Rozdział III

486 19 10
                                    


- O matko.... Kolejny do wyrzucenia - mamrotałam zbierając części budzika. Podczas snu musiałam, wystraszyć się jego dźwięku i z całej siły machnąć ręką strącając go z szafki.
Było wcześnie rano a ja znowu musiałam szykować się do tego, więzienia.

Ubrałam się, pomalowałam i ruszyłam na dół, gdzie zastałam już Bayrona z płatkami w rękach. Przewitałam się i mocno go przytuliłam, nie wrócił wczoraj wieczorem do domu a przydałby mi się ktoś z kim bym mogła posiedzieć.

- Stało się coś ze tak mnie tulisz? - zaśmiał się Love.

- Nie - szepnęłam i mocniej go przycisnęłam do siebie. Lubiłam przytulanie, kochałam wręcz jednak tu nie było kogo przytulać. Znałam tylko drużynę piłkarską, większość nawet nie pamiętałam jak się nazywa. Bayron był w końcu moja rodzina, co w tym dziwnego że go przytulę? Absolutnie nic.

- No już młoda, puszczaj bo chce zjeść i mów co się stało - zmierzwił mi włosy i usiadł do stołu - czujesz się zmęczona tym całym zajściem? - skinęłam głową a on kontynuował - rozumiem cię, sam bym się nie odnalazł ale zaufaj mi że będzie dobrze. Jeśli masz jakieś kłopoty z tym lafiryndami, nauczę ich gdzie mają swoje miejsce. Mam cię w końcu pilnować.

- O tym to nie słyszałam, ty mnie pilnować? - zakpiłam sobie, mimo to jego słowa mnie w jakiś sposób uspokoiły i nie czułam tak wielkiego ciężaru.

- Przecież sama w takim miejscu sobie nie poradzisz Wicia. Dlatego masz mnie i moich znajomych, których może kiedyś poznasz, koleżanki też - mrugnął do mnie oczkiem a ja się zaśmiałam.

Wyszłam z domu i z mapą w telefonie starałam się dotrzeć do szkoły, ciocia miała na wcześniej do pracy więc nie mogła nas podwieźć. Szłam kolejna nieznaną uliczką która zdawała się prowadzić do nikąd. Spóźniona na pierwszą lekcje, dotarlam do akademii.

- Wiktoria! - usłyszałam krzyk z drugiego końca korytarza, rozejrzałam się, w oczy wpadła mi dziewczyna o rudych włosach. Nastolatka biegła w moim kierunku, nie zdążyła wychamować i tak obydwie skończyliśmy na podłodze.

- Wybacz mi, Przepraszam - mówiła podnaszac się i otrzepując spódniczkę - Jestem Izabella, jestem przyszłą menadżerką drużyny i jako że jesteś jedyną dziewczyną to postanowiłam z tobą porozmawiać i cię zapoznać.

- Moje imię znasz, miło że będzie jakaś menadżerką. Widziałam że żadnej nie ma, jeśli chcesz możemy później wyjść na pizze, o ile ci to pasuje oczywiście.

- Pewnie! - ucieszyła się - Dziękuję że tak miło mnie potraktowałaś, myślałam że mnie splawisz i się ciebie bałam - na jej słowa zaśmiałam się.

- Bez przesady, nie jestem taka straszna.

- Niedługo kończę lekcje i mam iść pomóc trenerowi z butelkami i ręcznikami! Jeśli byś chciała możesz ze mną.

- Musisz wybacz, mam lekcje jeszcze, chociaż zwolnienie się z nich nie brzmi źle.

Porozmawialiśmy jeszcze trochę i rozeszliśmy się do klas. Z jednej strony cieszyłam się że mam kogoś nowego w gornie swoich znajomych, z drugiej natomiast wydawała się podejrzana. Ignorowalam ten fakt przez większość lekcji i starałam się na nich skupić, aby utrzymać się w tej szkole trzeba się dobrze uczyć albo być bogatym.

Trening minął szybciej niż wczoraj, ucieszył mnie ten fakt bo to oznaczało że mogę w końcu się położyć w ,,moim" łóżku. Wychodząc jednak z szatni zaczepiła mnie grupka, składająca się z Jude'a, Daivda, Izabella i Joe.

- Chcesz iść ze nami do kawiarni? - zapytała podekscytowana dziewczyna.

- No nie wiem - zawachałam się - jeśli wam to nie będzie przeszkadzać to oczywiście mogę pójść.

- No co ty, nawet musisz z nami tam iść! - ucieszył się David.
Zebraliśmy parę rzeczy i ruszyliśmy w stronę ,,słodki bez", nazwa kawiarni wydawała się być tandetą. Rozmowa im się kleiła. Właśnie im, czułam się odtrącona i niechciana, nie wiedziałam po co mnie zapraszali skoro nawet nie chcą mojego zdania. Izabella ciągle wcinała mi się w słowo, strasznie mnie to irytowało ale co mogłam poradzić na jej wybryki.

- Zaraz rozpocznie się strefa footballu, jak sądzicie Raymon da radę wygrać chociaż jeden mecz? - Izabella zaczęła się śmiać i wyzywać wspomnianą drużynę.

- Czemu tak nie miło o nich mówisz? - zapytałam patrząc wyczekująco na rudzielca.

- Bo są słabi, chodziłam tam w poprzednim roku i oni nawet nie mają tyłu zawodników ile trzeba - ponownie wybuchła ironicznym śmiechem.

- Nie lekceważ ich, mogą pokazać co umią. Czuje że się jeszcze z nimi spotkamy - Wtrącił Jude zwalniając krok - czuje że mogą być dla nas problemem.

- Nie przesadzajcie, jesteśmy najlepszą drużyną w kraju, znaczy wy jesteście.

- My jesteśmy - poprawił Joe - ty również należysz do składu, karzełku.

- Jaki znowu, karzełku? - nie lubiłam takiego określenia, nie byłam może najwyższa ale to nie dawało mu prawa do idiotycznych wyzwisk.

- Niska jesteś, to fakt - śmiał się Daivd, przy okazji opierając się na ramieniu przyjeciela.

- Chamscy jesteście, niedługo was przerosne - sama siebie, tym rozbawiłam.

Weszliśmy do kawiarni, wkręciłam się w rozmowę a moje samopoczucie poszło w górę.
Jude, zdradził nam plotkę, która wyszła z ust samego Darka. Do naszej drużyny dołączy znowu nowa osoba, pocieszyło mnie to trochę bo nie będę sama jako ,,ta nowa".

Rozeszliśmy się do domów, kiedy Joe zaczął mówić o wszystkich pracach domowych na jutro i sprawdzianach. Wracałam z Judem, jak się okazało nie mieszkał daleko a ,,mój" dom był po drodze.

Wpadłam do pokoju i dopiero teraz zobaczyłam miliony wiadomość od brata. Niezwłocznie go przeprosiłam i odpowiedziałam na jego pytania jakie zadał w tych ,,milionach wiadomości". Uderzyła mnie straszną tęsknota za nim, chciałam go znowu przytulić. Do moich oczu napłynęło kilka łez które, chwilę po tym jak zaczęły spływać po moich bladych policzkach, otarłam.

Nie wzięłam się za rozwiązywanie zadań domowych, tego wieczoru wolałam położyć się wcześnie spać. Otuliłam się kocem i usnęłam.

Moje życie, zaczęli być monotonne. Minęło dwa tygodnie od mojej przeprawdzki a każdy z dni wyglądał praktycznie tak samo, wstawałam rano do szkoły, szłam na trening i do domu. Czułam że jest za spokojnie, nic się nie działo a Dark dziwnie się nigdzie nie pojawiał, nawet w swoim biurze nie siedział. Zaniepokojona tym, postanowiłam porozmawiać z Judem. Miałam dobry kontakt z chłopakiem, w odróżnieniu do pozostałych dwóch którzy byli oczarwoni rudowłosą.

- Oh Jude, chciałabym być tak opanowana jak ty - mruknęłam, przyglądając się jego kamiennej twarzy. Opowiedziałam mu o moich Przemyślanach co do Darka, jednak on uświadomił mnie że to w zupełności normalne że go nie ma tak długi czas.

- Żadna sztuka, uwierz mi - zaśmiał się i wziął łyka Coli - A ty? Jak się czujesz? Przeprowadzka tak nagle musiała cię strasznie przytłoczyć, mimo że tego po tobie nie widać.

- Możliwe że masz rację - uśmiechnęłam się do niego - Nie czułam się dobrze zostawiając brata i znajomych, teraz też nie czuję się najlepiej. Ale powiedz mi co mam zrobić? Jestem praktycznie bezradna.

- Mam nadzieję że jego rządy się niedługo skończął, najpierw musimy rozgromić Marka Evansa w strefie footballu - uśmiechnął się zadziornie.

- Nie rozumiem czemu ci tak na tym zależy, ale jeśli tego pragniesz to chętnie ci pomogę - objęłam go ramieniem na co nastolatek się zaśmiał.

- Dziękuję Wiwi - załamałam się, coraz gorsze wymyślał te przezwiska dla mnie.

Śnieżny anioł | Inazuma ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz