Piętnasta Strzała 🏹

157 12 0
                                    

Owinęłam grot Czarnej Strzały kawałkiem materiału i wsadziłam ją do plecaka, w którym były poprzednie trzy. Przy okazji przeszukałam go, mając nadzieję, że jest w nim coś, co pomoże nam wyjść z podziemnych korytarzy zamku.

- Lustro? - spytał Kol, unosząc brwi, na widok przedmiotu, któremu się przyglądałam.

- Wymieniłam je na jedzenie - przypomniałam sobie. - A wcześniej odłożyłam do zbędnego bagażu.

- Więc co? Wraca do ciebie w magiczny sposób? - spytał ironicznie, ale ja miałam wątpliwości. Byliśmy w Narnii - tu wszystko mogła się zdarzyć. - Lepiej poszukajmy wyjścia, zamiast zajmować się lustrem.

Miał rację. Nie chciałam utknąć tam na zawsze. Położyłam lustro na piasku i ruszyliśmy do pierwszego z korytarzy. To przypomniało mi, jak włóczyłam się po nocach po korytarzach prowadzących z zamku do kryjówki Kaspiana. Wtedy mieliśmy prosty cel, odebrać władzę Gerardowi i zasiąść na tronie. Teraz musimy walczyć z nieznaną siłą, która nie ma prawa istnieć, ponieważ była historią dla dzieci. Śmierć Gerarda była związana z Czarną Strzała, a ona z kolei z Czarną Mgłą. Najwyraźniej zapoczątkowaliśmy serię zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca, więc teraz musieliśmy to uspokoić. Moim jedynym pytaniem było, co będzie następne?

- Słyszysz to? - spytał Kol, szepcząc. Zatrzymałam się i zaczęłam nasłuchiwać.

- Ktoś tu jest - odszepnęłam, gdy do moich uszu dobiegł odgłos czyichś kroków.

Od głównego korytarza, którym się poruszaliśmy, odchodziło mnóstwo węższych korytarzy, które mogły dokądś prowadzić, ale również mogły skrywać pułapki. Pociągnęłam Kola, by nas ukryć w jednym z takich korytarzy. Był tak wąski, że stojąc naprzeciwko siebie i dotykając plecami przeciwległych ścian, niemal stykaliśmy się nosami.

Odgłos kroków słychać było coraz bliżej nas i postarałam się jak najciszej wyciągnąć miecz z pochwy przyczepionej do paska. Kiedy byłam pewna, że osoba jest tuż za rogiem, wyskoczyłam z bocznego korytarza, unosząc broń do góry. Prawie natychmiast ją jednak opuściłam, w momencie, gdy ujrzałam znajomą twarz, a właściwie twarze.

- Kaspian! - rzuciłam się bratu na szyję, a on był najwyraźniej zdziwiony i nie byłam pewna czy dlatego, że mnie zobaczył czy dlatego, że jeszcze przed chwilą przystawiałam mu miecz do gardła.

- Obstawiam, że szukacie wyjścia - powiedziałam, gdy już wyściskałam Kaspian i spojrzałam na towarzyszących mu Victorię, Daniela oraz Feliksa.

- Nie no co ty - odezwał się Felix. - Postanowiliśmy sobie pozwiedzać ruiny zamku na opuszczonej wyspie.

- Nie śmieszne - odprłam, ale kąciki ust uniosły mi się nieznacznie.

Nagle usłyszeliśmy krzyk, który dochodził z pomieszczenia, w którym była strzała. To był ewidentnie kobiecy głos, a Evie i Kimberly były jedynymi dziewczynami, które nie znajdowały się pod ruinami zamku. Znaczy teraz już tylko Evie. 

Gdy reszta prawie ruszyła biegiem do tamtej sali, ja podążyłam powoli za nimi, z założonymi rękami i nienawistnym spojrzeniem. Wchodząc do pomieszczenia, zobaczyłam, jak stoją koło Kimberly, która powoli się podnosiła przy pomocy Kola. 

Mam nadzieję, że sobie coś złamała - pomyślałam i szczerze miałam taką nadzieję.

- Ałć - pisnęła chwilę później dziewczyna i upadłaby, gdyby Kol jej nie trzymał. - Chyba złamałam nogę.

Odwróciłam się i ruszyłam do kolejnego korytarza, by sprawdzić, czy będzie tam wyjście. Nie chciałam dłużej na to patrzeć - miałam wrażenie, że ktoś wbija mi w serce igły, jedna po drugiej i wiedziałam, że nie było już wiele miejsca na następne. Zaczął pochłaniać mnie wir myśli, tak przygnębiających, że nigdy bym nie pomyślała, że ktoś może mieć takie myśli. A jednak. Będąc sama w tym korytarzu, miałam ochotę po prostu zniknąć. 

W pewnym momencie musiałam się zatrzymać, bo uświadomiłam sobie, że z trudem łapię oddech. Nie szłam szybko i rzadko się zdarza, że jestem tak zmęczona, że praktycznie nie mogę oddychać. Coraz ciężej mi się zaczęło oddychać. Oparłam się o ścianę, ale to nic nie pomogło. Oddychałam tak płytko, że prawie w ogóle i już dłużej nie mogłam ustać. Osunęłam się po ścianie, a moje płuca okropnie potrzebowały tlenu. Wydawało mi się, że ktoś wypompował cały zapas tlenu z korytarza.

- Adri! - usłyszałam krzyk Evelyn i ostatkami sił uniosłam wzrok w kierunku, w którym się kierowałam. Najwyraźniej znalazła wejście. Dobiegła do mnie i przykucnęła przede mną. Moja klatka piersiowa poruszała się o wiele wolniej, a powieki mi ciążyły. 

- Adri? - szepnęła Evie i złapała mnie za rękę. W jednej chwili ciężar, który nie pozwalał mi oddychać, zniknął. Zaczęłam łapczywie nabierać powietrza i w końcu mogłam odetchnąć, bez żadnego problemu. Gdy Evie to zauważyła, przytuliła mnie, a ja niepewnie ją objęłam. Bałam się. Bałam się umrzeć. A teraz, bałam się tego, że może cały czas byłam umierająca i nic nie mogło tego zatrzymać.

~

Tak ciężko mi się pisało ten rozdział, że oh, god

Opowieści z Narnii. Czarna Mgła | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz