Rozdział XXII

118 7 0
                                    

   Stałam przed stadionem, dosłownie za chwilę miał rozegrać się mecz finałowy. Wszystkie nerwy skumulowały się w moim brzuchu przez co nieustannie mnie bolał. Dopiero teraz dotarło do mnie że zaraz zobaczę Herę, Bayrona i całą ich drużynę jako rywali. Bolało mnie to strasznie, wzięłam głęboki wdech kiedy wchodziłam do szatni aby się przebrać.

Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić wszystkie nie potrzebne myśli. Mruknęłam niezadowolona kiedy one zaczęły się namnażać, na domiar złego kiedy tylko staliśmy na stadionie, zobaczyliśmy jego przeklętą twarz. Twarz Reya Darka, wiecznie nie zadowolona i poważna. Nienawidziłam go, wszystkiego co robił i co miał w planach, był okropnym człowiekiem i nic tego nie zmieni.

Zaraz jednak nadeszły również inne myśli, zupełnie nie związane z nim i jego czynami. Przestraszyłam się tym, że podczas meczu znowu mogą zacząć mnie boleć wszystkie stawy a ja nie będę umiała nic z tym zrobić. Lekarze w końcu dali mi jasno do zrozumienia że niczego nie wykryli, jednak jeżeli się mylili a mi coś zagrażało? Cholernie się bałam, nie chciałam nikogo zawieść. Nie chciałam nikogo stracić i nie chciałam aby ktoś przezemnie cierpiał.

Przeciągnęłam się po czym zaczęłam się przebierać, mój wzrok powędrował na paczkę papierosów. No tak przez inne sprawy, zupełnie wyleciało mi z głowy aby szukać sprawcy, tego małego incydentu. Uniosłam brwi co mi szkodzi jednego zapalić? Szybko jednak wyrzuciłam tą myśl z głowy, wiedziałam jak zły ruch byłby to z mojej strony. 

- Mogę wejść? - usłyszałam pukanie przez co moje ciało przeszły nie przyjemne dreszcze.

- Daj mi chwilę - odpowiedziałam, kiedy zorientowałam się że dalej siedzę bez bluzki. Natychmiast narzuciłam na siebie koszulkę klubową i powędrowałam otworzyć drzwi. W progu zobaczyłam Juda i od razu uśmiech wkradł się na moją twarz.

- Mark prosił abyśmy już zaczynali się rozgrzewać, nie chcemy w końcu kontuzji prawda? - cicho się zaśmiałam i objęłam go w pasie, wdychając jego piękne perfumy.

- Trochę się boje - mruknęłam cicho, nie chciałam nakładać mu jeszcze moich zmartwień jednak potrzebowałam wsparcia.

- Czego? Będzie dobrze na prawdę Wiktoria, będzie dobrze - uśmiechnął się i pogładził moje białe włosy, przez te wszystkie dni zapomniałam o tym jak bardzo je kochałam i jaki sentyment miałam do ich koloru.

- Chce w to wierzyć, jednak Bayron, Hera i reszta drużyny.. - zawiesiłam się, chciałam powiedzieć chłopakowi to co kiedyś uświadomił mnie Hera, pieprzona boska woda - nie, nie wiem. Przepraszam, kocham cię - dodałam szybko, nie chcąc się tłumaczyć. Próbowałam przy okazji się nie rozkleić, moje oczy napotkały zmartwiony wzrok Juda przez co poczułam się jeszcze gorzej. Przytuliłam się mocniej i dalej rozkoszowałam się zapachem domu.

- Jakbyś chciała porozmawiać, mów. Tez cię bardzo mocno kocham, słoneczko - poczułam jak składa mi na czubku głowy pocałunek, uwielbiałam gdy to robił.

Po paru minutach, wzięliśmy się w garść i ruszyliśmy pewnym korkiem w kierunku boiska. Niechętnie zaczęłam się rozgrzewać, nie chętnie dlatego że musiałam grać przeciwko mojej rodzinie i Darkowi. Nie byłam pewna czy nie zaplanował czegoś równie podłego jak podczas meczu z akademią królewską.

   - Czekamy już tylko na drużynę Zeusa! Gdzie oni się podziewają? - z głośników, brzmiał głos komentatora.

Chwilę potem, poczułam jak wiatr napiera w całe moje ciało, zaslonilam rękoma twarz i przymknęłam oczy. Kiedy już podmuch ustał, na miejscu przeciwnika, zobaczyliśmy całą, przeklętą drużynę Zeusa z Bayronem na czele. Przełknęłam ślinę na sam jego widok, chciałam znowu podejść, chciałam porozmawiać. Chciałam zapytać o tak wiele kwestii, dlaczego, po co, kiedy? Nic jednak nie zrobiłam, stałam jak słup i patrzyłam na ich boskie stroje. 

- Wiktoria, zaraz zaczynamy - poczułam rękę Axela na ramieniu. Najwidoczniej musiałam wpatrywać się w nich na tyle długo że stało się to aż nienaturalne.

- Wiem - powiedziałam, tak na prawdę bardziej do siebie niż do blądyna. Nie byłam pewna czy nawet to usłyszał.

Podbiegłam na swoją pozycję, byłam napastnikiem. Stałam na przeciwko Bayrona, nasze spojrzenia w końcu się spotkały. Nie zobaczyłam w nich jednak nic, były zupełnie puste, bez emocji, tak jakby nie był sobą. Jego wzrok zawsze był ciepły, nigdy nie widziałam go w takim stanie, nawet kiedy był zły patrzył na mnie tak jakbym była dla niego ważna.

Otrząsnęłam się z zamyśleń dopiero gdy sędzia zagwizdał, mecz oficjalnie się rozpoczął. Ruszyłam przed siebie, piłka sprawnie wirowała pod moimi nogami. Zatrzymałam się przed obroną i podałam do Axela który próbował strzelić swoim ognistym tornadem. Akcja poszła nam zbyt szybko, zdawałam sobie z tego sprawę, liceum Zeusa w żaden sposób na nas nie reagowało.

- Fala tsunami! - krzyknął bramkarz a przed nim pojawiła się wysoka fala, która skutecznie uniemożliwiła nam strzelenie bramki. Przeklinałam ich w duszy.

Piłka poleciała pod nogi Bayrona, zaczął powoli iść w kierunku naszej bramki. W końcu zaczął przyspieszać i nie wiedziałam kiedy znalazł się już tylko przed Markiem. Rajski czas, wszystko wyjaśniał. Zgryzłam wargę i zaczęłam biec do blądyna, który zaraz miał oddać strzał. Nie zdążyłam go zatrzymać, piłka po chwili wirowała w siatce razem z Evansem. Jego strzał był piekielnie mocny, wiedziałam że jest dobrym piłkarzem i tak samo kocha piłkę jak my. Dark jednak musiał zaćmić mu niektóre wartości a teraz stał się jego maskotką z którą mógł zrobić wszystko.

Wznowiliśmy grę a piłka po chwili znowu wylądowała pod moimi nogami. Jeśli moja technika, która jeszcze nie dawno trenowałam, wyjdzie zapewni nam zwycięstwo. Kiedy jednak podczas jej wykonywania znowu źle się poczuje? Co w tedy. Nie mogę pozwolić opuścić tak ważnego meczu, nie mogę ich zostawić z tymi potworami Reya Darka.

Nie zauważyłam kiedy obrońcy wykonywali technikę i już po chwili leżałam na murawie. Szybko jednak podniosłam się i pobiegłam odebrać moją piłkę. Nikt nie miał prawa już strzelić nam gola, nie dopuszcza aby ci przebrani za bogów pacynki, zabrali coś co wszyscy kochamy.

   Mecz zmierzał ku końcowi, byłam wyczerpana. Ostatnie minuty to najgrosza męczarnia jaką mogłam przeżyć, na szczęście nic poważnego się nie działo z moim zdrowiem. Przynajmniej jeden problem mniej, niestety drużyna tak jak ja ledwo trzymała się na nogach. Uśmiechnęłam się delikatnie kiedy piłka była przy mnie, zdecydowałam się na ruch którego tak na prawdę nie skończyłam. Wyskoczyłam w górę i wykonałam wszystko zgodnie z moimi wyobraźniami. Wykopałam piłkę tak mocno jak tylko mogłam, niestety nie udało mi się dobrze wylądować i spadłam niefortunnie na rękę. Skrzywiłam się kiedy poczułam jak zaczyna mnie boleć, mój wzrok jednak szybko poleciał na bramkarza który wyjmował piłkę z siatki. 3-1, w końcu zdobywamy bramkę.

- Wiktoria! - usłyszałam krzyk a po chwili mocne objęcie Marka - Wygramy to! Mamy jeszcze szansę! - zwrócił się do drużyny, jego ręka Majina jak i min strzał dała nam odwagę i siłę by walczyć dalej.

Następna bramka przyszła nam zadziwiająco łatwo, Axel strzelił jakby wcale nie grał z drużyną która zażywa doping. Po raz setny już chyba spojrzałam na mojego kuzyna, był wkurzony jak jeszcze nigdy. Po meczu muszę z nim porozmawiać, tak nagle się od siebie odsunęliśmy.

////
Przed ostatni rozdział chyba <3

Śnieżny anioł | Inazuma ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz