Liliana
Wędruję przez las, nie patrząc gdzie jestem, bo zawsze będę w stanie wrócić do domu po trasie swojego zapachu, albo po moich tropach.
Dom?
Prycham w myślach, tamto miejsce zasługuje bardziej na miano więzienia. Moi rodzice byli Deltami, czyli wojownikami i ja teoretycznie też powinnam nią być. No właśnie, teoretycznie. Po śmierci rodziców Alfa zdegradował mnie do poziomu Omegi, a teraz mimo, że mam tylko osiemnaście lat i dużo czasu na znalezienie partnera to chce na siłę złączyć mnie z jednym z synów Bety, który na pewno nie jest moim przeznaczonym. Moje plecy płoną, policzek i oko mam opuchnięte, a rozcięta warga mocno piecze. Tak oto zostałam potraktowana przez tego cholernego zadufanego w sobie dupka. Z resztą gdyby nie jedyny wilkołak, który był do tej pory dla mnie życzliwy, nie wydostałabym się z tego piekła.
Jestem tak pochłonięta myślami, że na początku nie zauważam, że docieram do jakiejś polany. Ciekawe, nigdy tu nie byłam, a myślałam że przez wieczne włóczęgi, znam tereny stada na wylot. Rozglądam się niepewnie i moją uwagę przykuwa człowiek stojący na drugim krańcu polany. Spinam się cała, ale staram się nie dać nic po sobie poznać.
– Piękny mamy dzisiaj dzień, nieprawdaż? – Mężczyzna zagaduje mnie, a wszystko we mnie nakazuje mi uciekać.
– Tak, jest naprawdę ładnie – mówię, analizując a głowie sposoby ucieczki, chociaż logiczna cześć mnie, podpowiada, że w stanie, w którym jestem nie ucieknę dorosłemu wilkołakowi w pełni sił.
– Taka ładna panienka nie powinna chodzić tu sama.
– Skąd pewność, że jestem sama?
– Jesteś – warczy. – A ten las jest pełen złych istot, moja droga.
Po tych słowach rusza w moim kierunku, a jego oczy zmieniają kolor. Czerwień, którą widziałam z daleka, całkowicie pochłania jego źrenice. Morderca niewinnych.
Brawo, Liliano, brawo. Uciekłaś od chorego skurwiela prosto w łapy mordercy.
Przymykam oczy modląc się by za bardzo nie bolało. Słyszę cichy szelest i oczekuję kłów i pazurów na swojej skórze, a jedyne co do mnie dociera to zapach świeżej krwi. Otwieram oczy, przede mną stoi najpiękniejszy rdzawo-brązowy wilk, jakiego kiedykolwiek dane mi było zobaczyć. Jego ciemna sierść lśni w promieniach słońca, łapy stąpają bezszelestnie po ściółce, a z pyska wydobywa się cichy warkot. Spoglądam za niego, a tam leży wilkołak, który próbował mnie zaatakować. Ma rozszarpane gardło. Dopiero teraz zauważam, że na pysku wilka jest kilka kropel krwi. Wilk zmienia się w człowieka, który ociera usta, zapewne ścierając krew z ust.
– Wyrok nałożony na ciebie, przez naszego Alfę został wykonany. Sprawiedliwość została wymierzona. – Jego głos jest tak piękny, że dopiero po chwili dociera do mnie sens jego słów.
Cholera! Mam przed sobą pieprzonego Egzekutora, słynnego mordercę na zlecenie, poddanego alfy wrogiej watahy. W tym samym momencie uświadamiam sobie, że musiałam przekroczyć granicę. W większe gówno nie mogłam wpaść.
Brawo ja!
Co teraz się ze mną stanie? Zabierze mnie do Alfy? Będą mnie przesłuchiwać? U nas mówią, że akurat to stado, wataha Krwawego Wilka, jest niezwykle brutalna. A może nie będzie bawił się w podchody? Po prostu mnie zabije, za wtargnięcie na ich tereny, w końcu to pieprzony Egzekutor. Ja to mam szczęście, wpadłam z deszczu pod rynnę. Egzekutor odwraca się w moją stronę.
– Nie powinno cię tu być – mówi chłodno. – Kim jesteś?
– Liliana Green – wydobywam z siebie skrzekliwy pisk.
– Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – chyba wyczuwa mój strach. – Spójrz na mnie.
Z wahaniem podnoszę na niego wzrok. I wtedy dzieje się coś czego się nie spodziewałam. Tonę w jego spojrzeniu, które przyciąga mnie z magnetyczną siłą. Mój umysł próbuje połączyć fakty, aż dostaję olśnienia. Stojący przede mną mężczyzna, Egzekutor, jest moim mate. To odkrycie sprawia, że uginają się pode mną nogi i na pewno upadłabym, gdyby nie silne męskie ramiona, w których nagle się znalazłam.
– Moja – słyszę warknięcie przy uchu, po czym odpływam w ciemność.~***~
Czuję, że odzyskuję świadomość. Pierwszym co rejestruję, jest fakt, że leżę na czymś miękkim. Powoli otwieram oczy i rozglądam się po obcym dla mnie pomieszczeniu. Gdzie ja, do licha ciężkiego, jestem? Mój wzrok napotyka natarczywe spojrzenie brązowych tęczówek, tak ciemnych, że nie wiem jakim cudem określiłam ich kolor. Nagle przypominam sobie wszystko co stało się na polanie. Z moich ust ucieka cichy jęk. Egzekutor jest moim przeznaczonym. Mężczyzna stawia kilka kroków w moim kierunku, porusza się z gracją, niczym drapieżnik polujący na swoją ofiarę. Przyciskam się bardziej do ściany, ale nie ma dla mnie drogi ucieczki. Mężczyzna siada na krześle przy łóżku, na którym leżę, po czym delikatnie gładzi mój zraniony policzek, a pomiędzy nami przeskakują iskry. Dopiero teraz zauważam, że ma czarne włosy, pięknie okalające jego przystojną twarz. Do mojego nosa dociera także jego zapach, który jest wymieszaniem zapachu lasu, piżma i świeżego wiosennego powietrza. Mężczyzna wzdycha, po czym cofa rękę, którą głaskał mnie po policzku, chociaż jego wzrok staje się jeszcze ciemniejszy, kiedy wpatruje się w ciemnofioletowego siniaka.
– Jak pewnie się domyślasz jesteśmy w moim domu, Liliano. Jesteś moją partnerką i od teraz tutaj zamieszkasz.
Kiwam głową, bo boję się odezwać. Właśnie zostałam rzucona na głęboką wodę. Patrzę na człowieka, od którego będzie teraz zależeć jak będzie wyglądać moje życie. Będzie mnie dobrze traktował? A może ma zamiar zrobić mi piekło na ziemi bić, katować, poniżać i gwałcić na każdym kroku? Drżą mi ręce, ale staram się to przed nim ukryć, bo w końcu nie wiem co go denerwuje. Przełykam ślinę i ponownie patrzę w te hipnotyczne brązowe oczy.
– Jak długo byłam nieprzytomna? – szepczę.
– Kilka godzin - mówi beznamiętnie, wręcz zimno, a mi ciarki przechodzą po plecach. – Musimy ustalić kilka zasad. Po pierwsze możesz swobodnie poruszać się po domu, ale nie wolno ci z niego wychodzić. Możesz korzystać ze wszystkiego co jest w domu, w piwnicach masz siłownię, basen, jacuzzi i saunę, na piętrze bibliotekę. Przekazałem służbie, że ma cię traktować z szacunkiem. Po drugie nie sprzeciwiasz mi się. Jeśli mówię, że masz wrócić do pokoju to to robisz. Żadnych dyskusji. – Kiwam pospiesznie głową, żeby go nie prowokować w żaden sposób. – Jest jeszcze jedna rzecz, którą musisz wiedzieć. Nie chcę partnerki. Nie prosiłem się o to i nie mam zamiaru ulegać tym wszystkim nonsensom, które są związane z partnerstwem. Wszystko jasne?
Wszystko to mówił chłodnym i rzeczowym tonem i mimo, że wiedziałam kim jest, to jego ostatnie słowa mnie zabolały.
– Ja.... tak, rozumiem. – Nie chcę go denerwować, w końcu to Egzekutor, a ja wiem jakie zasady panują w naszym świecie.
– Jakieś pytania?
– Skoro nie chcesz partnerki, to czemu.... czemu... – zacinam się, bo nie wiem jak się go spytać.
Widziałam kobiety, które chodziły całe posiniaczone, były bite za najdrobniejsze przewinienia. W głębi duszy boję się, że on będzie taki sam, w końcu nasze prawo mówi, że kobiety należą do mężczyzn, najpierw do ojca, czy też najbliżej spokrewnionego męskiego przedstawiciela rodziny, a później do partnera.
– Czemu daję ci tak dużo swobody? – dokańcza za mnie spokojnie, co mnie nieco zaskakuje.
Potakuję i patrzę na niego rozbieranymi oczami. Jestem jego partnerką, a to znaczy że może zdobić ze mną wszystko, bo jestem jego pieprzoną własnością. Wiem jak to wyglądało w moim, już starym, stadzie, a ja trafiłam na Egzekutora, postrach chyba całego kraju, o ile nie świata. W końcu wataha Krwawego Wilka jest najpotężniejszą watahą na świecie, a ich pozycja została wzmocniona od kiedy zawiązali sojusz z stadem Błękitnej Laguny, największym włoskim stadem. Mężczyzna patrzy na mnie nieprzeniknionym wzrokiem, od którego mam ciarki na plecach.
– Nie chcę mieć partnerki, ale to nie ma nic wspólnego z Tobą. Nigdy nie chciałem żadnej innej, w moim życiu nie ma miejsca na kolejną słabą istotę, którą powinienem chronić. Ale jesteś moją mate i nic z tym nie zrobię, więc nie pozostaje mi nic innego jak cię zatrzymać. – Zabrzmiało to jakbym była jakąś rzeczą, którą pewnie dla niego jestem, jak dla wszystkich mężczyzn naszej rasy. – Ale nie mam zamiaru robić ci piekła z życia i jeśli ta swoboda ma ci w jakimś stopniu wynagrodzić, to że do końca życia jesteś skazana na moje towarzystwo, to ci ją daję.
Zaskakują mnie jego słowa, przepełnione goryczą i nienawiścią do samego siebie. Podnoszę rękę, żeby go dotknąć, ale w porę uświadamiam sobie co chcę zrobić i szybko się wycofuję.
– Po za tym ufam, że nie zrobisz nic głupiego i nie będziesz próbowała uciekać, bo jak cię znajdę to już nie będę taki miły. A znajdę cię na pewno, nie bez powodu jestem tym, kim jestem.
I znowu ta gorycz. Jego słowa miały mnie przestraszyć, ale ja czuję jedynie potrzebę niesienia mu pociechy i ulżenia w bólu, który w sobie nosi. Unoszę się na łokciach i siadam na łóżku. Tym razem nie powstrzymuję odruchu i kładę dłoń na jego, które trzyma splecione na kolanach. Unosi zaskoczony wzrok, ale nie zabiera rąk, co stanowi dla mnie pewną pociechę. Może nie będzie tutaj tak źle?
– Przysięgam, że nigdy od ciebie nie ucieknę i zawsze będę starać się wypełniać twoje polecenia. – Jego spojrzenie łagodnieje, a on chyba bezwiednie ściska moje palce. – Ja.... Nic nie może być gorsze od tego, co zafundowali mi w moim starym stadzie, po śmierci moich rodziców.
Jego wzrok prześlizguje się po moich siniakach i rozciętej wardze, a jego wyraz jego twarzy zmienia się na bardziej bezlitosny i surowy, co przyprawia mnie o dreszcze.
– Co ci zrobili? – Barwa jego oczu zmienia się z brązowej na całkowicie czarną i zdaję sobie sprawę, że go rozzłościłam.
– Przepraszam, nie chciałam cię złościć. Ja... – Znowu się waham, nie chcę go złościć jeszcze bardziej, nie wiem jak zareaguje i jaki to będzie miało skutek dla mnie.
Pamiętam jak raz mój wuj wrócił strasznie wściekły z jakiegoś patrolu, bez słowa wparował do domu, w którym mieszkał razem ze mną, moimi rodzicami i swoją żoną, czyli siostrą mamy, złapał ciocię i zabrał do sypialni. Generalnie zawsze był łagodny, ciocia rzadko miała siniaki, ale nigdy nie zapomnę jak straszliwie tamtego dnia krzyczała. Wujek przez następne kilka dni nosił ją na rękach i słyszałam jak przepraszał, ale mężczyźni naszej rasy w gniewie są niepoczytalni. Spoglądam na Egzekutora ze strachem i zaczynam drżeć.
– Spokojnie, Liliano. Nie jestem zły na ciebie, po prostu opowiedz mi co tam się działo.
– Dopóki żyli moi rodzice było wszystko dobrze, ale po ich śmierci Alfa zdegradował mnie ze stopnia Delty do Omegi. Na początku nie było to złe, nie wszystkim podobało się że jako Delta rozwijałam się w sztuce lecznictwa, a do Omegi, póki wykonywałam swoje zadania, nikt nie miał problemów. Owszem byłam szykanowana i czasem mi się oberwało, ale to nie było nic czego nie mogłabym znieść. Kłopoty zaczęły się jakieś dwa tygodnie temu. Alfa dał nam wolne i wybrałyśmy się na imprezę. Wszystko było dobrze, dopóki nie wpadłam na jednego z synów Bety. Byłam ubrana inaczej niż zwykle, w obcisłą sukienkę. Jason próbował namówić mnie na szybki numerek, ale nie chciałam się zgodzić. Wtedy pocałował mnie wbrew mojej woli, ale udało mi się go odepchnąć i uciec. Dwa dni temu zostałam wezwana przez Alfę, przy którym stał Beta i Jason, myślałam że chodzi o zwykle zadanie, ale Alfa po prostu oznajmił mi że od tego dnia będę należeć do Jasona, jako jego rzecz. I on będzie mógł zrobić ze mną wszystko, co tylko mu przyjdzie do głowy, poza zabiciem mnie. On... on... – Zacinam się.
Jacques chwyta moją dłoń i splata nasze palce. Posyła mi grymas, który chyba miał być pokrzepiającym uśmiechem, ale bardziej przypomina szczerzenie wilczych kłów. W jego oczach tli się gniew i zapowiedź rychłego cierpienia, ale chyba nie jest skierowana na mnie.
– Wczoraj wieczorem Jason kazał mi stawić się u niego w chacie – kontynuuję, ze ściśniętym gardłem. – Myślałam, że chce seksu, ale on chciał zemsty. Przywiązał mnie do jakiegoś słupa i biczował, tak mocno i długo, aż straciłam przytomność. Kiedy mnie ocucił kazał mi uklęknąć i....
– Dość, nie mów więcej – warczy dziko, a z całej jego postawy emanuje wściekłość, chociaż widzę jak usilnie próbuje utrzymać zimną maskę. – Skurwiel już nie żyje. Nikt nie tyka tego co należy do mnie. Nie chcę żebyś musiała sobie to przypominać. Powiedz tylko czy cię zgwałcił?
– Nie zdążył, uciekłam dzisiaj, jak tylko odzyskałam przytomność. Chciał to zrobić, ale najpierw chciał żeby bolało możliwie jak najbardziej, sam mi to powiedział. Powiedział, że zemści się za to upokorzenie w klubie. Musiałam uciekać, bo nie byłam w stanie tego znieść. Po prostu...
– Nikt już nigdy nie dotknie cię bez twojej zgody, rozumiesz? Jesteś moją partnerką, a to znaczy, że ktokolwiek spróbuje podnieść na ciebie rękę czy w jakikolwiek sposób cię wykorzystać, jest już trupem. Tyle, że wcześniej urządzę mu pierdolone piekło na ziemi.
– A ty? – pytam szeptem, a mimo to słychać drżenie mojego głosu.
– Nie wezmę twojego ciała bez twojej zgody – odpowiada spokojnie. – Jestem potworem, ale ty jesteś najbezpieczniejszą istotą na ziemi. Nigdy cię nie zgwałcę, ani nie wykorzystam seksualnie, nie ważne jak bardzo byłbym napalony, czy wściekły. Mam wiele grzechów na sumieniu, ale nie dodam tego do listy.
– Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – posyłam mu nieśmiały uśmiech. – Jesteś inni niż wszyscy mówią.
– Co masz na myśli? – Mężczyzna wpatruje się we mnie ze zdziwieniem.
– Mam dar, potrafię wyczuwać ludzkie emocje, nie tylko te które przeżywa w danej chwili, ale także głębsze pokłady, które odczuwa od jakiegoś czasu. Kiedy byłam przy Jasonie, czułam tylko jego chęć zaspokojenia własnych żądzy, na równi z chęcią sprawienia mi bólu i upokorzenia mnie. Od ciebie czuję opiekuńczość. Chcesz mnie chronić, a nie ranić. A ja słyszałam wiele strasznych historii o Egzekutorze i jego czynach.
– Wiele z nich jest prawdą, Liliano i nie powinnaś o tym zapominać. – Chłód w jego głosie, sprawia, że kurczę się w sobie. – Powiedz mi do jakiego stada należałaś.
– Do watahy Srebrnej Rzeki.
Mężczyzna zaciska szczękę, wstaje i rusza w kierunku drzwi. Kiedy ma już wychodzić, zbieram się na odwagę, żeby zadać mu pytanie, które nurtuje mnie od momentu, w którym odzyskałam przytomność.
– Egzekutorze – mówię cicho i widzę jak sztywnieje. – Jak masz na imię?
Odwraca się powoli w mim kierunku ze zdumieniem wypisanym na twarzy.
– Moje imię? – mówi powoli jakby chciał się upewnić, czy dobrze usłyszał.
– Tak. – Mój głos drży, bo boję się, że to będzie coś, co go wyprowadzi z równowagi, a jednak nie wycofuję się.
– Jacques. – Spogląda na mnie łagodnie, po czym wychodzi, cicho zamykając za sobą drzwi i zostawiając mnie pogrążoną w rozmyślaniach.
Jacques nie chce partnerki, ale to ma przyczynę. Czułam jego głęboki żal i gorycz, kiedy o tym mówił. Cierpienie, które nosi w sobie głęboko zakorzenione. Samotność, kiedy stwierdził, że nie chce mnie. Nienawiść do samego siebie, która jest w nim głęboko zakorzeniona. To wszystko sprawia, że wiem, że nie mówił prawdy odnośnie partnerki, chociaż sam może o tym nie wiedzieć. Jacques potrzebuje bliskiej osoby, która go wesprze. I to ja, Liliana Green, jego partnerka, będę tą osobą. Przebiję się przez jego ochronny kokon i dam mu to czego najbardziej potrzebuje. A Jacques najbardziej na świecie potrzebuje miłości bratniej duszy.Witajcie ❤️!
Rozdział już po korekcie, mam nadzieję, że się Wam spodoba 😊. W mediach moje wyobrażenie Liliany. Wyszła zupełnie inna niż sądziłam, że będzie, ale tak to jest, jak się pisze książkę. Postanie niemal stoją nad uchem i krzyczą, jakby to zrobiły. Jakie na Was zrobił wrażenie pierwszy rozdział „Serca w pustce"?
Koniecznie dajcie znać co sądzicie o rozdziale, nie zapomnijcie zostawić gwiazdki ⭐️ i komentarza 💬.
Do następnego,
Wasza Sasha 🖤
![](https://img.wattpad.com/cover/179980432-288-k512118.jpg)
CZYTASZ
Serce w pustce
Lupi mannariDruga część serii ,,Wilcze więzi". Liliana Green jest delikatną dziewczyną, która jako dziecko straciła rodziców. Do tej pory żyła w stadzie, które zrobiło z niej Omegę, czyli popychadło dla wilkołaków będących wyżej w hierarchii. Kiedy za decyzją o...