Dziewiętnasta Strzała 🏹

164 10 2
                                    

Kiedy obudziłam się po raz kolejny, nie miałam pojęcia, ile czasu spałam. Mogły to być trzy godziny, jak i piętnaście. Byłam nadal okropnie zmęczona, ale głowa mnie już nie bolała, a oprócz tego zmęczenia, czułam się okropnie osłabiona. Delikatnie spróbowałam się podnieść na jedynym łóżku na statku, które należało do kapitana. Byłam przykryta kilkoma kocami i to utrudniło mi zadanie, ale przed podniesieniem się powstrzymało mnie coś innego.

- Nie podnoś się. - Słysząc niedaleko delikatny głos Kaspiana, z powrotem się oparłam o poduszkę i przekręciłam głowę w tamtym kierunku. 

- Jak się czujesz? - spytał, podchodząc do mnie i trzymając w jednej ręce puchar z jakąś cieczą.

- Świetnie - odparłam zachrypniętym głosem. Przydałaby mi się wtedy tabletka na gardło, ale prawdopodobnie nie było niczego takiego w naszych zapasach. Na szczęście mieliśmy wodę i Kaspian pomógł mi się napić z pucharu, przytrzymując jedną ręką moją głowę, żeby wygodniej mi się piło. Potem położyłam się wygodniej, a chłopak złapał mnie za rękę i ścisnął ją delikatnie.

- Przepraszam - powiedział po chwili, spuszczając wzrok.

- Spokojnie, nie umieram - odparłam spokojnie i uśmiechnęłam się na tyle, na ile mogłam.

- Wróciłaś po ośmiu latach, a ja nadal nie mam dla ciebie czasu...

- Jesteśmy dorośli - przerwałam mu. Nie mogłam pozwolić na to, by robił sobie wyrzuty sumienia za coś, na co nie mamy wpływu. - Mamy kraj do utrzymania, to jasne, że nie będziemy ze sobą spędzali każdej sekundy. Ale najważniejsze jest to, że teraz już nigdzie nie zniknę. Zobaczysz, jeszcze trochę i będziesz miał dość mojej obecności.

Uśmiechnęłam się, a Kaspian razem ze mną.

- Potrzebujesz czegoś? - spytał, nie puszczając mojej dłoni.

Pokręciłam delikatnie głową.

- Spróbuję się trochę zdrzemnąć. W końcu musimy znaleźć jeszcze dwie strzały.

Przytaknął, a ja zamknęłam oczy. Kciukiem kreślił koła na mojej dłoni, a zasypiając, męczyły mnie dwa słowa. "Nie umieram, nie umieram, nie umieram." Jednak czułam, że jest całkowicie na odwrót.

Promienie wschodzącego słońca wpadające przez okno, naprzeciwko łóżka, sprawiły, że ponownie się obudziłam. Tym razem czułam się świetnie. Kaspian nadal znajdował się przy mnie, trzymając moją rękę. Spał, a ja się mu nie dziwiłam. Ostrożnie wyjęłam dłoń z uścisku Kaspiana, a potem wyczołgałam się spod sterty koców. Szybko wstałam i przez to zakręciło mi się odrobinę w głowie, ale prawie natychmiast to uczucie minęło. Ruszyłam do wyjścia, starając się zrobić jak najmniej hałasu. Otworzyłam drzwi i wyszłam na pokład, który był praktycznie pusty. 

Ruszyłam na dziób i oparłam się o niego, podziwiając wschód słońca. Niedaleko statku dostrzegłam kilka nereid*, które również spoglądały w tamtym kierunku. Dzięki temu nawet z takiej odległości mogłam się im przyjrzeć. Nereidy byłyby całkowicie niewidoczne, gdyby nie padające na nie promienie. Wieki temu słyszałam, że gdy nereidy wychodzą na brzeg, to przybierają postać pięknej kobiety o długich brązowych włosach oraz oczach koloru morskiego, jednak będąc w wodzie, zlewały się z otoczeniem. Udało mi się dostrzec ich wodne, kręcone włosy, a na głowie jednej z nich było coś na kształt diademu, który skrzył tak jak woda. Spoglądałam jeszcze przez moment, aż nagle jedna z nich odwróciła głowę w moim kierunku, a za nią reszta. Uśmiechnęłam się delikatnie i pomachałam do nich, a one zrobiły to samo. Gwałtownie jednak przestały i jakby przestraszone zniknęły w wodzie.

- Nie powinnaś odpoczywać?

-  A ty nie powinnaś zająć się swoim życiem?

Odwróciłam się w stronę Kimberly oraz Vicki, której widok mnie zdziwił.

- Czego dusza pragnie? - spytałam, zakładając ręce na piersi.

Victoria wystawiła prawą dłoń. Przez wewnętrzną część przechodziła ciemnoczerwona linia, która wyglądała, jakby została wypalona na skórze. Nie wiem czemu, ale ta linia przypominała mi łodygę kwiatu.

- Wiesz, co jej się stało? - zapytała Kimberly.

- Nie jestem lekarzem, ale to wygląda, jakbyś się czymś poparzyła...

- Daniel ma dokładnie takie samo, a niczego gorącego nie dodykaliśmy - przerwała mi Vicki. 

Sięgnęłam po jej rękę i podstawiłam sobie pod nos, dokładnie się przyglądając linii. Wyglądała jak oparzenie, a oprócz gorących przedmiotów nic nie przychodziło mi do głowy.

- A jakiś kwiat? - mruknęłam, przypominając sobie moje pierwsze skojarzenie. - Zerwaliście kwiat z Terabintii?

Szatynka zamyśliła się, a chwilę później kiwnęła głową. Przymknęłam oczy ze zrezygnowaniem. 

- Już po nas - szepnęłam i pobiegłam na rufę. Wychyliłam się i rozejrzałam się dokładnie po niczym niezmąconej tafli oceanu. Mówiłam Evie, Kimberly i Kolowi, żeby niczego nie zrywali, ale kompletnie zapomniałam powiadomić Vicki, Daniela i Feliksa, chociaż Kaspian powinien to zrobić. 

- O czym ty mówisz? - spytała Kimberly, stając koło mnie razem z Victorią. Wpatrywałam się jeszcze chwilę w horyzont, a gdy się upewniłam, że na razie nic nam nie grozi, odpowiedziałam:

- Terebintia żyje swoim własnym rytmem. Zrywając kwiat, zaburzyliście to i teraz Duchy Terebintii, będą was ścigać - wytłumaczyłam. - Życie za życie - dodałam z powagą, a na twarzy Victorii pojawiło się przerażenie.

~

*nereidy - nimfy morskie

Z racji tego, że rok szkolny się zaczął (już dwa tygodnie temu, ale co tam xd) będę się starała pisać coś w weekendy i publikować, ale nwm czy wyjdzie. Niczego nie obiecuję, ale się postaram.

Opowieści z Narnii. Czarna Mgła | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz