożyk, który dzięki Bogu był drewniany i próbował przeciąć nogę od stołu. Bastien cały czas próbuje wszystko drapać, o ile się nie mylę wtedy zabrał się za jakąś cegłę, czy coś w tym rodzaju i połamał sobie paznokcie.
– Drapać?
– Tak – Bella wywraca oczami, ale nie przestaje się uśmiechać. – Widział kiedyś, jak Alec przemienia się do pół-formy i przecina coś pazurami. Od tamtej pory próbuje powtórzyć wyczyn tatusia, z czego mój mąż jest niezwykle dumny. Oczywiście magicznym sposobem znika, kiedy trzeba małego położyć spać, a z połamanymi paznokciami, bolącymi i poranionymi paluszkami nie jest to łatwe zadanie.
– Jak każdy tata – wtrąca się Charlotte. – Lucas też zawsze znika na jakimś ważnym zadaniu, kiedy trzeba położyć Leo spać.
– Jak widać to normalne, że panowie boją się tak trudnego zadania, jakim jest uśpienie własnego syna – wybuchamy śmiechem. – Elisabeth zazwyczaj jest grzeczna, bo każdy na nią chucha i dmucha. Już teraz Alec zaczyna budować wokół niej ochronny mur, a jej bracia zaczynają przejawiać pierwsze odruchy ochronne. Jednak tamtego dnia, kiedy opiekunka pobiegła zabrać nóż Gabrielowi, Lizzy wylała sobie na włosy farbki i posypała je brokatem. Dwa tygodnie zmywałam to dziadostwo z jej włosów.
Na samym końcu Bella krzywi się, a my ponownie wybuchamy śmiechem. Ponownie spoglądam na maluchy, które teraz bawią się zabawkami, a moja dłoń machinalnie biegnie na mój brzuch. Niedługo ja także będę mogła trzymać swojego aniołka na rękach. Luna pociąga nosem, a przez jej twarz przebiega wyraz zdumienia.
– Liliano? – zagaja. – Czy ty chcesz nam o czymś powiedzieć?
– Jestem w ciąży – uśmiecham się szeroko. – To początek, bo ledwie wczoraj poczułam pierwsze odruchy szczennej wilczycy i zmienił mi się zapach.
– Gratulacje! – Bella przytula mnie, a na jej twarzy gości gigantyczny uśmiech. – Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
Charlotte i Kim również składają mi gratulacje, ale przez twarz Kim przebiega bolesny grymas.
– Wszystko w porządku? – pytam się.
– Po prostu żałuję, że moje dziecko nie będzie miało możliwości zobaczenia tego świata – mówi cicho, gładząc brzuch, a promieniuje z niej taka rozpacz, że mój dar niemal wyje.
Przytulam ją, pragnąc pocieszyć w jakikolwiek sposób, ale prawda jest taka, że nic nie jest w stanie pomóc po takiej stracie, nie licząc obecności mate.
– Bardzo ci współczuję, Kim – odzywa się Bella, a Kim podrywa na nią zaskoczony wzrok, z czego wnioskuję, że do tej pory nie przepadały za sobą. – Nie patrz tak na mnie, jestem Luną, cierpienie jakiegokolwiek członka stada jest moim cierpieniem. Po za tym sama przyznasz, że nie dałaś mi do tej pory wielu powodów, bym cię lubiła.
– Przepraszam Luno – szepcze Kim. – Nie chciałam być taka dla ciebie, nie chciałam tego wszystkiego. Ojciec mnie szantażował, groził mojemu młodszemu bratu.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pomogłabym ci.
– Sama powiedziałaś, że nie dałam ci wielu powodów, żebyś mnie lubiła. Bałam się, że mnie odtrącisz i zostanę całkiem sama, bez nikogo, bez żadnej nadziei. Bałam się, że ojciec w jakiś sposób się zemści i skrzywdzi mojego braciszka.
– Mogłyśmy się nie lubić Kim, ale nigdy w życiu nie zostawiłabym cię samej z tym wszystkim. Gdybyś do mnie przyszła uniknęłybyśmy wielu nieprzyjemnych sytuacji, a także tej tragedii. Alec nie pozwoliłby na to, żeby ojciec cię dłużej krzywdził.
– Przepraszam Luno – w głosie Kim jest tyle bezsilności, że moje współczucie jeszcze przybiera na sile.
Blondynka wybucha szlochem, a Bella podchodzi do niej i zagarnia ja w pełnym miłości, matczynym uścisku. Jest naprawdę silną Luną, to widać na pierwszy rzut oka. Jestem ciekawa jak wyglądają jej spotkania ze stadem, chociaż jestem pewna, że muszą być niezwykłe, skoro Isabella jest w stanie do tego stopnia odsunąć od siebie własną niechęć i przekazywać ciepło i siłę Luny osobie, za którą nie przepada.
– A więc – zaczynam, kiedy się od siebie odsuwają. – Jak się czujesz?
– Znacznie lepiej niż na to zasługuję. Dzięki Paulowi wszystko staje się łatwiejsze – w jej oczach niemal widać gwiazdy, kiedy wspomina swojego mate. – Jest dobry i łagodny, zupełne przeciwieństwo tego co do tej pory zaznałam. Owszem Alec był dla mnie dobry - rzuca niespokojnym okiem na Bellę. – Ale w gruncie rzeczy był taki odległy i zimny większość czasu. Jak skończył dwadzieścia jeden lat stał się strasznie zgorzkniały, a kiedy znalazł Lunę...
Wzdryga się, a cierpienie przemyka przez jej twarz.
– Mój ojciec był tak wściekły, że niemal mnie zabił po tym jak mnie... jak ze mną skończył. A potem zmusił mnie, żeby poszła do Jacquesa. To było jeszcze gorsze. Momentami był brutalny – szepcze i przeciera twarz rękoma. – Nie chciałam być z nimi. To nie tak, że im czegoś brakuje, ale zawsze marzyłam o swoim mate i że podaruję mu to co kobieta ma najcenniejszego. A teraz spotkałam Paula i jest cudownie. Po tym wszystkim chyba nawet nie chciałam spotykać mate, bo jak miałam mu powiedzieć o tym co się działo? Ale Paul jest niezwykły i zmienia wszystko.
W jej oczach i na jej twarzy widać radość, kiedy mówi o swoim mate. Cieszę się, że Paul dostał taką dziewczynę, bo wierzę w to co mówi. Już teraz wydaje się być zapatrzona w niego, a znają się niecałą dobę.
– I nie przeszkadza Ci jego blizna? – pytam się, bo wiele osób na początku odstręcza.
– Absolutnie nie – uśmiecha się lekko. – Pokazuje tylko jak silnym mężczyzną jest mój mate. Co by to o mnie świadczyło, gdyby odstręczała mnie jego blizna, po tym co ja zrobiłam? Ta blizna nie jest szkaradna, a Paul jest najprzystojniejszym człowiekiem jakiego w życiu widziałam. Po za tym pod piękną powłoką często skrywa się fałsz i zgnilizna.
– Nie spodziewałam się po tobie takich słów – odzywa się Bella, a ja czuję, że pije do jakiejś sytuacji, która była kiedyś między nimi.
– Przepraszam cię Luno. Próbowałam za wszelką cenę chronić brata, nie zważając na cierpienie innych. Wiem, że nie jestem brzydka, ludzie uważają mnie za piękną kobietę i próbowałam to wykorzystać, byle tylko uniknąć tego co zaplanował dla mnie ojciec.
– Nie gniewam się na ciebie Kim. Żałuję tylko, że mi nie powiedziałaś, bo pomogłabym ci. Jestem Luną, po za tym zawsze starałam się nie dać ci odczuć, że za tobą nie przepadałam.
– Udawało ci się to. Zawsze podziwiałam cię i twoją umiejętność odłożenia własnych uczuć na bok.
Drzwi od pokoju Charlotte otwierają się z hukiem, a my wszystkie zrywamy się z miejsc, stając pomiędzy intruzem, a dziećmi. Do pokoju wpada Paul, a w jego wzroku widać szał. Przesuwa po nas spojrzeniem, a jego wzrok zatrzymuje się na Kim, która drży ze strachu, zupełnie jakby bała się, że Paul ją skrzywdzi. Jednak postawa Gammy znacznie łagodnieje, kiedy dostrzega swoją przeznaczoną.
– Kim – odzywa się cicho i wyciąga ręce. – Chodź do mnie.
Blondynka podchodzi do niego posłusznie, cały czas trzymając pochyloną głowę. Paul zagarnia ją w objęcia i zaciąga się jej zapachem. Od razu zauważam, jak do tej pory napięte mięśnie, rozluźniają się, a on sam przyjmuje swobodniejszą postawę. Po chwili przesuwa się kawałek w bok, bo do pokoju wbiega zdenerwowany Lucas, a za nim Jacques, Beta i Alfa. Obaj sparowani mężczyźni podchodzą do swoich partnerek i przytulają je. Jedynie Jules stoi w wejściu, a przez jego twarz przetacza się tęskny grymas. Mój mate staje przede mną z łagodnym uśmiechem, po czym zaciąga się moim zapachem.
– Lepiej ci? – odzywa się Lucas, a ja przenoszę spojrzenie na niego.
– Nie – burczy Paul. – Lepiej mi będzie jak obedrę tego skurwiela ze skóry.
– Co właściwie się stało, że wpadliście tu jakby goniło was stado nosorożców? – pytam się, a spojrzenie wszystkich kieruje się na mnie, na co Jacques przyciąga mnie mocniej do swojej klatki piersiowej i cicho warczy.
– Nie wiem – odzywa się Paul. – Po prostu poczułem, że muszę natychmiast znaleźć Kim.
Mój ochroniarz spogląda z czułością na swoją mate, po czym całuje ją w czubek głowy. Czuję, że mój partner uśmiecha się na ten widok i delikatnie gładzi mój brzuch. Tą całkiem przyjemną chwilę przerywa dzwonek telefonu Aleca, który niemal natychmiast odbiera.
– Arcenau – odzywa się Alec, po czym milknie słuchając osoby po drugiej stronie.
Na twarzy mojego Alfy wykwita uśmiech, a on sam spogląda na Jacquesa wyraźnie zadowolony z siebie.
– Super. Dobrze, że udało ci się to tak szybko załatwić. Jutro z rana będziemy w domu głównym – mówi do telefonu Alfa, po czym kończy połączenie. – Udało się, Jacques. Alfa Srebrnej Rzeki połknął haczyk i zgodził się na spotkanie w naszym domu.Witajcie ❤️!
Rozdział już po korekcie, mam nadzieję, że się Wam spodoba 😊.
Koniecznie dajcie znać co sądzicie o rozdziale, nie zapomnijcie zostawić gwiazdki ⭐️ i komentarza 💬.
Do następnego,
Wasza Sasha 🖤
CZYTASZ
Serce w pustce
Kurt AdamDruga część serii ,,Wilcze więzi". Liliana Green jest delikatną dziewczyną, która jako dziecko straciła rodziców. Do tej pory żyła w stadzie, które zrobiło z niej Omegę, czyli popychadło dla wilkołaków będących wyżej w hierarchii. Kiedy za decyzją o...