Rozdział czwarty

5.5K 376 195
                                    

Jacques

Budzę się z przyjemnego snu bez koszmarów. Jest mi ciepło, a nie jak zwykle przeraźliwie zimno. Od śmierci Rafaela budzę się codziennie i w głowie mam koszmary, w których torturują mojego brata i go zabijają. Jego martwe ciało leży na podłodze, powykręcane w makabryczny sposób, a ja nie mogę nic zrobić. Muszę patrzeć, za każdym razem jak odbierają mu życie. Codziennie, na nowo, go zawodzę. Tak samo, jak tamtego piekielnego dnia. Otwieram oczy i pierwsze, co widzę to ruda czupryna, znajdująca się na mojej klatce piersiowej.
Co ona tu, kurwa, robi?!
Z jej ciała promieniuje ciepło, które dało komfort także mnie. Liliana kręci się przez chwilę, a ja zauważam, że obejmuję ją ramieniem i przyciskam ją mocniej do siebie.
Że co?
Moja mate przeciąga się niczym kotka i otwiera swoje zielone oczy, a jej wzrok automatycznie pada na mnie. Nie wygląda na zmieszaną, tak jakby codziennie spała w moim łóżku.
– Co tu robisz? – pytam wściekle, bo nie mam zamiaru pozwolić, by rudowłosa stała się dla mnie kimś ważnym.
Jest moją mate? Okej, niech sobie będzie. Ale nie mam zamiaru ulegać tej przeklętej więzi i oddać jej serca, które i tak jest w strzępach. Zawiodę ją, tak jak brata, a później będę stał nad jej grobem, trzymając resztki mojego życia w rękach. Jakkolwiek beznadziejne by nie było życie obok jedynej kobiety, która może dać mi szczęście i nie dopuszczanie jej do siebie, nie chcę ryzykować zmienieniem się w jeszcze większy wrak człowieka niż jestem teraz. Dziewczyna marszczy brwi i spogląda na mnie z niezrozumieniem.
– Przecież mówiłam, że zostanę pilnować twojej rany...
– Pytam się co robisz w moim łóżku.
– Nie pamiętasz?
– Co mam, do cholery, pamiętać?
– Nad ranem, koło piątej, obudziłeś się, wołając najpierw jakiegoś Rafaela. – Kurwa, kurwa, kurwa. - A później zawołałeś mnie, niemal siłą wciągnąłeś na łóżko, powtórzyłeś parę razy, że żyję i znowu zasnąłeś.
Co? Niemożliwe, przecież bym pam....
Obraz zakrwawionej, pobitej, zgwałconej i zamordowanej Liliany staje mi przed oczami, tak jak we śnie. Wygnańcy pastwiący się nad jej ciałem. I Rafael, który stał obok mnie. I wypowiedział tylko dwa zdania.
"Nie ochroniłeś jej, tak jak mi nie pomogłeś. Twoja miłość jest śmiercią."
Moja miłość jest śmiercią.
Jeśli ją pokocham, ona zginie.
– Wyjdź – warczę. – Nigdy nie waż się naruszać moich granic, bo przestanę być miły.
– Jacques, ja napr...
– WYPIERDALAJ! – drę się, bo moje nerwy są w strzępach. – Nie chcę cię dzisiaj widzieć!
Liliana podrywa się i ucieka z pokoju, a ja czuję jak wszystko we mnie krzyczy w agonii. Sumienie już zaczyna mnie gryźć, bo potraktowałem ją strasznie. Ale jak mam ją przekonać, żeby mnie zostawiła, kiedy ona usilnie próbuje zacieśnić naszą relację, a więź między nami jej tylko pomaga? Podrywam się z łóżka i przebieram w strój treningowy. Muszę wyrzucić nadmiar emocji i myśli z głowy, a nic innego lepiej na mnie nie działa niż siłownia. Niecałą minutę później wchodzę do mojego prywatnego królestwa i po krótkiej rozgrzewce kieruję się do worka bokserskiego. Rozpoczynam serię precyzyjnych ciosów, starając się z każdym z nich wyrzucić myśli z głowy, ale one jak na złość, kotłują się coraz bardziej.
To oskarżycielskie spojrzenie Rafaela. Nie pomogłem mu. Nie odnalazłem go na czas. Skatowane ciało mojej mate na podłodze.
Moja miłość jest śmiercią.
Nie mogę kochać. Nie mogę pozwolić sobie na ten przywilej. Muszę wyrzucić Lilianę z głowy i postawić gruby mur wokół serca. Została pokarana moim towarzystwem do końca życia. Jedyne o co mogę się postarać, to żeby było jak najlepsze, a przede wszystkim jak najdłuższe. Nawet nie wiem kiedy pierwsza łza wypływa, spod moich zaciśniętych powiek. Już dawno przestałem zadawać ciosy, więc opieram czoło o najbliższą ścianę i pozwalam łzom płynąć.
Pozwalam, by cierpienie przetaczało się przeze mnie.
Pozwalam, by emocje uchodziły ze mnie, tak jak zawsze. Wracam do mojej bezpiecznej pustki, gdzie jestem sam, wyprany z uczuć i chronię wszystkich przede mną. Przed moją miłością. Już nikt nigdy nie zginie przeze mnie. Osuwam się na podłogę i nareszcie jestem spokojny.
P u s t y

Serce w pustceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz