8. urocza młoda dama

2.9K 251 259
                                    

             Hogsmeade zawsze wyglądało jak miejsce prosto z baśni, ale prawdziwego uroku dodawała mu dopiero zima. Ciężka warstwa białego, skrzącego się śniegu pokrywała spadziste dachy sklepików i kilkupiętrowych domów o róznokolorowych fasadach, podobnie jak otaczające wioskę łąki, które teraz zlewały się z pokrytym chmurami szarym niebem, ciągnąc się niemal w nieskończoność. Gałęzie drzew, ogołocone z liści, lśniły od pokrywającego je szronu, a zwisające z grubszych konarów i drogowskazów ogromne sople odbijały pojedyncze promienie słońca, którym udało się przebić przez zapowiadające śnieżycę obłoki. Genevieve obserwowała ten krajobraz przez smugi pary wydobywające się z jej rozchylonych ust, próbując opanować własny drżący oddech, od razu skraplający się na zimnym powietrzu. Z dłońmi wciśniętymi w kieszenie i szyją owiniętą najgrubszym wełnianym szalikiem w szmaragdowo-srebrne pasy przedzierała się przez zaspy śniegu, czując tylko smagania wiatru na twarzy i to, że mokre rajstopy przyklejają jej się do nóg. Ścieżka z Hogwartu do Hogsmeade była niemal nie do przejścia, zasypana przez świeży śnieg, ale to nie powstrzymywało uczniów szkoły przed spędzeniem jednego z niewielu możliwych weekendów w wiosce; nie powstrzymywało to też Jamesa Pottera, który bez słowa podążał kilka metrów przed nią, i to w niemal szaleńczym tempie. Zdusiła w sobie błagalny okrzyk, aby zwolnił; zamiast tego zacisnęła usta i przyspieszyła kroku, omal nie przewracając się, kiedy jeden z jej butów utknął w ukrytej pod śniegiem kałuży błota. Na pewno chociaż w centrum Hogsmeade ktoś pomyślał o tym, żeby odśnieżyć główne dróżki!

               Genevieve dużo bardziej wolałaby siedzieć gdzieś w rogu Trzech Mioteł z kubkiem kremowego piwa z imbirem, a już najbardziej chciałaby być w Hogwarcie, otoczona podręcznikami w bibliotece, ale Dumbledore jak zwykle miał wobec niej inne plany. W czasie, w którym pozostali uczniowie szukali świątecznych prezentów dla swoich bliskich lub opowiadali sobie nawzajem o tym, gdzie spędzą zimową przerwę, jej przypadło użeranie się z Potterem i załatwianie sprawunków niezbędnych do organizacji świąt w Hogwarcie. James też nie wydawał się być z tego zadowolony – odkąd wyszli z zamku nie zaszczycił jej ani jednym słowem, a jedynie od czasu do czasu odwracał się do niej przez ramię, jakby chciał sprawdzić, czy nie wpadła do żadnej zaspy i dalej za nim idzie (chociaż pewnie bardzo by go to ucieszyło). Kiedy Genevieve usłyszała o tym pomyśle dyrektora po raz pierwszy, omal nie obrzuciła go stojącymi na jego dębowym biurku cytrynowymi dropsami, którymi zawsze próbował ją poczęstować, a stojący wtedy obok niej Potter wyglądał, jakby miał dostać załamania nerwowego. Cóż, dla żadnego z nich nie był to wymarzony sposób na spędzenie czasu w Hogsmeade; nie mieli jednak innego wyboru, o czym bezustannie przypominały im ich lśniące odznaki. James też musiał się z tym pogodzić – na moście prowadzącym bezpośrednio do Hogsmeade zatrzymał się z teatralnym westchnieniem, czekając, aż Genevieve przeskoczy kilka zasp udeptanego już śniegu i się z nim zrówna, nie patrząc jednak na nią dłużej, niż było to konieczne.

               Genevieve nie mogłaby stwierdzić, że nie lubi zimy – ale tylko wtedy, kiedy nie musiała opuszczać ciepłych murów zamku. Doceniała tę porę roku głównie za to, że podczas kilku tych mroźnych miesięcy w Hogwarcie nie odbywały się mecze Quidditcha, pozwalając jej odpocząć od jakże znienawidzonego obowiązku, jakim było udawanie zaangażowanego kibica. Kiedy jednak choć czubek jej nosa znajdował się poza drzwiami zamku, ciężki śnieg i świszczący wicher przypominały jej, że ceną za wolność od znienawidzonego sportu jest nieustanne zimno i kilkufuntowe zaspy białego puchu skutecznie uniemożliwiające jakiekolwiek spacery. Boże Narodzenie wcale nie było w tym wszystkim pozytywem – i tak zostawała w Hogwarcie. Kochała swojego ojca, ale nie potrafiła sobie wyobrazić dwóch tygodni ferii zimowych w jego towarzystwie; ze swoimi obowiązkami i etykietą w rodzinnym dworku mogłaby liczyć jedynie na uroczystą kolację i samotność w ogromnych, ciemnych i urządzonych z przepychem pomieszczeniach. W szkole przynajmniej mogła się do czegoś przydać – chyba jako jedyna była na tyle godna zaufania, że profesorowie mogli w spokoju nacieszyć się przerwą świąteczną, pozostawiając opiekę nad garstką spędzających ferie w Hogwarcie uczniów właśnie jej. A poza tym, mogła nadrobić naukę na Owutemy, którą przez porady Blacka odrobinę zaniedbała, co jakiś czas spędzając wieczory w pokoju wspólnym, ale nadal miarkując się z Ognistą Whiskey, tak, aby z jej ust nie padło żadne nieprzemyślane słowo.

sztuka uwodzenia ♡ syriusz blackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz