Rozdział dwódsiesty siódmy

3.9K 332 70
                                    

Jacques

Muszę przyznać, że Liliana w białej koronkowej bieliźnie była ósmym cudem świata. Nie wiem czy istniała istota piękniejsza niż ona, ale doskonale wiem, że mój świat zaczynał się i kończył na niej.
Moje serce.
Była nim, była każdą pieprzoną komórką mojego zniszczonego serca. Spoglądam na nią i widzę w jej oczach ogrom miłości, którą sam czuję. Unoszę do góry prawą rękę i spoglądam na chłodny metal, który zdobi mój palec.
Symbol mojej przynależności do niej.
Liliana również unosi prawą rękę, na której widnieje pierścionek zaręczynowy i obrączka z białego złota.
– Wybrałeś chyba najpiękniejszy model jaki był – mówi cicho, z uśmiechem.
– Wybrałem taką obrączkę, która wyglądała jak stworzona dla ciebie, serduszko – mówię karcąc się w myślach za zbytnią ckliwość.
– Uwielbiam jak tak do mnie mówisz.
– Serduszko? – pytam się, a ona potakuje. – Jesteś nim Liliano. Ty i nasze dziecko jesteście moim sercem.
– Masz preferencje co do płci? – pyta się, a jej dłonie zjeżdżają na brzuszek, który znaczna powoli rosnąć.
– Wszystko jedno – mamroczę, ale przelatuje mi przez myśl, że chciałbym mieć syna.
Pochylam głowę i całuję jej brzuch, delikatnie wprowadzając ją w naszą noc poślubną. Chociaż niewiele brakowało, a wywinąłbym się na drugi świat, zostawiając moją ukochaną i dziecko samych na tym świecie.

18 godzin wcześniej

Krążę niespokojnie po pokoju obserwując Aleca , Julesa, Paula, Lucasa i Drake'a, którzy uparli się na „wieczór kawalerski" o 10 rano. Nietypowa pora wynika z tego, że ślub został zaplanowany w ciągu jednego dnia, a z pomocą przyszła mi reszta mojej rodziny – mama, siostry i bratowa.
– Dajcie spokój, możemy to załatwić po ślubie. Teraz nie starczy mi czasu na tortury.
– Nie Jacques, tu nie chodzi o tortury. Albo ty pójdziesz go uśmiercić, albo ja to zrobię. Za godzinę ten człowiek ma nie żyć, wydałem na niego karę śmierci, on już był torturowany, a od dwóch dni regularnie polewamy go srebrem i wstrzymujemy mu srebro do żył. Czas to zakończyć.
– Ja miałam pierwszeństwo...
– Pięć Delt trzymało mnie, drugie pięć Julesa, a po dwie Paula i Lucasa, inaczej sami byśmy ich rozszarpali. Ciesz się, że chociaż pozostawiłem ci wykonanie ostatecznej kary.
Kiwam głową, po czym kieruję się do lochów. Mój brat ma rację, muszę zrobić to teraz, inaczej całe wesele będę miał z tylu głowy tego skurwysyna. Strażnicy, widząc moje czarne oczy i wysunięte kły, otwierają drzwi do lochów bez pytania. Każdy wiedział, że ten człowiek nierozsądnie podniósł rękę na moją mate i bez mała każdy życzył mu konania w cierpieniach, bo moja partnerka była lubiana tu przez wszystkich. Dobra, uczynna i pełna miłości, zawsze mająca dobre słowo dla każdego. Wchodzę do celi tego skurwiela i napawam się widokiem jego pokiereszowanej skóry i muszę przyznać, że Alec z Julesem odwalili kawał dobrej roboty. Spoglądam na brata, który wraz z guerrerio, przyszedł za mną, a on kiwa delikatnie głową. Podchodzę w trzech długich krokach skazańca i obnażam swoje kły.
– Dostałeś to na co zasłużyłeś za podniesienie ręki na moją mate – warczę cicho, po czyn przegryzam mu gardło. – Wyrok nałożony na ciebie, przez Alfę watahy Krwawego Wilka został wykonany. Sprawiedliwość została wymierzona.
Zmieniam nieco standardową formułę, bo nie mogę powiedzieć o Alecu „nasz Alfa". Owszem mój brat jest Alfą, ale tylko moim. Odwracam się do pozostałych pozwalając sobie na poczucie ulgi. Ulgi, że ten skurwiel już nigdy nie położy łap na mojej mate. W oczach mojego brata widzę dumę i to jest najlepsza nagroda dla mnie.
– A więc panowie, wieczór kawalerski?

15 godzin wcześniej

– Dlaczego nie pozwalacie mi jej zobaczyć? – wyrzucam z furią słowa, nie mogąc zapanować nad gniewem.
– Zobaczycie się przy ołtarzu i ani chwili wcześniej. Dasz radę wytrzymać bez niej te kilka godzin.
– Chcę ją zobaczyć! Muszę być pewny, że jej i dziecku nic nie grozi!
– Braciszku, jest z nią Bella, Lottie, Kim i nasze siostry. Dookoła krąży cały oddział Delt. Uwierz mi nikt nie jest w stanie dostać się do naszych partnerek – Alec próbuje wytłumaczyć mi logicznie, że moja partnerka jest bezpieczna, ale do mojego owładniętego lekiem umysłu to nie dociera. – Połącz się z nią, zapytaj czy wszystko dobrze.
– Co? – pytam głupkowato i zaprzestaję swojej wędrówki po pokoju.
– Połącz się z nią myślami. Ty się uspokoisz, a tradycja nie zostanie złamana.
– Nie mogę porozumiewać się z nią w myślach. Wielokrotnie próbowałem, ale nigdy nie potrafiliśmy tego zrobić.
– Teraz jest inaczej – wtrąca się Drake. – Jak leżałeś w malignie podpisaliśmy dokumenty transferu Liliany do waszej watahy, powinieneś bez przeszkód móc się z nią porozumiewać.
Patrzę na nich zdumiony i dopiero po chwili dociera do mnie sens ich słów. Nie czekam ani chwili dłużej, tylko próbuje nawiązać kontakt z moją partnerką.
Liliano! W moim głosie słychać czyste żądanie.
Mój Boże, Jacq nie drżyj się tak. Omal nie wywróciłam stolika, tak mnie przestraszyłeś.
Przepraszam. Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Mam tak przyjść?
Hej, hej spokojnie, nie panikuj. Jestem dużą dziewczynką, nic mi nie będzie. Zwłaszcza że siedzę z przyjaciółkami przy herbatce w domu głównym, a dookoła krąży cały legion ochrony.
Moja mate reaguje lekkim rozbawieniem, ale jednocześnie uświadamia mi, że jest bezpieczna, co mnie uspokaja. I jestem jej naprawdę wdzięczny, że nie reaguje kpiną, agresją czy inną formą obronną.
Przepraszam, przez te ostatnie wydarzenia jestem trochę nerwowy, mon coeur.
Jest w porządku, J.B. Obiecuję, że jeśli cokolwiek będzie nie tak, natychmiast cię o tym poinformuję.
Dziękuję, serduszko. Do zobaczenia przy ołtarzu.
Kończę rozmowę z partnerką, wracając do rzeczywistości i pięciu par oczu wpatrzonych we mnie.
– I co? Wszystko z nią dobrze? Nie uciekła?
– Dupek – mamroczę pod nosem, ale na moje nieszczęście Julian słyszy mój komentarz.
– Ach, dziękuję – wachluje się jedną ręką. – Wiem, że mój tyłek jest seksowny, ale obawiam się że dla ciebie nieosiągalny. Ty możesz tylko podziwiać z daleka.
– Daj spokój mojemu bratu, Jules – przez chwilę czuję wdzięczność do Aleca, która po chwili pryska jak bańka mydlana. – Panikuje, że mu panna młoda ucieknie, ale w sumie z taką gębą to ja się nie dziwię.
– A idź do diabła – mamroczę, wiedząc że z tą dwójką nie wygram.

Serce w pustceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz