Genevieve ostrożnie kreśliła na pergaminie mapę nieba, skupiając się na ruchach piórem mimo gwaru panującego w pokoju wspólnym Slytherinu. Znudzeni siódmoroczni próbowali jakoś urozmaicić sobie czas oczekiwania na nocną lekcję astronomii, przekrzykując się wzajemnie, rozprawiając o nowych zagraniach na nadchodzące mecze Quidditcha, które miały zadecydować o tym, który dom wygra Puchar Quidditcha i z nieukrywaną pogardą plotkując o innych uczniach, w szczególności tych z Gryffindoru. Już dawno nauczyła się funkcjonować w takich warunkach i mimo tego, że nie narzekałaby, gdyby wszyscy nagle zamilkli i pozwolili jej po prostu odrabiać zadanie domowe w ciszy, obecny stan rzeczy również jej nie przeszkadzał. Rysowała ciała niebieskie, jedno po drugim, w rytm lekceważących prychnięć i wyważonych uwag, które, chociaż bez zastanowienia wydawały się być dosyć przyjazne, po krótkiej chwili zawsze zyskiwały drugie dno. W końcu nic nie wychodziło Ślizgonom lepiej, jak pozornie uprzejme udzielanie sobie przesadzonych komplementów, które tak naprawdę miały jedynie zaakcentować wszystkie wady drugiej osoby, a Genevieve, zresztą jak oni wszyscy, doskonale potrafiła czytać między wierszami. Obłudnie udawała jednak, że komentarze członków jej domu dotyczące jej powiązań z Gryfonami wcale nie są nieprzychylne, nie mając zamiaru komukolwiek dawać sobie wchodzić na głowę.
Przewróciła oczami, kiedy Addison niezbyt delikatnie usiadła na kanapie obok niej, sprawiając, że zadrżała jej dłoń, a na pergaminie w miejscu Wenus pojawiła się plama atramentu. Leniwie uprzątnęła ją prostym zaklęciem i posłała zmęczone spojrzenie swojej przyjaciółce, która nie wyglądała, jakby się tym przejęła.
– Astronomia z Gryffindorem! – rzuciła, zaplatając dłonie na karku i uśmiechając się tajemniczo.
Genevieve uniosła brew na dźwięk podekscytowanego tonu: w końcu wszyscy Ślizgoni wiedzieli o tym od dawna. Profesor Sinistra nie mogła pozwolić, aby jej uczniowie tuż przed Owutemami stracili lekcje, a z powodu swojej zbliżającej się nieobecności z jakiegoś powodu, o którym nikt już nie pamiętał, postanowiła połączyć ze sobą klasy.
– I w związku z tym...? – mruknęła, na nowo rysując zniszczoną planetę.
– Może w końcu uda mi się porozmawiać z Syriuszem – oświadczyła, po czym pochyliła się nad rozłożonym na drewnianym stoliku pergaminie, stukając paznokciem w jedną z narysowanych na mapie gwiazd.
– Niby o czym miałabyś z nim rozmawiać? – odparła, kręcąc z politowaniem głową.
– Nie wiem, o was? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, na co Genevieve westchnęła zrezygnowana. – Od dawna nie dzieje się nic nowego.
– A co ma się dziać? – Wzruszyła ramionami i wysuszyła atrament różdżką, po czym zwinęła gotową pracę domową w rulon.
Oboje z Syriuszem doszli do wniosku, że na razie nikt nie musi wiedzieć o ich wzajemnym postanowieniu, szczególnie, że sami właściwie nie wiedzieli, co z niego wyniknie. Jakimś cudem udało jej się nawet wymusić na Blacku przyrzeczenie, że tym razem nie będzie zwierzał się ze wszystkiego Jamesowi. Oczywiście, jak zwykle mogłaby przysiąc, że Lily wykorzystała swoją nazbyt rozwiniętą intuicję i wie o wszystkim od początku, ale poza nią nikt nie miał nawet najmniejszego pojęcia, że cokolwiek między nimi uległo zmianie. Jednak czy naprawdę było co ukrywać? Gdyby Genevieve miała się nad tym zastanawiać, oprócz tych kilku słów wypowiedzianych w chwilowym przypływie odwagi naprawdę nic się nie zmieniło. Z jednej strony ją to zadowalało, bo zdążyła się już poczuć komfortowo w tej sytuacji, ale... Zaczynała się już tym niecierpliwić, co niemalże doprowadzało ją do szału; przecież sama nie wiedziała, do czego potrafiłaby się w tym momencie przyznać i na co byłaby gotowa, a z jakiegoś powodu głupio czekała na rewolucję czy kolejne wyznania.
CZYTASZ
sztuka uwodzenia ♡ syriusz black
FanfictionStereotypów dotyczących uczniów ze Slytherinu było wiele. Wszyscy wiedzieli, że można ich rozpoznać na korytarzu po stalowym, pełnym wyższości spojrzeniu i postawie tak pełnej dumy, że aż zawstydzającej. Byli piekielnie inteligentni, niezależni, prz...