Jeszcze przed świtem wyjechaliśmy z zamku i zmierzyliśmy na południe, oddalają się od Anwardu. Przez moją zranioną rękę co jakiś czas robiliśmy postoje, bym mogła zmienić opatrunek. Wtedy również rozglądaliśmy się po okolicy, orientując się, czy nic nam nie zagraża.
— Słyszycie to? — spytałam w pewnym momencie, automatycznie spoglądając na lewo. Zatrzymałam Latię, a ona niespokojnie się poruszyła.
— Niby co? — spytał Daniel, przybliżając się. Wystawiłam rękę w jego kierunku, dając tym samym znak, by się nie ruszał.
Latia potrząsnęła gwałtownie łbem i prychnęła. Coś było zdecydowanie nie tak. Nagle spomiędzy krzaków wychynęła Czarna Mgła. Nie posuwała się tak wolno jak wtedy, gdy zobaczyłam ją z Kaspianem po raz pierwszy. Zachowywała się jak dziki organizm, więc od razu zarządziłam ewakuacje.
— Uciekajcie! — krzyknęłam i popędziłam Latię, wiedząc, że Mgła obierze właśnie nas za cel. Nie myliłam się. Każdy z nas rozbiegł się praktycznie w inną stronę. Pędząc przez las, co chwila oglądałam się za siebie — Mgła była tuż za mną. Latia zdawała się znać drogę, wiedziała, gdzie biec i jak uciec. Dotarłyśmy do strumienia, który zwinnie przeskoczyła, a wtedy obejrzałam się za siebie pierwszy raz od pewnego czasu. Czarna Mgła się zatrzymała. Nie przekroczyła strumienia. To, że udało nam się uciec przed Mgłą, było czystym przypadkiem. Zgubiłyśmy nie tylko Czarną Mgłę, ale również resztę naszego towarzystwa.
Zsiadłam z klaczy i poklepałam ją po szyi, oddychając z ulgi. Następnie poluzowałam jej siodło i przeszłyśmy się kawałek między drzewami. Dokładnie wszystko obserwowałam i reagowałam na każdy najdrobniejszy szelest. W końcu ta mgła mogła zmienić wiewiórki w krwiożercze wiewiórki. Nigdy nic nie wiadomo, więc na wszelki wypadek miałam założoną strzałę na cięciwę. W pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki i od razu wycelowałam w tamtą stronę.
— Spokojnie, Adri, to ja — powiedziała Evelyn, wyłaniając się spomiędzy drzew, z dłońmi uniesionymi w górę w geście poddania. Skinęłam jej głową, gdy podeszła bliżej. — Gdzie reszta?
— Nie mam pojęcia. Ale mam nadzieję, że są cali — mruknęłam.
— Powinniśmy ich szukać?
— W ten sposób stracimy czas. Kaspian wie, że musimy się kierować do Terabintii. Pewnie tam się spotkamy, bo oczywiście nie chce mnie posłuchać i nie wróci do Narnii.
— Ty też byś nie wróciła — zauważyła.
Ruszyłyśmy dalej na południe, a Evie intensywnie o czymś rozmyślała. Nie przeszkadzałam jej w tym zajęciu, a sama rozglądałam się we wszystkie strony, uważnie nasłuchując. Nie miałam ochoty na kolejną niespodziankę w postaci Mgły. Około południa zrobiłyśmy postój, by coś zjeść, a ja kolejny raz zmieniłam opatrunek.
— Pokaż to.
Dziewczyna złapała za mój lewy nadgarstek i pociągnęła moją rękę do siebie, a ja jęknęłam z bólu. Przyjrzała się dokładnie mojej ranie, która już tak mocno nie krwawiła. Chociaż tyle dobrego. Evelyn sięgnęła po jakieś liście i położyła na przedramieniu. Zapiekło, ale po chwili czułam miły chłód. Zawinęła bandaż dookoła liści, a następnie spojrzała na mnie uważnie.
— Oszczędzaj się — mruknęła, a ja kiwnęłam głową.
Ruszyłyśmy w dalszą podróż, która nie zapowiadała się najcudowniej, a wściekłe wiewiórki nie pomagały. Las był gęsty i nie byłam pewna czy jedziemy w dobrą stronę. Już dawno nie widziałyśmy nigdzie żadnej wioski, co mogło oznaczać, że nieco zboczyłyśmy z trasy. Było to bardzo prawdopodobne, bo nigdy aż tak daleko nie zajeżdżaliśmy. Naszą podróż utrudniał fakt, że żadna z nas nie miała mapy i kierowałyśmy się trochę na wyczucie.
Nadszedł wieczór, a my znalazłyśmy sobie kryjówkę w gęsto zarośniętym zagajniku. Rozpaliłyśmy ogień, a Evie zaproponowała, że jako pierwsza weźmie wartę. Nie kłóciłam się, bo byłam strasznie obolała i marzyłam tylko o tym, by położyć się spać. Szybko zasnęłam, ale miałam bardzo niespokojny sen i dużo koszmarów przez co, co chwila się budziłam. Gdy w końcu ostatecznie otworzyłam oczy, byłam cała zlana potem, a każdy mięsień mnie bolał. Wiedziałam, że nie uda mi się ponownie zasnąć, więc zmieniłam się z Evelyn.
Dziewczyna coś mamrotała, zanim usnęła, ale nie za bardzo jej słuchałam. Możliwe, że byłam nieco przewrażliwiona i każdy mały szelest brałam za zagrożenie... Na wszelki wypadek, przysunęłam bliżej siebie łuk z założoną już strzałą na cięciwę. Nie miałam zamiaru ryzykować. Tu nie chodziło tylko o moje bezpieczeństwo.
Czułam się obserwowana, a może moja podświadomość zaczęła już tworzyć rzeczy, których wcale nie było. By uspokoić swoje wariactwo, wstałam i rozejrzałam się kawałek wzdłuż granicy naszego obozu. Usłyszałam za sobą łamanie gałęzi, ale zanim zdążyłam się odwrócić, coś uderzyło mnie mocno w głowę, a ja straciłam przytomność.
Ocknęłam się dopiero gdy zaczynało powoli świtać. Przeklnęłam cicho pod nosem, patrząc na moje związane ręce. W pewnej odległości ode mnie siedziała Evie, gapiąc się na mnie z miną mówiącą „Żartujesz sobie?". Wzruszyłam ramionami. Przecież to nie była moja wina! Nie powiedziałam im, żeby przyszli i nas porwali. Wskazała głową w prawą stronę. Spojrzałam tam i zobaczyłam czterech ubranych na czarno mężczyzn. Jeden z nich zobaczył, że się ocknęłam i podszedł do mnie, a ja zmierzyłam go morderczym wzrokiem. Przykucnął, by być ze mną na takim samym poziomie.
— Dużo za ciebie dostaniemy, prawda? — spytał, dotykając mojego policzka. Uśmiechnęłam się miło, a w następnej chwili splunęłam mu prosto w twarz.
— Tylko spróbuj dotknąć mnie jeszcze raz...
Spoliczkował mnie. Każda normalna osoba, która byłaby w tak niekorzystnym położeniu, pewnie by nie pogarszała już swojej obecnej sytuacji. Ja jednak rzuciłam mu jeszcze jedno nienawistne spojrzenie, gdy odchodził, tylko dlatego by moje akcje nie odbiły się na Evie.
Mężczyzna wrócił do swoich towarzyszy. Nie zwracali już na nas większej uwagi, więc zaczęłam kombinować jak uciec. Dalej byłyśmy w lesie, a niedaleko nas stały konie. Wystarczyło tylko rozplątać sznury i uciec. Proste. Zaczęłam się wiercić, by uwolnić się z więzów. Nadgarstki miałam całe zaczerwienione, ale szło to w dobrym kierunku. Evie również zaczęła majstrować przy sznurze, jednak nasz poczynania zostały zauważone. Znowu zostałyśmy związane. Tym razem do jednego z drzew i o wiele ciaśniej, tak, że nawet nie mogłam poruszyć rękami. Cudownie. Świetny plan.
~
guess kto wrócił?

CZYTASZ
Opowieści z Narnii. Czarna Mgła | ✔
Fanfic[Druga część] [korekta tylko do 7 rozdziału] Szykowało się coś ogromnego. Coś o wiele bardziej niebezpiecznego niż Gerard. To coś mogło być zagładą nas wszystkich. Nie wiedzieliśmy jak z tym walczyć, ale musieliśmy się postarać, zrobić wszystko, co...