1. cholerni gryfoni

6.1K 343 192
                                    

                Peron 9¾ na co dzień świecił pustkami, ale pierwszego września każdego roku robił na odwiedzających go niesamowite wrażenie – wypełniony uczniami Hogwartu należącymi do różnych domów, hałasem ich rozmów z rodzinami i znajomymi, których spotykali po dwumiesięcznych wakacjach i świergotem ich sów; przedmiotami, które poruszały się, pobudzone do tego jedynie magią, a nie czyimś dotykiem, oraz wszechobecnym dymem, który wkradał się do oczu i rozmazywał przed nimi całą tą różnorodność. W siedemdziesiątym siódmym roku nie wzbudzał jednak podziwu w co najmniej jednej osobie – Genevieve Dayholt, która przecież odwiedzała go w celu podróży do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart po raz siódmy – i po raz ostatni. Nie sprawiło to jednak, że chciała nacieszyć się jego widokiem, a wręcz przeciwnie; zrezygnowała z poszukiwania wśród szarej pary i gęstego tłumu swoich przyjaciółek, a na powitania znajomych reagowała tylko skinieniem głowy, co spełniało swoje zadanie, jednoznacznie dając im do zrozumienia, że jest zbyt zajęta, aby się zatrzymać i z nimi porozmawiać. Nie było w tym nic dziwnego, o czym świadczyła połyskująca na jej piersi odznaka Prefekta Naczelnego, którą co jakiś czas machinalnie muskała palcami, jakby sprawdzając, czy jest idealnie pionowo przypięta do jej szaty. Tytuł ten nigdy nie był dla niej wyjątkowym marzeniem, może dlatego, że niemal od początku swojej nauki w Hogwarcie była pewna tego, że go uzyska; zamiast tego stanowił dla niej tylko odzwierciedlenie lat ciężkiej pracy, szacunku wśród nauczycieli i respektu, jakiego budziła wśród uczniów.

Niezauważanym ruchem różdżki uniosła swój kufer, za pomocą zaklęcia Wingardium Leviosa przenosząc go do wnętrza Ekspresu Hogwart, po czym sama wspięła się po stalowych schodkach do pociągu, niemal od razu znajdując wzrokiem zegarek wiszący na ściance z boazerii między przedziałami. Westchnęła, odczytując z niego godzinę: wskazywał dziewiątą czterdzieści osiem, a mimo tego peron nadal był zatłoczony – uczniowie starali się najbardziej jak to możliwe przedłużyć moment pożegnania, aby dopiero w ostatniej chwili przypomnieć sobie, że pociąg nie będzie czekał na nich w nieskończoność. Genevieve nie lubiła tych momentów, w których jak na zawołanie wszyscy wbiegali do Ekspresu, panicznie próbując odnaleźć sobie najlepszy przedział, i dlatego nigdy nie zwlekała zbyt długo na peronie. Pokręciła głową, jeszcze przez kilka sekund obserwując przez okno tłok formujący się przy torach, aż w końcu ruszyła wzdłuż dwóch rzędów przedziałów, z jej bagażem lewitującym kilka kroków za nią. Niewielka cześć z nich była już zajęta, głównie przez starszych uczniów, którzy zdążyli już odnaleźć się wśród dymu, a teraz naprędce próbowali opowiedzieć sobie nawzajem wszystko, co wydarzyło się podczas ich wakacji. Większość z nich była jednak pusta. Nie przyglądała im się, zdecydowanie zmierzając na sam przód pociągu, do przedziału pierwszego, w którym, zgodnie z tradycją, miało się odbyć spotkanie prefektów wszystkich domów, któremu po raz pierwszy to ona miała przewodzić.

               „I James Potter" przypomniała sobie, przewracając oczami tak mocno, że na chwilę rozbolała ją głowa. Ciężko byłoby opisać słowami szok, który przeżyła, kiedy dostała list informujący ją o tym, że swoją funkcję będzie pełniła razem z nim. Nie rozumiała i chyba nawet nie potrafiłaby zrozumieć, czym kierował się Dumbledore, kiedy jego wybór padł właśnie na tego Gryfona. James był chyba najbardziej radykalnym przeciwieństwem tego, czym powinni charakteryzować się prefekci naczelni – wiecznie spóźniony na lekcje, zawsze rozbawiony i roztargniony oraz zdecydowanie zbyt rozkochany w tych infantylnych żartach, na których jego dom stracił przez te całe sześć lat jego nauki w Hogwarcie chyba więcej punktów, niż przez wszystkich pozostałych Gryfonów w tym samym czasie. W ogóle wychowankowie Gryffindoru raczej nie nadawali się do zaufania im w ważnych sprawach, o czym właśnie boleśnie przypomniał jej mijany przez nią przedział trzynasty.

Nie przypadkowo wybrała właśnie to miejsce na jej spotkanie z Syriuszem – przedział trzynasty zyskał sobie reputację jako miejsce spotkań rozgorączkowanych par i pozostali uczniowie raczej omijali go szerokim łukiem, kiedy widzieli, że drzwi do niego są zamknięte, nie chcąc natknąć się na jakąś pełną uniesień scenę. Wiedziała więc, że kiedy już się tam znajdą, nikt ani nic nie przeszkodzi im w rozmowie na temat co najmniej dla niej delikatny. Teraz nie miało to jednak żadnego znaczenia – Syriusz Black nie odpisał na jej list. Zupełnie tak, jakby wcale nie nazywała się Genevieve Dayholt i nie była jedną z najważniejszych osób w tej szkole. Tak, jakby mógł ją po prostu zignorować. Wbrew pozorom wcale nie najgorsze było to, że ten Gryfon z ego większym od Wieży Astronomicznej tak zwyczajnie ją zlekceważył, w dodatku zdobywając całkiem kompromitującą dla niej wiedzę; o nie, najgorsze było to, że bez jego pomocy Genevieve nie wyobrażała sobie rozwiązania swojego problemu, a z każdym dniem stawał się on coraz bardziej nieznośny i drażniący. Black był jej ostatnią deską ratunku, a teraz, kiedy wiedziała już, że nie może na niego liczyć, nie została jej chyba żadna nadzieja, a porażkę, przed którą stała, mógł odmienić już chyba tylko cud.

sztuka uwodzenia ♡ syriusz blackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz