2. felix felicis

4.4K 281 78
                                    

            Genevieve Dayholt nigdy nie marnowała poranków, rownież tych tak wczesnych, że niektórzy mogliby nawet nazwać je nocą. W końcu były dla niej jedyną szansą na spędzenie czasu w samotności – w ogromnym, pogrążonym we śnie zamku, który zdążył już odkryć przed nią wszystkie swoje sekrety. Przemierzała wtedy jego zakamarki, na oślep – bo najczęściej ze wzrokiem wbitym w strony jakiegoś podręcznika – przeskakując kolejne schodki, od dormitorium Slytherinu w lochach, poprzez Łazienkę Prefektów i Wielką Salę aż po bibliotekę, do której klucz zdobyła jeszcze na czwartym roku, zaskarbiając sobie sympatię pani Pince. Nie jednak cenny czas, który wykorzystywała na przygotowania do Owutemów, był dla niej najlepszą częścią wczesnych godzin, a cisza i samotność. Cisza, w której mogła w końcu usłyszeć własne myśli, wolna od szumu głosów uczniów, niosącym się w długich, kamiennych korytarzach i samotność, której nie przerywał żaden pierwszoroczny, szukający jakiejś sali, inny prefekt naczelny, który nie pamięta, kiedy wypada jego dyżur czy żaden idiotyczny Gryfon, który akurat postanowi uprzykrzyć jej życie i zrobić coś godnego odebrania mu punktów domu. W tym roku szkolnym, mimo tego, że od jej przyjazdu do Hogwartu minęły zaledwie cztery dni, doceniała te poranki jeszcze bardziej – w końcu James Potter unikał jej z uporem maniaka, i równie dobrze potrafił znikać z oczu wszystkim prefektom, za których musiała odpowiadać sama. Na razie jej to nie przeszkadzało.

Na razie. Genevieve bardzo często zdarzało się zapominać o tym, że jest tylko człowiekiem – ale jak tutaj nie zapominać, skoro na co dzień była tylko określoną wersją siebie, zawsze idealną maską, której utrzymanie stało się już jej codzienną rutyną? Cóż z tego, że była przepracowana i zmęczona, skoro nauczyciele ją uwielbiali, a uczniowie szanowali i bali się na nią chociażby źle spojrzeć? Dla takiego traktowania Genevieve mogła nawet wziąć kolejny z rzędu mocny dyżur, mimo tego, że nie zmrużyła oka od kilku dób, czy też spędzić kolejną noc w bibliotece, dobrze wiedząc, że cała ta dodatkowa wiedza nigdy nie będzie jej potrzebna do niczego ponad to, że zrobi dobre wrażenie. Czasami, kiedy jakimś cudem udawało jej się rozproszyć i skupić na czymś innym, niż obowiązki i nauka, myślała o tym, kiedy w końcu doprowadzi ją to do upadku – ale wtedy tylko uśmiechała się pod nosem, rozbawiona tak głupim podejrzeniem. Jej życie było poukładane według określonego planu, którym, w jej arystokratycznym środowisku, kierowały się wszystkie pokolenia przed nią i będą kierować się wszystkie pokolenia po niej, a ten raczej nie prowadził do porażki. Do tej pory wszystko szło po jej myśli, dlatego nawet w najgorszych koszmarach nie mogła wyobrazić sobie, że miałoby być inaczej.

              Dlatego zawsze, nawet, jeśli miała spać tylko przez godzinę, Genevieve znajdowała się na Wielkiej Sali co najmniej godzinę przed innymi uczniami – i tak było też tego dnia. Wschodzące słońce zalewało jadalnię Hogwartu chłodnym odcieniem żółci, a jego promienie przebijały się przez postrzępione chmury, widocznie na zaczarowanym suficie. Nie zachwycała się jednak tym widokiem, skupiona na misce stygnącej owsianki, którą przygotowały dla niej skrzaty, i podręczniku do eliksirów znalezionym w Dziale Ksiąg Zakazanych. Beznamiętnie przerzucała strony, zatrzymując wzrok na coraz to brutalniejszych rycinach, na których widok unosiła tylko brwi, wsadzając kolejną łyżkę owsianki do ust. Byłby to może całkiem zwyczajny poranek, gdyby nie to, że, po raz pierwszy w życiu, co jakiś czas w jej głowie pojawiała się pewna natrętna myśl, co chwila przerywając jej lekturę.

               Syriusz Black.

               W ciągu tych czterech dni Genevieve nie zamieniła z nim ani słowa, nie potrafiła sobie nawet przypomnieć, czy minęła go chociaż na korytarzu, ale przecież nie mogła się sobie dziwić – obowiązki Prefekta Naczelnego zajęły ją całkowicie, może nawet bardziej, niż mogła się tego spodziewać, ale winą za to obarczała raczej bierność Jamesa niż swoją słabość. Wiedziała jednak, że do kolejnej rozmowy między nimi musi dojść jak najszybciej; z każdą mijającą minutą nie mogła pozbyć się wrażenia, że czas ucieka jej przez palce i jeśli teraz, zaraz nie ruszy w jakimś kierunku, nigdy nie zdobędzie tego, na czym jej zależy. Jednocześnie bała się tego momentu: w końcu co powie cały Hogwart, kiedy zobaczy tak zwyczajnie rozmawiającą z Syriuszem Blackiem? Przecież nie zamierzała chować się z nim po kątach czy spotykać w najmniej uczęszczanych miejscach, żeby utrzymać swoją relację w tajemnicy, nie tylko dlatego, że to dopiero wzbudziłoby co najmniej gorszące podejrzenia, gdyby ktoś zobaczył ich w takiej sytuacji, ale głównie z powodu braku takiego wyjścia – nie chciała marnować czasu ani sobie, ani jemu, ani robić z tego niepotrzebnej dziecinady. Ale im dłużej myślała o tym, jak w ogóle ma wyglądać ich pierwsza rozmowa na oczach całego Hogwartu, tym bardziej irracjonalne scenariusze przychodziły jej do głowy.

sztuka uwodzenia ♡ syriusz blackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz