Dwunasta Strzała 🏹

196 12 1
                                    

Ludzie zaczęli się wycofywać do tyłu, a ja rozglądałam się w poszukiwaniu jakiegoś innego wyjścia. Zauważyłam, że ci, którzy pracowali za ladą, zniknęli, co musiało znaczyć, że gdzieś było wyjście.

Sięgnęłam po łuk ze stołu i po strzałę z kołczana, a potem wycelowałam w bestię. Strzała minęła cel o zaledwie kilka milimetrów, ponieważ jedna z osób wpadła na mnie. Sięgnęłam po kolejną strzałę, ale okazało się, że nie ma już kolejnych. Miałam tylko krótki sztylecik przy sobie i zbyt wiele nie mogłabym nim zrobić, więc ponownie zaczęłam szukać wyjścia. W końcu dostrzegłam cienką szparę, przez którą sączyły się promienie słońca. Musiałam coś zrobić, żeby bestia nie pobiegła za nami. Rozejrzałam się po wnętrzu pomieszczenia, w którym było ciasno, a ludzie cały czas krzyczeli, jednak udało mi się skupić na lapie oliwnej, zawieszonej pod sufitem. Łańcuszek, na którym była zawieszona, został wykonany z cienkiego metalu i miałam nadzieję, że nóż nie będzie miał trudności z jego przecięciem. 

Odczekałam odpowiednią chwilę, aż potwór stanął pod lampą, a potem szybkim ruchem rzuciłam nóż w łańcuch. Tym razem nikt mi nie przeszkodził i osiągnęłam cel. Rozgrzana oliwa spadła na bestię, a ona zawyła z bólu. 

- Szybko! - krzyknęłam i pobiegłam za ladę i spróbowałam otworzyć drzwi, które się tam znajdowały. Pociągnęłam je do siebie, a one ani drgnęły. Zaczęłam nimi szarpać, a ludzie naokoło mnie zaczęli krzyczeć, że mam się pospieszyć. Przewróciłam oczami i jak najmocniej pociągnęłam i drzwi w końcu ustąpiły. Dwudziestka osób odepchała mnie na bok i zaczęła wybiegać na zewnątrz, krzycząc i siejąc ogólny popłoch. 

Przede mną nagle pojawiła się Evie i podała rękę, by pomóc mi wstać. 

- Dzięki - mruknęłam, przyjmując jej pomoc i jak najszybciej opuściłyśmy karczmę. Bestia lekko oszołomiona i nadal wściekła warczała w środku. Ludzie pozostawiali wszystkie swoje rzeczy i jak najszybciej zaczęli uciekać w różnych kierunkach. Tylko nasza czwórka rzuciła się w stronę zacumowanych statków, które jeszcze nie odpłynęły, ale członkowie załogi się zbierali. Wrzask ludzi i wycie bestii nie pomagało mi się skupić, a ta umiejętność była mi wtedy głównie potrzebna. Przyłożyłam palce do skroni i lekko ścisnęłam boki głowy i spojrzałam na najbliżej znajdującą się łódź. Zeskanowałam ją szybko wzrokiem, a potem krzyknęłam do moich towarzyszy, by do niej wskoczyli. 

- Szybciej! - pospieszyłam ich, gdy usłyszałam, jak jedna z drewnianych ścian karczmy zostaje wyważona. Widziałam, jak bestia atakuje wolniej uciekających mieszkańców, którzy padali na ziemię, a kilka chwil później przeobrażali się w identycznie bestię. Próbowałam zrozumieć. Przeobrażeni byli tylko zadrapani - dopiero co zadrapani - i się zmieniali. Mężczyzna w karczmie - minęło jakieś pół godziny, odkąd weszłam do środka. A ja i Kol mieliśmy zadrapania od kilku dni i nie odczuwałam żadnych zmian. No poza zmianą koloru oczu. Czy proces przemiany był w moim przypadku spowolniony? Jeżeli tak, to kiedy miałam, się przemieć? Czy to znaczyło, że wszyscy wokół mnie byli zagrożeni?

Nagle poczułam szarpnięcie za rękę i to przerwało moje myśli. 

- Chyba nie chcesz tam zostać - usłyszałam głos Kola, który wciągnął mnie na pokład.

- Niekoniecznie - odparłam, dalej wpatrując się w pozostałości karczmy. - Rozkaż załodze, by natychmiast odpłynęła, a jeżeli coś im się nie spodoba, to powiedz, że to królewski rozkaz.

Nic nie odpowiedział, a po chwili usłyszałam, jak rozmawia z kapitanem. W momencie, gdy statek odbijał od portu, zbliżyła się do mnie Kimberly i spojrzała w to samo miejsce co ja.

- Mówiłaś, że będziesz walczyć, kiedy trzeba, a nie uciekać z podkulonym ogonem - przypomniała, odwracając wzrok w moją stronę. Nawet nie spojrzałam na nią i dalej spoglądałam na nadbrzeżne miasteczko, które zaczynało płonąć w niektórych miejscach. Krzyk ludzi stopniowo milknął, ale w tamtym momencie absolutnie nikt już nie krzyczał.

- Trzeba odróżniać, kiedy podejmując walkę, zostanie się przegranym lub wygranym - wytłumaczyłam. 

- Czemu? 

Spojrzałam na nią ani na moment nie zmieniając wyrazu twarzy.

- Po co ruszać do bitwy, jeżeli od początku jest się skazanym na przegraną? - Odwróciłam głowę z powrotem do płonącego miasteczka, które znacznie się oddaliło. - Równie dobrze zaoszczędzony czas można poświęcić na zbieranie większej armii.

Przez moment się nad czymś zastanawiała i miałam nadzieję, że sobie pójdzie, skoro odpowiedziałam na jej pytania, ale się myliłam. 

- Chcesz powiedzieć, że wolisz poświęcić garstkę ludzi, by uratować cały kraj?

W innych warunkach najprawdopodobniej przewróciłabym oczami i po prostu odeszła, ale wtedy tak nie zrobiłam. Dalej wpatrywałam się w miasto. Jakbym zostawiła tam kogoś ważnego. I w sumie tak było. Ludzie, którzy tam zostali, mogli nieżyć, albo zmienić się w bestie. Nie wiedziałam, co było gorsze i nie chciałam się przekonywać na własnej skórze. Czułam jednak wewnętrzny smutek i żal. Bo to wszystko było przez Czarną Mgłę, która nie pojawiła się przypadkiem. 

- Nie - odparłam w końcu, uświadamiając sobie, że dziewczyna nadal czeka na odpowiedź. - Chcę przez to powiedzieć, że uratuję, kogo się da, bez zbytniego narażania siebie, by później mieć siłę na ocalenie wszystkich.

Odwróciłam się i nagle pociemniało mi przed oczami na krótką chwilę. Upadłam na kolana i złapałam się za zranioną rękę, która zaczęła mnie piec. Zamrugałam kilka razy, ale to nic nie dało, a przed moimi oczami zaczęły się nagle pojawiać obrazy lasu. Drzewa w blasku księżyca otaczające polankę, na której środku stał okrągły kamienny stół. Obraz się przybliżył do stołu, ukazując siedem wyżłobień w kształcie strzał. Potem obraz się oddalił i zobaczyłam wyspę. A właściwie trzy wyspy. Samotne Wyspy.

Obrazy ustały, a ja uderzyłam o białe drewno. Oczy mi się zamykały, ale pamiętałam, że ostatnim co widziałam, był Kol, zbliżający się do mnie.

Opowieści z Narnii. Czarna Mgła | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz