Woda. Wszędzie była woda, która uniemożliwiała mi oddychanie. Były też pozostałości po statku - deski, liny, materiały - to wszystko było zawieszone w przestrzeni dookoła mnie. Widziałam pęcherzyki powietrza, które unosiły się ku górze, jednocześnie przypominając mi, że moje zapasy tlenu się kończą, jak i wskazując kierunek, w którym powinnam popłynąć, żeby się uratować. Nie miałam siły, ale również nie chciałam się poddawać, dlatego machałam rękom i nogami, żeby znaleźć się, jak najbliżej powierzchni. Znalazłam się ponad wodą i zaczęłam jak najszybciej wdychać powietrze, ale w następnej chwili poczułam szarpnięcie za nogę i ponowie znalazłam się pod wodą.
Beczka, która była przywiązaną liną wokół mojej kostki, ciągnęła mnie w dół. Próba płynięcia w górę odbierała mi siły, bo beczka była zbyt ciężka. Kiedy dotknęła dna, spróbowałam odwiązać linę od kostki. Węzeł nie był skomplikowany, ale lina bardzo mocno zacisnęła się wokół mojej nogi i musiałam zacząć się z nim siłować. Kiedy w końcu się uwolniłam, nie byłam już w stanie wypłynąć, a moje oczy się zamknęły.
Czułam, jak coś owija się wokół mojego nadgarstka, a potem, że leżę na czymś twardym. Kilka uciśnięć w klatce piersiowej i już po chwili wykaszliwałam wodę, która zalegała mi się w płucach. Obróciłam się na bok, a ciecz wsiąkała w piasek. Gdy już się porządnie wykaszlałam, jeszcze przez moment pozostałam w takiej pozycji, szybko oddychając.
- Dziękuję, Kol - powiedziałam, siadając na piasku i ocierając kąciki ust z wody. - Gdzie reszta? - spytałam, mając nadzieję, że tylko ja w jakiś sposób wypadłam za burtę, a statek wciąż jest cały.
Chłopak spojrzał ponad moim ramieniem, a ja wiedziałam, że już nie mam na co liczyć. Skierowałam głowę w tamtym kierunku i zobaczyłam rufę, która utrzymywała się na dwóch ogromnych kamieniach wystających z wody. Cała reszta łodzi była zdewastowana. Łzy stanęły mi w oczach i nawet nie zorientowałam się, kiedy wstałam i rzuciłam się w stronę morza. Woda sięgała mi ledwo za kolana, kiedy poczułam, jak ręce Kola owijają się wokół mojej talii i próbuje zabrać mnie z powrotem na ląd.
- Puść mnie! - krzyczałam, próbując się wyrwać, ale jego uścisk był zbyt silny. - Muszę sprawdzić, czy ktoś tam został.
Łzy ciekły mi po twarzy, ale w tamtej chwili nie przejmowałam się tym. Najważniejsze dla mnie było sprawdzenie, czy wszystko w porządku z Kaspianem. Z Evie, Feliksem oraz Sabriną. Z Vicki i Danielem, a nawet z Kimberly. Nie chciałam znowu zostać sama.
- Co to było? - Gwałtownie się uspokoiłam, słysząc jakiś szelest. Rozejrzałam się po plaży i kawałek od nas zauważyłam dwa ciała. Chłopak podążył za moim wzrokiem i wypuścił mnie z uścisku, a ja powoli podeszłam do postaci.
Z każdym krokiem miałam nadzieję, że się mylę, że to nie są osoby, które były częścią mojego życia, że to jest ktoś inny. Jednak również z każdym krokiem byłam bliżej i lepiej dostrzegałam twarze, które zastygły na zawsze. Które już nigdy nie miały się do mnie uśmiechnąć. Które już nigdy nie miały otworzyć oczu. Każdy następny krok był boleśniejszy. Niby wszystko było wyraźniejsze, ale jednak rozmazane przez potok łez.
Upadłam na kolana i złapałam za rękę moją przyjaciółkę z dzieciństwa, z którą stworzyłam mnóstwo świetnych wspomnień. Obok niej był mój przyjaciel, który jako pierwszy odezwał się do mnie, gdy tylko przekroczyłam próg szkoły, który później cały czas był koło mnie. Nadszedł czas, w którym miałam pożegnać jedne z najważniejszych dla mnie osób.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po prostu klęczałam i ocierałam łzy, spoglądając na twarze Victorii i Daniela. Trzymali się za ręce. To był dobry znak.
Nagle przez moją rękę przeszły dreszcze, a ja wypuściłam dłoń Vicki i gdy chciałam ponownie po nią sięgnąć, to zauważyłam, że wyrasta z niej pnącze. Szybko się rozrosło i połączyło z takim samym, które wyrosło z dłoni Daniela. Po chwili ich ciała były ukryte w plątaninie łodyg, przybierając kształt trumny. Położyłam na niej rękę i spuściłam głowę.
- Będę tęsknić.
A potem trumna z pnącz zaczęła zapadać się w piasku, razem z ciałami Victorii i Daniela. Nie pozostało po nich nic. Bo wszyscy byliśmy owocem Ziemii, która prędzej czy później upomni się o swoje.
Powoli wstałam i otarłam oczy. Kilka razy zamrugałam, żeby odgonić kolejne łzy i odetchnęłam głęboko. Odwróciłam się do Kola, który przez cały ten czas mi się przyglądał. W tamtym momencie potrzebowałam bliskości i nie obchodziła mnie moja duma, a ni nic innego i po prostu go przytuliłam, przyciskając twarz do jego koszuli. Po chwili poczułam, jak również mnie obejmuje, to nieznacznie poprawiło mój humor.

CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Czarna Mgła | ✔
Fanfiction[Druga część] [korekta tylko do 7 rozdziału] Szykowało się coś ogromnego. Coś o wiele bardziej niebezpiecznego niż Gerard. To coś mogło być zagładą nas wszystkich. Nie wiedzieliśmy jak z tym walczyć, ale musieliśmy się postarać, zrobić wszystko, co...