Rozdział X

222 7 3
                                    

- Dzień dobry wam - powiedział David przysiadając się do nas. Siedzieliśmy od pół godziny w kawiarnii niedaleko Akademii.

- Nie miałeś iść do babci? - zapytałam, przypominając sobie o odpowiedzi na moją wiadomości z samego rana.

- Szedłem ale jak już was tu spotkałem to na chwilę mogę się przysiąc, co nie? - zmierzył naszą trójkę wzrokiem po czym zabrał Joemu kawę.

- A to bardzo miło - stwierdziłam i wzięłam kolejny gryz gofra.

- David chyba jeszcze nie wie o najnowszych niusach - zaśmiał się Joe.

- Największa plotkara o niczym nie wie? - zachichotałam spoglądając na zakłopotaną twarz Dawida.

- O co chodzi? - zapytał w końcu po chwili ciszy satynowo włosy.

- Od dzisiaj mamy państwo Sharp, Wiktorią Sharp oraz panicz Jude Sharp - wyjaśnił ,,teatralnie" King, mina Davida mogła powiedzieć wiele w tamtym momencie.

David do końca spotkania nie mógł uwierzyć w informacje, którą mu przekazaliśmy. Było to bardzo miłe, wiedziałam że będzie nas wspierał jako dobry przyjaciel, bardzo ich wszystkich ceniłam.

Była około godzina przed ważnym meczem, siedziałam już przebrana w szatni i czekałam na wiadomość od któregoś z królewskich żebym przyszła i pomogła szukać pułapki. W końcu, stwierdziłam że nie ma co siedzieć bezczynnie i wyszłam z pomieszania na długi, ciemny korytarz. Zaczęłam iść co chwilę się rozglądając, starałam się dostrzec czegoś nietypowego co dałoby mi jakiś trop, na moje nieszczęście nic nie zobaczyłam, nawet chłopców nigdzie nie było. Zaczęłam się martwić, co jeśli nam się nie uda? Nie wiedziałam co zrobić.
W pewnym momencie poczulam mocniejsze pociągnięcie na bok, zdezorientowana zaczęłam szybciej mrugać próbując dostrzec co się dzieje, było ciemno w tamtym miejscu i nie widziałam co dokładnie się dzieje.

- Gdzie idziesz? - dobiegł do mnie głos Kevina - zgubisz się jeszcze.

- A od kiedy ty się tak martwisz, zamknij się i nie wtrącaj w nie swoje sprawy - prychnęłam i ruszyłam w stronę boiska.

Nic nie wskazywało na to że Dark coś zaplanował, nie wierzyłam jednak w to że chce wygrać mecz bez oszustwa, to nie leżało w jego naturze. Przeszłam cały stadion, nie znalazłam nic, nawet Juda który od rana tylko Szuka pułapek.

- Wiktoria - krzyknął Joe podbiegając do mnie - gdzie Jude? Albo Dawid, obydwoje mi zginęli i nigdzie ich nie ma.

- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam spokojnie i poszłam dalej, szukać przyjaciół albo pułapek.

Kiedy po pół godzinie nic nie znalazłam postanowiłam wrócić do chłopków. Pewnie są zestresowani meczem, to już drugi raz kiedy grają z akademią. Zapukałam i weszłam do szatni, wszyscy siedzieli z poważnymi minami. Kevin jedyny wydawał się być zdenerowowany, sam pewnie nie do końca wiedział czym.

- Musimy iść, zacząć się rozgrzewać - oznajmiła Silvia, przerwając ciszę. Wszyscy równi wstali i ruszyli na stadion.
Jedyne czego chciałam to spotkać Juda, martwiłam się o to że to wszystko może się źle skończyć.
Na moje szczęście, poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię, przez co zmuszona byłam się zatrzymać, wszędzie rozpoznam jego perfumy.

- Znalazłeś coś? - zapytałam z nadzieją i go przytulilam.

- Można tak powiedzieć, posłuchaj, przesuń się do tyłu około metr od swojej normalnej pozycji - powiedział, nie puszczając mnie z objęć - nie chce żeby ci się coś stało, poproś trenera żebyś nie wchodziła w pierwszym składzie. Za bardzo się o ciebie boje.

- Nic mi nie będzie, zrobię tak jak mówisz, sadzanie mnie na ławce jest zbędne - niezbyt uśmiechała mi się wizja siedzenia na ławce, nawet przez chwilę.

