Rozdział siódmy

5.7K 383 93
                                    

Liliana

Siedzę w fotelu z książką, którą zwędziłam z biblioteki. Jestem pogrążona w lekturze, dlatego nawet nie zauważam jak ktoś wchodzi do pokoju. Dopiero zaskoczony, chodź stłumiony okrzyk wyrywa mnie z transu. Spoglądam w kierunku drzwi, gdzie stoi wystraszona dziewczyna. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to jej ciemnorude włosy, a następnie to, że jest dość młoda. Może mieć maksymalnie szesnaście lat.
– Wybacz panienko, nie wiedziałam, że ktoś tu będzie – mówi ze spuszczonym wzrokiem.
– Nic się nie stało. Jestem Liliana, a ty?
– Caroline, panienko.
– Błagam, mów mi po imieniu, nie jestem żadną panienką. I patrz na mnie, nie zrobię ci krzywdy przecież.
– Ale Egzekutor może nie być zadowolony, panienko – mówi z wahaniem, ale unosi wzrok.
– Jacques nie będzie miał nic przeciwko. – Uśmiecham się lekko, a ona odwzajemnia gest. – A więc Caroline, co cię tu sprowadza?
– Przyszłam posprzątać, pa... Liliano.
Marszczę brwi, bo przecież sama mogę to zrobić, o czym niezwłocznie ją informuję. Dziewczyna jednak wydaje się być przerażona i zapewnia, że zrobi wszystko poprawnie, więc nie oponuję. Skoro tak jej na tym zależy... Jednak nie wracam do czytania, tylko obserwuję Caroline przy pracy. Robi wszystko dokładnie, ale mam wrażenie, że myślami jest gdzieś daleko. Moje podejrzenia potwierdzają się, kiedy strąca szklankę na ziemię i rzuca się na podłogę, mamrocząc przeprosiny i błyskawicznie zbierając odłamki. Zachowuje się jak typowa zastraszona Omega. Czyżby Jacques zrobił jej kiedyś krzywdę? Albo któryś z nowych rekrutów?
– Caroline. – Mój głos jest łagodny, ale dziewczyna i tak się wzdryga. – Co się dzieje?
– Nic takiego panienko, naprawdę przepraszam, nie chciałam stłuc tej szklanki.
– Prosiłam cię o coś. Po za tym nic się nie stało, ale ty wydajesz się być taka zamyślona...
Ona patrzy na mnie z przestrachem, ale jednocześnie mam wrażenie, że kalkuluje w głowie czy może mi zaufać.
– Jeden z nich mnie pocałował, Liliano.
– Jeden z rekrutów? – zachęcam.
– Tak. A ja... nie chciałam tego. Nadepnęłam mu na stopę i uciekłam. A on krzyknął za mną, że jeszcze się spotkamy. Ja wiem, że służę w domu Egzekutora, ale ani Jacques, ani poprzedni Egzekutor, Kornel nigdy nie podnieśli na mnie głosu, ani ręki. Nie próbowali też... – urywa i czerwieni się. – Boję się, Liliano. A co jeśli on mnie zgwałci? Ja wiem, że Omegi są do dyspozycji gości Egzekutora, ale Kornel zawsze nas chronił i nikomu nie pozwalał nas dotykać. Nie wiem, co zrobi Jacques, ale boję się, że każe mi do niego pójść. Ja mam dopiero piętnaście lat i nigdy nie...
– Ciii, spokojnie - przerywam jej słowotok. – Obiecuję, że porozmawiam o tym z Jacquesem jak tylko będzie chwila. Na razie staraj się schodzić im z drogi, a jak już gdzieś jesteś w pobliżu rekrutów postaraj się być z innymi dziewczętami.
Caroline kiwa głową, po czym wraca do sprzątania, a ja uświadamiam sobie, że prawdopodobnie wieczorem będę miała awanturę. Jacques na pewno się dowie, że jeden z rekrutów całował się z rudowłosą kobietą i znając życie od razu doda dwa do dwóch i wyjdzie mu pięć.
Kiedy wieczorem słyszę jego wściekłe kroki na korytarzu zachowuję się jakby nigdy nic. Muszę mu uświadomić prawdę. I, dzięki Bogu, udaje mi się to, ale niestety nie daję rady poruszyć tematu Caroline i rekrutów. Jednak leżąc w ramionach Jacquesa dziękuję sobie w duchu za to, że zdecydowałam się cały dzień zostać na piętrze. Nie byłabym w stanie go okłamać, a jakbym spróbowała on na pewno by to wyczuł. Obecnie przypatruję się jego twarzy, jakby to była najbardziej fascynująca rzecz na świecie. We śnie wygląda na takiego spokojnego, jakby wszystkie troski, które dźwiga w trakcie dnia, odeszły w zapomnienie. Jego wzburzenie dzisiejszego wieczoru dało mi nadzieję, że może jestem znacznie bliżej wyciągnięcia go z tej otchłani niż sądziłam. Z tymi myślami odpływam w sen.

Serce w pustceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz