[ostrzeżonko, że mogą się pojawić trochę bardziej krwawe sceny]
~
Z samego ranka ja, Victoria oraz Kaspian spakowaliśmy parę rzeczy i wyruszyliśmy. Pod naszą nieobecność nasz doradca, Thomas, miał się wszystkim zająć. Początkowo próbował nas przekonać, że jedno z nas powinno zostać i zając się sprawami wewnętrznymi, jednak ostatecznie się poddał. Powszechnie było wiadome, że jesteśmy dość upartym rodzeństwem.
Droga do Archenlandii nie była jakaś szczególnie długa czy niebezpieczna. Staraliśmy się omijać główne szlaki, ale i tak mijaliśmy jakieś wioski. Każda z nich była dziwnie opustoszała. Późnym popołudniem minęliśmy granice i właśnie wtedy postanowiliśmy zrobić nieco dłuższy postój. Konie potrzebowały nieco odpocząć, a i my sami w końcu mieliśmy czas, by coś zjeść.
— Sprawdzę teren — zaproponowałam, podając Kaspianowi bukłak z wodą. Następnie wstałam, przewieszając łuk i kołczan przez ramię. — Tylko bez żadnego flirtowania pod moją nieobecność — zastrzegłam, a kiedy skinęli głowami, odwróciłam się i ruszyłam na zwiady.
Cieszyłam się, że mieliśmy do wykonania kolejną misję. W końcu wyrwałam się z pałacu i znów poczułam wolność. I oczywiście uwolniłam się od sukienek! Jednak biała koszula całkowicie nie zasłaniała blizn na mojej lewej ręce i cały czas przypominały mi o wydarzeniach sprzed pół roku oraz o tym, jak prawie zostałam spalona żywcem.
Przemierzyłam dość dużą odległość. Droga zdawała się bezpieczna, dlatego powoli zaczęłam wracać. Nagle zerwał się okropny wiatr. Nawet gwałtowna zmiana pogody w Narnii może zwiastować coś złego, dlatego od razu naciągnęłam strzałę na cięciwę i przez chwilę nasłuchiwałam. Wszystko byle nie dać się zaskoczyć.
Dosłownie w jednej chwili zmaterializowała się przede mną postać, która z impetem na mnie wpadła i powaliła. Zrzuciłam tę osobę z siebie i najwyraźniej była tak samo zaskoczona jak ja. Prędko wstałam, celując w tajemniczą postać... Ale okazało się, że znam tę postać. Tak właściwie to znałam całą trójkę.
— Evelyn! — wrzasnęłam zaskoczona. Od razu pomogłam dziewczynie wstać po to, bym mogła ją przytulić.
— Na Aslana, Adri! Jeju, kobieto, ja już tam nie wracam! Fizyka to zło.
— Ale teraz chociaż wiesz, dlaczego jabłka spadają — mruknęłam.
— Och, jak ja wcześniej żyłam bez tej mistycznej wiedzy?
— Nie no, nie przeszkadzajcie sobie — odezwał się z wyrzutem Felix, który powoli podnosił się z ziemi i rozmasowywał kręgosłup. Daniel już stał wyprostowany obok i spoglądał na nas w ciszy.
— Moje księżniczki! — krzyknęłam, podchodząc do nich. Przytuliłam ich w taki sposób, że prawie ich udusiłam. — A spróbujcie jeszcze raz mi zniknąć i zabrać ze sobą moją ukochaną, przepiękną, najmilszą, najlepszą, najwspanialszą Evie, a przysięgam, że was naprawdę uduszę.
— Tak, tak, ciebie również miło widzieć — odparł ze śmiechem Felix.
Razem wróciliśmy do Victorii i Kaspiana, a ja opowiadałam im o wszystkim, co się stało przez te pół roku. Natomiast Evie opowiedziała mi ze szczegółami, co zdarzyło się u nich. Czas w Narnii i czas poza Narnią nieco się różnią, dlatego u nas minęło sześć miesięcy, a u nich dwa. To wyjątkowo mała różnica, więc cieszę się nawet bardziej, że jeszcze za życia mogłam znowu ich spotkać.
— Zgadnijcie, kogo przyprowadziłam!
Victoria podniosła wzrok, a gdy zobaczyła Daniela, zaskoczona szeroko otworzyła buzię. Zaraz jednak szybko wstała i rzuciła się na chłopaka. Przewróciłam oczami, a Kaspian wstał, żeby się przywitać z resztą. Kiedy oni wymieniali między sobą zdania, ja spojrzałam na słońce i stwierdziłam, że zostało nam jeszcze parę godzin do zmierzchu.
Oczywiście, moi cudowni przyjaciele nie usłyszeli tego, ponieważ byli za bardzo zajęci rozmową między sobą.
— Hej! — krzyknęłam i dopiero wtedy zwrócili na mnie uwagę. — Nadal mamy misję do wykonania.
Victoria spojrzała na mnie jakby nieco urażona.
— Oj, daj spokój. Nie widzieliśmy się tak długo...
— Nieważne już — przerwałam jej, a ona już po chwili powróciła do dalszej rozmowy z Danielem. Evie i Felix opowiadali coś Kaspianowi. Byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli, kiedy wsiadłam na Latię.
— Jadę sprawdzić okolice — wyjaśniłam, ale oni nie zwrócili na mnie większej uwagi. — Znowu.
Okazało się, że trochę w innym kierunku była ścieżka, która prowadziła do wioski. Tak jak we wcześniejszych wioskach, które mijaliśmy w tej było tak samo pusto. Postanowiłam się nieco rozejrzeć, bo wcześniej ani razu tego nie zrobiliśmy, a któraś z kolei opustoszała wioska nie była zwykłym przypadkiem. Szłam ostrożnie i cały czas trzymałam łuk w gotowości. I to prawdopodobnie uratowało mi życie.
Otworzyłam drzwi jednej z chat, a wtedy coś na mnie skoczyło. Tym razem nie było mowy o tym, by to byli moi przyjaciele. Intuicyjnie wystrzeliłam strzałę, cofając się nieco do tyłu, lecz i tak zostałam powalona na ziemię. Z trudem odepchnęłam martwe cielsko i natychmiast odsunęłam się na wszelki wypadek. Poczułam ból w ramieniu, a kiedy przyłożyłam rękę, okazało się, że była cała we krwi. Spojrzałam na ciało, tak jakby mogło ponownie mnie zaatakować i wtedy zauważyłam, że był to mężczyzna. W każdym razie niegdyś nim był. Teraz miał ostro zakończone pazury, podobnie zęby. Skóra była pomarszczona, a puste czarne oczy wpatrywały się we mnie.
Zaczęłam znowu się wycofywać, a kiedy na coś trafiłam, krzyknęłam.
— Spokojnie, to ja — powiedział Felix, pomagając mi wstać. Ani przez chwilę nie spuściłam wzroku z ciała mężczyzny. Jego skóra pomarszczyła się jeszcze bardziej i teraz jakoś dziwnie poszarzała.
— Nie żyje? — dopytał Daniel.
— Miejmy nadzieję — odparł za mnie Felix. — Chodź, Adri. Jesteś ranna.
Wiedziałam, co robi. Specjalnie odciągnął mnie dalej od tego ciała i zaczął opatrywać moje ramię. W tym czasie reszta zajęła się zakopaniem zwłok oraz sprawdzeniem reszty domów. Felix o nic nie pytał, tylko z niezwykłą delikatnością zadbał o moje ramię, za co byłam mu wdzięczna.
— Okolica wydaje się bezpieczna — stwierdziła Kaspian, zbliżając się do nas — więc myślę, że możemy zostać tu na noc.
— Wiesz, tak jakby ktoś zabił największe zagrożenie — mruknęłam.
— Jak się czujesz?
— Bywało gorzej. W końcu to nie pierwszy raz, kiedy usiłowano mnie zabić.
Zostaliśmy na noc w chacie, która jeszcze jakoś się trzymała. Rozpaliliśmy kominek i siedzieliśmy kilka godzin, zastanawiając się, co zrobić dalej, ale w końcu skończyliśmy na rozmowie o wszystkim i o niczym, by nieco rozluźnić atmosferę. Miałam największe problemy z zaśnięciem, a mimo to wstałam o świcie, ponieważ ból w ręce okropnie mi dokuczał.
Poczułam, że strasznie chciało mi się pić, ale w bukłaku nie było już prawie wody. Nie było tam nigdzie studni, dlatego domyśliłam się, że gdzieś niedaleko musi być strumień. Wyszłam z domku, a Evelyn, która stała na warcie od razu zaproponowała, że pójdzie ze mną. Ruszyłyśmy przez las wydeptaną ścieżką, która faktycznie prowadziła nad strumień. Napełniłam bukłak, a kiedy wstałam, Evie zawołała mnie z pewnej odległości. Stała na małym wzgórzu, więc od razu do niej ruszyłam.
— Naprawdę, coś złego się tutaj dzieje — powiedziała, przenosząc smutny wzrok na dolinę. Kiedy tam spojrzałam, poczułam, jak włoski zjeżyły mi się na karku.
Cała dolina była skąpana w krwi i ciałach mieszkańców wioski.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Czarna Mgła | ✔
Fanfiction[Druga część] [korekta tylko do 7 rozdziału] Szykowało się coś ogromnego. Coś o wiele bardziej niebezpiecznego niż Gerard. To coś mogło być zagładą nas wszystkich. Nie wiedzieliśmy jak z tym walczyć, ale musieliśmy się postarać, zrobić wszystko, co...