- Wiktoria - dodał rozdrażniony i podniósł mój podbródek tak aby nasze oczy się spotkały - od początku masz na siebie uważać, czy to jest jasne? Jeśli mnie nie posłuchasz to cię nigdzie dzisiaj nie zabiorę.

- A to my gdzieś idziemy dzisiaj? To w takim razie cię posłucham - uśmiechnęłam się do niego i ruszyliśmy w stronę boiska.

Mecz ledwo się zaczął a po całym stadionie rozniósł się huk, bele spadły na murawe. Przerażona, stałam i patrzyłam na relacje innych zadzwoników.
Minęło sporo czasu kiedy każdy doszedł do siebie, w tym samym czasie Jude Joe Mark i ja poszliśmy do gabinetu, Darka. Nienawidziłam tego miejsca całym sercem.
Po całym zajściu, Ray Dark został aresztowany, poczułam ulgę widząc go w kajdankach. Fala szczęścia przepłynęła przez całe moje ciało, jeśli go już nie ma, mogę żyć spokojnie.

- Teraz możemy rozegrać prawdziwy mecz! - krzyknął uradowany Mark i zbił piątkę z Judem.

Tak jak powiedział kapitan tak się stało, mecz przebiegł już bez większych katastrof. Jedyne co się stało to kontuzja Juda, bardzo się zmartwiłam i od razu pobiegłam po apteczkę aby opatrzeć mu stłuczenie. Proponowałam mu aby został na ławce i nie nadwyrężał kostki, ten jednak nawet nie chciał o tym słyszeć.
Na szczęście mojej drużyny wygraliśmy, co oznaczało że przechodzimy dalej i mamy szansę na wygranie strefy footballu.

Dzień był pełen wrażeń, więc kiedy usiadłam w końcu na łóżku, poczułam ogromne zmęczenie. Bayron jednak zdawało się że miał inne plany bo kiedy tylko ruszyłam po piżamę, otworzyły się drzwi gdzie staną on Hera i jak zawsze jego siostra. Mruknęłam niezadowolona i popatrzyłam pytająco na całą trójkę.

- Przyszli do nas na noc, oglądaliśmy wasz mecz razem - uśmiechnął się bladyn.

- To miło, jestem strasznie zmęczona, nie dam rady siedzieć do późna - wyjaśniłam, zakładając że pewnie by tak było.

- Obejrzymy film i polożymy się spać dobrze? - zaproponował Hera, przeciągając się. Już po chwili nastolatek leżał rozłożony na moim łóżku, nie spodobało mi się to, moje łóżko na którym najchętniej bym teraz spala jest zajęte przez brazowłosego.

- Jasne - wywróciłam oczami po czym skierowałam się do łazienki wcześniej biorąc potrzebne rzeczy - dajcie pięć minut - dodałam znikając za drzwiami.

Odkręciłem gorąco wodą, nalałam płynu i weszłam do wanny. Ciepło otuliło mnie całą, należało mi się po tak męczącym dniu. W tedy jednak, dotarło do mnie że mogę wrócić do domu, że Dark nie ma prawa już mi zagrozić, siedzi za kratami. Poczulam delikatny smutek, niby wrócę do brata przyjaciół, co jednak z moją nową drużyną? Co z nowymi przyjaciółmi? No i co z Judem? Serce nie dałoby mi tego porzucić.

Szybko zakończyłam kompiel, nie chcąc za dużo myśleć. Wykonałam całą wieczorną rutynę i wróciłam do kuzyna i znajomych.

- Miało być pięć minut - mruknął Hera, kiedy odkładałam rzeczy do szafki - nie jesteś słowna, księżniczko na ziarnku grochu.

- Odezwał się, nie mam ochoty na takie głupie kierki Herciu - burknęłam przysiadając się do niego.

- Dlaczego nie zaprosisz swojego chłopaka? - zapytał Bayron, jakbym wiedziała że przyjdzie ktoś to już dawno siedział by na moim krześle.

- Nie chwaliłaś się! - krzyknęła czarnowłosa, przytulając mnie - kto to?

- Czy to ważne? - ponownie wywróciłam oczami, chcąc zakończyć ten temat i wygodnie ułożyć się na łóżku.

- Oczywiście że ważne - zaśmiał się Tadashi.

- Wielki Jude Sharp - powiedziałam w końcu, przeglądając social medie.

Śnieżny anioł | Inazuma ElevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz