Rozdział czternasty

6.3K 352 107
                                    

Jacques

Wypadam z sypialni z dzikim warkotem i jarzącymi się oczami. Dwa kroki za mną podąża Alec, równie wściekły jak ja. Jest moim bratem, Alfą i przyjacielem, mimo że się od niego odsunąłem. Zabranie mojej partnerki uderzyło w nas oboje. Przerażenie wypełnia mnie całego, bo oto spełnił się największy mój koszmar. Ktoś ją zabrał, nie zdołałem jej ochronić, tak samo jak Rafe'a. Przyspieszam i wpadam do sypialni rekrutów, w której śpi William, ale chłopaka tam nie ma. Przebywający w pokoju rekruci podrywają się z łóżek i patrzą na mnie z przerażeniem. Chwilę później reflektują się, że stoi za mną Alfa i kłaniają mu się z szacunkiem. Podchodzę do pierwszego z brzegu i chwytam za koszulkę, którą ma na sobie.
– Gdzie jest William? – warczę.
– N–nie wiem E-egzekutorze – jąka się.
– Kurwa – drę się i puszczam go, zanim zrobię mu krzywdę.
– Egzekutorze – odzywa się inny rekrut. Wygląda na przerażonego, ale zdeterminowanego. – Jakiś czas temu wyszedł, ponieważ cały czas coś czuł. Szukał źródła tego zapachu.
Wiśnie! Caroline!
– Dzięki – rzucam i wybiegam z pokoju, kierując się do sypialń Omeg.
Wpadamy, niczym huragan, do jej sypialni, a dziewczyna spogląda spanikowana, próbując się podnieść. William przybiera obronną pozycję przed nią, ale natychmiast się uspokaja widząc naszą dwójkę, chociaż wciąż jest czujny, zważywszy na nasz stan.
- Alfo, Egzekutorze – kłania nam się swobodnie.
– William jesteś nam potrzebny – komunikuję bez ogródek, a ten spogląda na mnie zdziwiony i kiwa głową.
– Wrócę jak najszybciej będę mógł, aniołku – mówi i całuje Caroline w czoło, po czym wychodzi z nami z jej pokoju, trafnie odgadując, że nie chcemy rozmawiać przy niej.
Wychodzimy na korytarz, ale zabieram go wyżej, na piętro które należy tylko do mnie i Liliany. Wacha się chwilę przed wejściem do sypialni, ale po kilku sekundach bierze głęboki wdech i pokonuje próg. Rozgląda się dyskretnie, zapewne w poszukiwaniu mojej mate i zauważam jego zdziwienie, kiedy jej nie dostrzega. Przenosi swoje skonsternowane spojrzenie na mnie i marszczy brwi, chociaż się nie odzywa się, czekając na mój ruch. Skanuję go wzrokiem zastanawiając się przez chwilę, czy dobrze wybrałem, ale jego szczere i odważne spojrzenie mówi mi wszystko.
– Widziałeś się dzisiaj z Lilianą? – pytam.
– Odkąd zaprowadziliście mnie do sypialni Caroline, to nie. – Z jego głosu bije szczerość, a Alec nie wysyła mi żadnych sygnałów.
– Ktoś ją zabrał i muszę ją namierzyć. Niestety nie należy jeszcze do naszej watahy, bo nie załatwiliśmy formalności z jej byłym Alfą i nie możemy się kontaktować. Znasz ją najdłużej, umiesz ją odnaleźć? – Do mojego głosu wkrada się niepokój i desperacja, bo William to nasz jedyny plan.
Młody wilkołak patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a potem bierze głęboki oddech i przymyka oczy. Powoli wypuszcza powietrze, usilnie się koncentrując, a skupienie maluje się na jego twarzy. Kiedy otwiera oczy są srebrne i bije z nich dziwne światło.
– Chodźmy. – Spogląda na mnie, a ja w zupełnym zdumieniu podążam za nim.
Co tu się, kurwa, dzieje? Pytam Aleca.
Nie mam zielonego pojęcia braciszku, ale dowiemy się.
Potrzebujecie mojego wsparcia? W mojej głowie odzywa się Julian, guerrerio mojego brata.
Nie zdążysz tu dotrzeć na czas. Odpowiadam. Ale dziękuję za chęci.
Jeśli teraz wyjdę, będę u was za trzy godziny. Jesteś pewny, że się wam nie przydam?
Jules ma racje. Oboje lepiej działamy jako zespół.
A co z Madeleine? Nic jej nie grozi? Sądzisz, że jesteś wystarczająco silny Julianie?
Pełnia już minęła. Dam radę, po za tym ty i Alec będziecie w stanie mnie kontrolować.
Spoglądam na brata, który kiwa głową. Jules się przyda, jest silnym wilkołakiem, Betą i guerrerio Aleca.
Więc chodź. Nie wiem kto podniósł rękę na moją mate, ale wyczuwam jej cierpienie. Jeśli wpadnę w furię tylko wy dwaj będziecie w stanie mnie kontrolować.
Będę za trzy godziny na miejscu. Odpowiada, po czym zrywa połączenie ze mną.
Rzucam okiem na Aleca, który ma skupiony wyraz twarzy. Jestem pewien, że jeszcze rozmawia z Julianem, bo przez chwilę po jego twarzy błąka się uśmieszek. Najwyraźniej poczucie humoru mate mojej siostry nie zmieniło się. Uświadamiam sobie, że w sumie cieszę się na jego przyjazd. Jest wyjątkowym żartownisiem i na pewno wywoła uśmiech na wszystkich twarzach w domu, w tym na tej, którą ko...
Wróć, Arcenau zapomniałeś się. Ty ją tylko lubisz. LUBISZ! Żadnej miłości!
Wzdycham cicho, bo wiem, że z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przegrywam tą walkę. Im bardziej staram się jej nie pokochać, tym bardziej zaczynam ją kochać. Im bardziej staram się jej nie dostrzegać, tym częściej ją widzę. Im bardziej próbuję ją ignorować, tym częściej gości w moich myślach. A kiedy przypomnę sobie burzę jej ognistorudych włosów czy intensywnie zielone spojrzenie...
Przepadłem.
Teraz muszę ją tylko znaleźć i to powiedzieć. Przyspieszam kroku zrównując się z wyraźnie skupionym Williamem. Nie mam zielonego pojęcia jak on to robi, ale ewidentnie wie w jakim kierunku podążać. Zagłębiamy się w las, aż dochodzimy do starej chatki, która była kiedyś używana jako miejsce do uprawiania seksu z Omegami przez Egzekutora. Poprzednik Kornela nie wykorzystywał Omeg, tak samo jak Kornel, a ja kontynuuję tą tradycję, więc chatka jest zapuszczona i zapomniana. Nigdy nawet tu nie byłem, chociaż zdawałem sobie sprawę, że to miejsce istnieje. William zatrzymuje się przed wejściem i spogląda na mnie. Jego oczy przez chwilę migoczą, aż w końcu wracają do naturalnego koloru.
– Ona jest w tym domu. Tutaj zaprowadził mnie jej trop.
– Jak ty to zrobiłeś? – pyta się Alec, świdrując spojrzeniem nieco zakłopotanego Williama.
Ten już otwiera usta, ale powietrze przeszywa przeraźliwy krzyk. Wpadam niczym huragan do domu, niemal bez zastanowienia kierując się do źródła dźwięku. Wpadam do sypialni, ale widok, który zastaję sprawia, że staję niczym słup soli. Jestem jak biblijna żona Lota, mogę tylko stać i patrzeć na rozgrywającą się przede mną scenę. Moja mate leży na łóżku z wypiętym ku górze tyłeczkiem, nadgarstki ma wykręcone w dziwaczy, na pewno bolesny, sposób, jej plecy są całe w podłużnych pręgach. Gdzieniegdzie napięta skóra popękała i z ran wypływa krew, a cała jej pupa jest sina. Tuż za nią klęczy jeden z rekrutów, gotowy do zgwałcenia mojej partnerki i patrzy się na mnie przerażony, mając usta otwarte ze zdziwienia. Koło mnie przemyka cień i już sekundę później chłopak jest przyciśnięty do ściany przez mojego starszego brata. Tuż obok niego staje William, uważnie obserwując kata mojej przeznaczonej. Dopiero cichy jęk mojej mate otrzeźwia mnie na tyle, że natychmiast znajduję się tuż przy niej.
– Mon Dieu, Liliano – szepczę, wysuwając pazury i przecinając liny, którymi była skrępowana.
Moja partnerka osuwa się bezwładnie na łóżko, niezdolna do utrzymania własnego ciężaru. Ściągam koszulę, którą mam na sobie i zakładam na nią, uważając na poranione plecy. Liliana patrzy na mnie zaszklonymi oczami, w oszołomieniu, jakby nie wierząc że tu jestem.
– Jesteś tu? – pyta schrypniętym szeptem.
– Jestem.
– To naprawdę ty? – Jej głos drży coraz bardziej.
– Tak, mon coeur. To ja, twój diabelny partner. – Silę się na odrobinę humoru, ale wychodzi mi to gorzej niż źle.
– Jacques – mamrocze, po czym wybucha szlochem i wtula się we mnie niczym małpka.
Unoszę ją w ramionach i wynoszę z tego domu, który na pewno rozkażę zburzyć. Nikt nie będzie już korzystał z tego miejsca, gdzie tak wiele kobiet zostało zgwałconych i prawie dołączyła do nich moja mate.
Wrzućcie tego skurwiela do lochu. Przekazuję Alecowi. Później się nim zajmę.
Teraz najważniejsza jest moja partnerka, która niewyobrażalnie cierpi. Jak najszybciej zanoszę ją do naszego domu, a swoje kroki od razu kieruję do łazienki.
– Wiem, że cierpisz skarbie, ale musimy przemyć te rany – mówię.
Liliana nie odpowiada, tylko kiwa głową, zaciskając powieki. Włączam letni strumień wody, trzykrotnie sprawdzając czy temperatura cieczy nie jest zbyt wysoka, a następnie przemywam jej plecy. Moja partnera syczy z bólu, ale nie reaguje w inny sposób. Obmywam całe jej ciało, a następnie nabieram trochę kwiatowego płynu pod prysznic. Myję całe jej ciało, pomijając plecy, żeby nie urazić bardziej jej ran, a następnie spłukuję pianę. Wyciągam ręcznik z szafki i delikatnie ją wycieram, aż jest cała sucha. Moja mate patrzy na mnie niepewnie, zupełnie jakbym miał na nią naskoczyć. Ponownie ją podnoszę i zanoszę, zupełnie nagą, do naszej sypialni. Mimo jej stanu, mój kutas drga, a ja rugam się w myślach. Ona prawie została zgwałcona, jest dotkliwie pobita, a mnie ogarnia wilcze pożądanie. Odwracam się od niej, żeby przywołać swoje ciało do porządku i wyciągam z szafy jeden z moich T-shirtów. Podaję go jej, zupełnie nie wiedząc jak zacząć tą rozmowę.
– Błagam nie bądź na mnie zły – odzywa się drżącym głosem.
O czym ona do cholery mówi?
– Ja naprawdę nie chciałam opuszczać pokoju. On pobawił mnie przytomności i wyniósł. Naprawdę nie chciałam się tobie sprzeciwić – szlocha, najwyraźniej wciąż w szoku, ponieważ plecie od rzeczy.
– Już wszystko dobrze, chérie. – Przytulam ją do siebie, a ona przylega do mnie każdym fragmentem ciała. – Nie jestem na ciebie zły, jak mógłbym?
– Byłeś taki wściekły jak wychodziłeś...
– Liliano, skarbie, byłem zły na sytuację, siebie, tego skurwiela, Caroline i całą resztę świata, ale nie na ciebie. Nie potrafię być na ciebie zły, kiedy stoisz przy mnie, za każdym razem, nawet jak widzisz jakim jestem potworem.
– Jacques...
– Ciiii, daj mi powiedzieć. Drugi raz nie zdobędę się na odwagę, by się przed tobą otworzyć. Weszłaś do mojego świata i wywróciłaś go do góry nogami. Zmusiłaś mnie do skonfrontowania się z rzeczywistością, a przede wszystkim ze śmiercią Rafaela. – Mój głos załamuje się, ale przełykam ślinę i kontynuuję. – Wniosłaś do mojego życia śmiech, radość, nadzieję, a przede wszystkim miłość. Sprawiłaś, że znowu zacząłem żyć, a nie egzystować, tak jak to robiłem wcześniej. Ponownie dopuściłem do siebie rodzinę, znowu zbliżyłem się do Aleca, od którego całkowicie się odciąłem po śmierci naszego brata. Dałaś mi to wszystko, chociaż wcale od ciebie tego nie wymagałem. Oddałaś mi się całkowicie, mimo swoich obaw.
Nabieram powietrza, czując jak gula, którą miałem w gardle rośnie. Cały czas krążę wokół tego, co chcę powiedzieć, ale nie potrafię się zmusić do całkowitego otworzenia się.
No dalej, Arcenau, powiedz jej to. Nie bądź słabeuszem, ona na to zasługuje.
– Liliano Green, nie sądziłem, że po śmierci Rafaela kiedykolwiek osiągnę punkt, w którym powiem, że jestem szczęśliwy. Nie miałem serca, a ty mi je dałaś i sprawiłaś, że bije tylko dla ciebie. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale zburzyłaś mur, którym się otoczyłem i zawładnęłaś mną całym. Jestem tylko twój. Kocham cię, Liliano.
W jej oczach pojawiają się łzy, kiedy patrzy na mnie bez słowa. A ja z każdą sekundą denerwuję się coraz bardziej. Wystraszyłem ją? Odsunie się? Wyśmieje mnie? Unosi rękę, a ja przymykam oczy, oczekując siarczystego policzka. W końcu, kto chciałby takiego potwora jak ja za partnera? Moje wyznanie musiało ją obrzydzić. Czuję jak kurczę się w sobie, kiedy czuję delikatny dotyk na twarzy.
Zaraz. Delikatny dotyk?
Nie uderzyła mnie. Nie wyśmiała. Nie odepchnęła. Głaszcze mnie tylko po policzku, z tym swoim uśmiechem, który sprawia, że chcę podarować jej cały świat.
– Kocham cię, Jacquesie Bastienie Arcenau. Jesteś całym moim światem. Należę do ciebie w każdym calu – szepcze i składa na moich ustach delikatny, niczym piórko, pocałunek.
Oddaję jej go z całą namiętnością, którą odczuwam. Ulga obmywa moje ciało, a ja przyciskam moją mate do siebie. Jej cichy jęk bólu, natychmiast mnie otrzeźwia. Spoglądam zaniepokojony w jej oczy, a ona uśmiecha się łagodnie.
– Zdradź mi co jest w tym uśmiechu, chérie, że mam ochotę rzucić ci do stóp cały świat?
– Miłość, ukochany, miłość. Nie chcę całego świata, chcę tylko ciebie, bo ty jesteś moim światem. Ale jeśli mogę cię o coś prosić...
– O co tylko chcesz.
– Czy moglibyśmy się przespać? Moje plecy płoną – szepcze zawstydzona, a ja wyrzucam sobie, że nie pomyślałem o tym wcześniej.
Kładę się na łóżku, wciągając ją na moją klatkę piersiową. Jutro już ból będzie znacznie mniejszy, a wszystko dzięki szybkiej regeneracji wilkołaków. Moja mate szybko zapada w sen, a ja zamiast pójść w jej ślady godzinami przyglądam się jej. Wygląda teraz tak spokojnie, zupełnie jakby nie dotyczyły jej troski tego świata. Wygląda jak anioł, którym dla mnie jest. Dźwiga na barkach swoją niezbyt kolorową przeszłość, a także demony które mam w sobie. Zaciągam się jej słodkim zapachem, który każdego dnia zniewala mnie coraz bardziej. To jest moja partnerka: dzielna, odważna, pełna poświęcenia i miłości. Przeznaczona mi przez księżyc, stała się moją nadzieją. Sercem w pustce, w której brodziłem. Stała się moim życiem. Moim wszystkim.





Witajcie ❤️!

Rozdział już po korekcie, mam nadzieję, że się Wam spodoba 😊.
Z tego miejsca chciałabym zaprosić Was serdecznie do książki Wojowniczka napisanej przez LucasNatasha. Jest naprawdę fantastyczna i z czystym sumieniem mogę ją polecić. Dziewczyna publikuje książki jako selfpublishing, koniecznie przeczytajcie, bo wszystkie są świetne. To tyle z mojej strony.

Koniecznie dajcie znać co sądzicie o rozdziale, nie zapomnijcie zostawić gwiazdki ⭐️ i komentarza 💬.

Do następnego,
Wasza Sasha 🖤

Do następnego,Wasza Sasha 🖤

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Serce w pustceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz