Jacques
Siedzę sparaliżowany, kiedy Jason rusza w kierunku mojej partnerki. Musi naprawdę być idiotą, skoro atakuje cudzą mate na terenie obcej, niemal wrogiej watahy. Tak naprawdę stosunki między naszymi watahami były bardzo oziębłe, więc każdy nieostrożny ruch mógł wywołać między nami wojnę. Zrywam się z fotela, ale przed tym skurwielem wyrasta Paul, który chwyta jego uniesioną rękę w morderczym uścisku. Lucas rzuca się przed Lilianę i zasłania ją własnym ciałem, uważnie obserwuje pozostałych samców. Julian także zrywa się z fotela, gotowy w każdej chwili do obrony naszej rodziny. Ciszę przerywa trzask kości i przeraźliwy skowyt tego skurwiela.
Dobrze mu tak.
Podchodzę do niego powoli, pozwalając by moja mordercza moc wylewała się ze mnie. I tak trzymam ją w ryzach, ale po raz pierwszy odkąd tu są pozwalam by całkowicie ich przytłoczyła. Chłopak patrzy na mnie buntowniczo, a jego oczy ciskają błyskawice.
– Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz? – syczę.
– Ta mała dziwka mi zwiała! To moja pieprzona własność!
Jeśli do tej pory byłem wkurzony to teraz jestem absolutnie wkurwiony. Widzę niemal na czerwono, a z mojego gardła wydobywa się dziki, ostrzegawczy warkot. Moje oczy żarzą się lodowatym błękitem, a w ustach czuję kły. Kątem oka zauważam, że zarówno syn Alfy, jak i jego Beta próbują dojść do mnie, ale powstrzymuje ich Jules oraz jeden z Delt. Patrzę na niego i dostrzegam strach, wcześniej chyba nie zauważył mojego stanu, ani nie zauważył tego kim jestem. A na moje usta wypływa mściwy uśmiech, bo skurwiel właśnie podpisał na siebie wyrok śmierci. Przenoszę zimny wzrok na Alfę Brown i uśmiecham się szyderczo ukazując pełen garnitur zębów wraz z złowrogo błyszczącymi kłami.
– Żądam ukarania tego człowieka najwyższym wymiarem kary – syczę, a oczy wszystkich rozszerzają się w zdumieniu.
– Oszalałeś! – wrzeszczy jego ojciec tego skurwiela.
– Uważaj do kogo tak się odzywasz Beto Smith. Nie mam skrupułów, zabiję cię bez mrugnięcia okiem.
– Ta dziwka jest własnością mojego syna! Zwiała mu, to właśnie o niej wam mówiliśmy – próbuje jakoś się wykręcić.
– Zwiała powiadasz? – cedzę przez zaciśnięte zęby. – O ile dobrze pamiętam znalazłem ją skatowaną, przerażoną i na skraju wyczerpania.
– Musiała ponieść karę za swoje zachowanie. Nigdy nie miała szacunku do wyższych rangą – tym razem Andrew wtrąca swoje trzy grosze.
Paul wykręca ręce temu skurwielowi, tak że ten musi uklęknąć. Jest unieruchomiony, a jego twarz jest wykrzywiona w bólu, co daje mi sadystyczną przyjemność. Lucas pomaga mojej mate przyjść do mnie, cały czas ją ochraniając, ale jej nie dotyka, za co w duchu mu dziękuję, bo bestia we mnie jest przyczajona tuż pod powierzchnią, gotowa do zaatakowania każdego potencjalnego zagrożenia. Liliana podaję teczkę mojemu bratu, skłaniając przed nim, a także przed Bellą i Julesem głową. Po czym staje przede mną z pochyloną głową, nie patrząc mi w oczy. Unoszę delikatnie jej podbródek i spoglądam w piękne zielone oczy, które w tym momencie są pełne łez i wyrażają czyste przerażenie.
Nie bój się serduszko, nie pozwolę cię skrzywdzić.
Mam nadzieję, że mój wzrok przekazuje jej to czego nie mogę powiedzieć na głos. Moja dłoń lekko gładzi jej policzek, po czym popycham ją na podłogę. Delikatnie, ale tak żeby wiedziała o co mi chodzi. Moja mate od razu odgaduje co próbowałem jej podpowiedzieć i siada na podłodze, koło mojego fotela, w tym samym miejscu, które zajmowała wcześniej.
– Śmiesz twierdzić, że odmówienie seksu wilkołakowi, który nie jest jej partnerem jest znieważeniem? Do tego człowiekowi, który na dobrą sprawę jest nikim? – mój głos jest zimny niczym arktyczne powietrze.
Syn Alfy Brown, Drake o ile dobrze pamiętam, wciąga powietrze po czym spogląda ze złością na Jasona, co wprawia mnie w lekkie zdumienie. Rzucam okiem na Aleca, który również przypatruje się młodemu Brown'owi z zainteresowaniem.
– Nie miała prawa mu odmawiać! Takie dziwki jak ona służą tylko do zaspokajania naszych potrzeb. Po za tym ty sam ją rżniesz, więc nie wiem o co masz problem.
Tym razem to mój brat warczy wściekle i podnosi się z kanapy pozwalając, by jego potężna moc rozlewała się po pokoju. Nawet ja, istota obdarzona ponadprzeciętną mocą, uginam się pod jego siłą, a co dopiero podrzędny Alfa słabej watahy, czy jego Beta.
– Uważaj do kogo się odzywasz. Jacques jest moim bratem, co samo w sobie wymaga szacunku, a także naszym Egzekutorem. To nie jest twój podwładny, Brown, żebyś tak się do niego odzywał. Jeszcze raz uchybisz komukolwiek z mojej rodziny, a wypowiem wam wojnę – syczy Alec, a ja patrzę na niego zdziwiony.
– Ten skurwiel nie miał prawa tego zażądać przed ukończeniem przez nią dwudziestu jeden lat. Na jego nieszczęście zaatakował kobietę, która ma mate, co równa się najwyższemu wymiarowi kary – uśmiecham się lodowato, a oni sztywnieją.
– Jason jest przyszłym Betą, ma prawo ukarać każdego niższego rangą, nawet z obcej watahy – jego ojciec próbuje ratować sytuację, ale z jego starań nic nie wyjdzie.
– Cóż masz rację – udaję rozczarowanego. - Ach, poczekaj przypomniałem sobie coś! – uśmiecham się złowieszczo, a moje oczy rozbłyskują coraz intensywniejszym błękitem. - Twój durnowaty synalek zaatakował moją mate.
Wszyscy członkowie Srebrnej Rzeki robią się kredowobiali, a ja napawam się ich przerażeniem.
– A jak przed chwilą podkreślił to mój starszy brat, jesteśmy rodziną. Jestem bratem Alfy, czyli moja partnerka również należy do rodziny Alfy. Paul zabierz tego idiotę do lochów, postaw przy nim kilku strażników. I skujcie go, zajmę się nim potem.
– Wedle rozkazu, Egzekutorze – skłania głowę, po czym wyciąga z sali szarpiącego się Jasona.
Wszyscy patrzą na to sparaliżowani, po czym ojciec Jasona podrywa się i próbuje rzucić do drzwi, za którymi zniknął jego syn. Zastępuję mu drogę z groźnym pomrukiem i mrużę oczy.
– Czy ty właśnie próbujesz złamać jedno z najświętszych praw wilkołaków?
– To mój syn! Ta dziwka jest tylko Omegą!
Wściekłość przejmuje nade mną kontrolę, kiedy rzucam się na niego i zaczynam okładać. Skurwiel broni się, a po chwili wilcza strona przejmuje nade mną kontrolę. On również przemienia się w wilka, jest szarym basiorem sporo mniejszym ode mnie. Przez kilka sekund stoimy bez ruchu, oceniając nawzajem swoje siły, po czym rzucamy się na siebie z wściekłym warkotem. Walczymy dziko, drapiąc i gryząc, ale na jego nieszczęście jestem wyszkolonym Egzekutorem, jednym z najniebezpieczniejszych morderców na świecie. Zazwyczaj zabijam skazańców zanim zdążą zauważyć zagrożenie. Natomiast poziom walki mojego przeciwnika był gorszy niż mierny. Jego ciosy były niedokładne i tylko raz udało mu się mnie dosięgnąć, tylko dlatego że się poślizgnąłem. Natomiast ja dokładałem mu kolejnych ran i kiedy on zaczął zwalniać tempo, ja przyspieszyłem. Jego oczy zaczęły żebrać o litość, ale jej we mnie nie było. Ten skurwiel był jednym z tych, którzy przyczynili się do cierpienia Liliany. W końcu, po najwyżej kilkunastu minutach staję na środku salonu, który podczas walki zdemolowaliśmy, a u moich łap leży truchło tego kutasa. Unoszę pysk do góry i wyję w zwycięskim geście, cały czas nie spuszczając spojrzenia z Alfy Brown'a. I zauważam moment, w którym rzuca się z pazurami na Aleca. Jednak moja wilcza strona jest całkowicie upojona zwycięstwem i nie reaguję dość szybko. To Julian popycha Aleca, tym samym ratując mu życie. Coś miga mi przed oczami, dookoła lecą strzępki ubrań. Przed moim bratem stoi spory, bo mniej więcej mojej postury, basior. Jego sierść jest w kolorze piasku, a oczy błyszczą się złowrogo. Przebiegam wzrokiem po osobach w pokoju i orientuję się, że w obronie Aleca stanął Drake, syn Alfy Brown. Mój brat przygląda mu się absolutnie zdumiony, a Bella się krzywi i dotyka jedną ręką głowy.
Bella? Co się dzieje siostro? Pytam się ostro, bo boję się, że próbują dostać się do jej głowy.
Oni się kłócą, Jacq. Drake wyrzuca ojcu, że zachowuje się niehonorowo.
Słyszysz ich? Pytam się zdumiony, bo nie słyszałem nigdy o takiej sytuacji.
Jednocześnie przemieszczam się tak, żeby stać obok Drake'a. Mimo, że stanął w obronie mojego brata, cały czas go obserwuję, czujny jak jastrząb. Jules chowa siostrę za plecami, a Lucas stoi w obronnej pozie przed moją partnerką i obserwuje rozgrywającą się sytuację.
Od zawsze słyszę zmiennych porozumiewających się w myślach, J.B.
Mon Dieu, Isabello taki dar mają tylko najpotężniejsze Luny na świecie. Do tej pory odnotowano cztery takie przypadki na przestrzeni kilkudziesięciu wieków. Ty jesteś piąta.
Nie wiedziałam o tym J.B. Uważaj! Brown zaraz rzuci się na któregoś z was. Nie ma już nic do stracenia, w końcu złamał najświętsze z praw.
Tak jak powiedziała Bella, sekundę później Adrew rzucił się w kierunku Aleca. Chyba spodziewał się, że jego syn ustąpi i nie stanie do walki. Młody wręcz przeciwnie, zawarczał dziko i po półsekundowym zawahaniu odpowiedział na atak ojca. Patrzyłem zdumiony na dwa spore basiory toczące zażartą walkę. Drake był większy od ojca o dobre pięć centymetrów, niby nie dużo, ale patrząc na wilki widziało się ogromną różnicę. Toczy się zażarta walka i muszę przyznać, że chłopak walczy nie gorzej od Andrew. W pewnym momencie Alfa Srebrnej Rzeki popełnia błąd i ląduje pod synem, który szczerzy kły przy jego szyi. Jeśli teraz się nie poruszy to znaczy, że uzna wyższość młodego i będzie musiał podporządkować się jego woli. Andrew nie rusza się, a jego syn odpuszcza i przesuwa się, odwracając w stronę Aleca. Skłania głowę, jakby w formie przeprosin, więc nie widzi co dzieje się za jego plecami. Rzucam się z prędkością błyskawicy i przewracam go, przyjmując na siebie cios przeznaczony dla niego. Nie wydaję z siebie nawet piśnięcia, kiedy ostre pazury rozorują mi łopatkę. Kątem oka widzę, jak Jules chce rzucić mi się na pomoc.
Nie! Warczę na niego w myślach po czym doskakuję do oszukańczego Alfy i przegryzam mu krtań, a ciepła krew spływa mi do gardła.
Kiedy jestem pewny, że Brown wydał z siebie ostatnie tchnienie opadam na ziemię. Wiem, że za chwilę nie będę w stanie utrzymać wilczej formy i liczę na to, że ktoś przyniesie mi jakieś spodnie.
Alec. Jęczę w myślach.
Mój brat w ciągu sekundy znajduje się przy mnie i spogląda na moją ranę. Jego mina nie wróży nic dobrego, a mnie zaczyna dopadać ból. Kątem oka zauważam jak Gammy wynoszą ciała, a dwie Omegi przynoszą coś do ubrania dla mnie i dla Drake'a. Pozwalam sobie na przemianę, czując jak cierpienie rozrywa mnie na części. Nie daję rady powstrzymać skowytu bólu, a Alec nachyla się zmartwiony. Pomaga mi założyć spodnie, jednocześnie rzucając groźne spojrzenie młodemu Drake'owi. W tym momencie dopada do nas Liliana, której twarz jest kredowobiała, a ona przerażona patrzy na krew, która ciągle wypływa z rany.
– Co to, do kurwy nędzy, miało być? – syczy Jules w kierunku Drake'a.
Chłopak przeciera twarz w zmęczonym geście, kogoś kto widział zbyt wiele, po czym wzdycha ciężko.
– Przysięgam, że nic o tym nie wiedziałem. Zacząłem coś podejrzewać, kiedy ojciec był taki ucieszony i tak bardzo zależało mu na tym, żeby tu przyjechać. Dlatego uparłem się, żeby do niego dołączyć, ale w życiu nie spodziewałem się, że będzie tak głupi, żeby zaatakować Alfę najpotężniejszej watahy na świecie i to do tego na ich terenie. Wybacz Alfo, nie powinienem dopuścić do takiej sytuacji. Wiem, że według prawa należy wam się zemsta i jestem gotowy poddać się waszej karze.
Spoglądam na niego zdumiony i wymieniam zszokowane spojrzenie z Julianem. Chłopak ma w sobie wiele honoru, skoro chce przyjąć na siebie karę za czyny swojego ojca. Liliana uśmiecha się delikatnie na słowa Drake'a, a ja mam ochotę przerzucić ją przez ramię i zabrać gdzieś, gdzie nie będzie innych samców mogących zaimponować jej w jakikolwiek sposób.
– Wiem także, że de facto to Egzekutor pokonał... Alfę, więc to jemu należy się przywództwo w watasze. Jestem gotowy odejść, jeśli takie jest wasze życzenie – otwieram usta zszokowany, bo chłopak wykazuje się dojrzałością i męstwem.
Alec spogląda na mnie z uniesionymi brwiami, a ja potrząsam głową. Drake nie zasłużył ani na karę, ani na wygnanie. Tak naprawdę nie mam zamiaru przejmować władzy w jego stadzie. Nie znam ich, oni nie znają mnie, po za tym ja nie nadaję się na Alfę. A chłopak zna stado od podszewki i zachowuje się jak człowiek honoru.
– Nie zamierzamy ani się mścić, ani zabierać ci watahy – odzywa się Alec. – Jesteś jednym z najbardziej honorowych ludzi jakich znam. To twoje stado, teraz ty jesteś Alfą.
– Ale ja...
– Dasz sobie radę – mówię normalnie, chociaż ból zaczyna odbierać mi zdolność do logicznego myślenia. – Nie chcę tej władzy, nie nadaję się na Alfę. A swojego ojca pokonałeś sam, ja tylko mam więcej doświadczenia w walce z takim plugastwem. Zachowałeś się jak honorowy człowiek i uszanowałeś jego decyzję, zawierzając że również postąpi według kodeksu honoru.
Coś jest kurewsko nie tak. Rana powinna już zacząć się goić, a nie boleć coraz bardziej.
Chłopak wzdycha cicho, po czym prostuje się i kiwa głową. Próbuję uśmiechnąć się do niego, ale wychodzi mi z tego bolesny grymas. Nie potrafię powstrzymać dłużej fali bólu, która atakuje moje ciało. Jęczę i wbijam kły w wargę próbując odwrócić swoją uwagę od pożaru ogarniającego moje ciało. Jednak ból pochłania mnie całkowicie i zaczynam krzyczeć. Nie wiem ile mija czasu zanim pochłania mnie ciemność, ale upragniona czerń nie przynosi mi ukojenia.Witajcie ❤️!
Rozdział już po korekcie, mam nadzieję, że się Wam spodoba 😊.
Koniecznie dajcie znać co sądzicie o rozdziale, nie zapomnijcie zostawić gwiazdki ⭐️ i komentarza 💬.
Do następnego,
Wasza Sasha 🖤
![](https://img.wattpad.com/cover/179980432-288-k512118.jpg)
CZYTASZ
Serce w pustce
WerewolfDruga część serii ,,Wilcze więzi". Liliana Green jest delikatną dziewczyną, która jako dziecko straciła rodziców. Do tej pory żyła w stadzie, które zrobiło z niej Omegę, czyli popychadło dla wilkołaków będących wyżej w hierarchii. Kiedy za decyzją o...