Rozdział XX

119 6 3
                                    

   Przetarłam delikatnie oczy, do pokoju Sharpa wpadały pierwsze promienie słońca, pomimo że były słabe, czułam ciepło na mojej skórze. Uśmiechnęłam się i podniosłam do siadu, kiedy wczoraj wieczorem przyszłam do Juda, skończyliśmy rozmowę dopiero koło północy. Nie chciałam wracać do domu, który najprawdopodobniej stał pusty. Bayron, nawet nie chce o nim myśleć był dla mnie najlepszym kuzynem, wsparciem a teraz tak po prostu go nie ma. Nie ma żadnego kontaktu z tym, upiorem.

- Wstawaj - szturchnęłam Sharpa w ramię - musimy iść na trening - dodałam kiedy usłyszałam tylko cichy pomruk z jego ust. Wielki Jude Sharp, okazał się być strasznym śpiochem, sama nie miałam ochoty nigdzie się wybierać z pod ciepłej kołdry - Judi no - mruknęłam przeciągle i wyczekiwałam jego reakcji, ten jedynie położył dłonie na mojej talii i przyciągnął mnie tak abym znowu leżała wtulona w jego tors. Nie mogę powiedzieć że mi się nie podobało, było wręcz bajecznie. Jednak obowiązki wzywały i nie mieliśmy czasu na dalsze spanie. To wszystko przez Marka, przeklinałam go gdzieś w głębi duszy, kiedy wymyślił trening z samego rana.

Mecz z Zeusem miał odbyć się za dwa dni, było to stosunkowo mało aby wymyśleć nową technikę. Westchnęłam na samą myśl, że możemy nie dać rady z tak potężnymi przeciwnikami, chociaż jakby nie patrzeć nie było to ani trochę uczciwe.

- Możemy nie iść na trening? - mruknął zaspanym głosem Sharp, totalnie mnie tym rozczulił. Jego głos z rana brzmiał tak idealnie, tak przyjemnie i tak bardzo pragnęłam go słyszeć cały czas.

- Kochanie - przewróciłam oczami - Mark potrzebuję naszego wsparcia - powiedziałam i obróciłam się tak aby nasze twarze były na przeciwko siebie.

- Pójdziemy na wieczór, proszę. Chce jeszcze z tobą poleżeć - mówiąc to złożył słodki pocałunek na moich ustach i schował głowę w zagłębieniu mojej szyi, przez co zresztą przeszły mnie dreszcze. Jego oddech muskał delikatnie moja szyję, przez co czułam jak dreszcze wędrują po moim ciele.

- Niech ci będzie, ale ty się za nas tłumaczysz - zaśmiałam się cicho i ułożyłam się wygodnie aby iść dalej spać.

   Obudziłam się kiedy było zupełnie jasno, pewna że jest jeszcze wcześnie sięgnęłam po telefon. Przetarłam dalej zaspana oczy i włączyłam urządzenie, jakie było moje zdziwienie, kiedy zamiast 11 na ekranie widniała 15:33. Szturchnęłam ponownie Juda, i tym razem wstałam z wygodnego materaca.

- Wstawaj, ja pierdole - przeklęłam i zaczęłam mocniej szturchać szatyna.

- Co jest? - zapytał, wbijając swój niezadowolony wzrok we mnie, czułam jak wierci nim we mnie dziurę. Pokazałam mu telefon, był tak samo zaskoczony jak ja.

Natychmiast się zebraliśmy, zjedliśmy cokolwiek i jak najszybciej wyszliśmy, kierując się w stronę boiska. Trening trwał od godziny, mieliśmy nadzieję że nic takiego nie straciliśmy, chociaż czułam się beznadziejnie że nas tam nie było.

- Ja pukam ty mówisz - szturchnęłam Sharpa, śmiejąc się.

- Boże Wiciś - wspomniałam już że ksywki dla mnie są coraz dziwniejsze? - Nie martw się nie urwą ci głowy, przecież zrozumią nas - wywrócił oczami i mocniej chwycił moją dłoń.

Doszliśmy na nosiło w zastraszająco szybkim tempie. Zbiegliśmy na dół do reszty, machając im.

- W końcu jesteście - uśmiechnął się kapitan i przewitał nas - Oh, dlaczego was nie było rano? Nie uwierzycie co Nelly wymyśliła.

- Widzisz Mark - zaczęłam sznurować buta który akurat się rozwiązał - Jude wolał spać - zaśmiałam się cicho i czekałam aż Sharp spiorunuje mnie spojrzeniem.

Śnieżny anioł | Inazuma ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz