Genevieve otworzyła oczy i powstrzymała się od ponownego zamknięcia ich, chociaż zazwyczaj ciemne dormitorium wydawało jej się przeszywająco jasne. Oparła się na dłoniach i podniosła się do pozycji siedzącej, ignorując fakt, że gwałtowny ruch wywołał falę nudności. Jej paskudne samopoczucie wcale nie było najgorszym, co pozostało jej po wczorajszym dniu; wspomnienie tego, co zaszło między nią a Syriuszem skutecznie przyćmiło wszystko inne. Poderwała się z łóżka, nie zwracając uwagi na zmartwiony wzrok swoich przyjaciółek, które wcześniej chyba próbowały ją obudzić.
– Jasna cholera – jęknęła żałośnie, otwierając po kolei szuflady swojej szafki nocnej w poszukiwaniu eliksiru, który nigdy miał się jej nie przydać.
– Viv...? – zapytała cicho Addison, ale ona tylko machnęła ręką, nie chcąc słyszeć z ich strony żadnego słowa.
Jej przyjaciółki wyszły z dormitorium, wyraźnie oburzone, a Genevieve wypuściła przez zaciśnięte zęby oddech. Pamiętała wszystko. Każde słowo, które wypowiedziała i każdy swój gest. I Syriusza, który... Potrząsnęła głową, nie mogąc jednak powstrzymać dreszczu, który przeszedł jej po kręgosłupie. Zacisnęła palce na smukłej fiolce, którą wyczuła między zużytymi słoiczkami po atramencie i drżącymi dłońmi wyjęła z niej korek. Eliksir miał wściekle pomarańczowy kolor i, z tego, co pamiętała, smakował paskudnie, ale łagodził ból głowy i wszystkie inne objawy, których wolała się pozbyć. Wypiła całą zawartość fiolki, starając się nie skupiać na goryczy, którą poczuła na języku. Powstrzymała grymas obrzydzenia, odkładając szklane naczynie do szuflady. Nadal miała na sobie ubranie z wczorajszego wieczoru, w tym boleśnie zaciskający się jej na nadgarstku zegarek, na którego tarczę spojrzała. Zaklęła pod nosem, orientując się, że do śniadania pozostało zaledwie kilkanaście minut i zgarnęła z komody swój złożony w idealną kostkę mundurek. Nadal było jej słabo, bo nawet przy takiej dawce eliksiru potrzeba było co najmniej kilkunastu minut, żeby zauważyć efekty, ale nie miała czasu na spokojne czekanie, aż się to stanie. Musiała jak najszybciej znaleźć się w Łazience Prefektów i doprowadzić się do porządku, a potem...
Genevieve nie wiedziała, co powinna zrobić potem – z jednej strony chciała jak najszybciej porozmawiać z Syriuszem, ale z drugiej zupełnie nie miała pojęcia, co może mu powiedzieć. Wytłumaczy się? Z czego? Tym razem nie były to walentynki, a ona nie kierowała się chorobliwą zemstą i targającym nią żalem, ale zrobiła to, bo tego chciała. Chociaż nie była w stanie zliczyć, ile łyków Ognistej Whiskey upiła, nie miało to żadnego znaczenia, bo mimo tego wszystko, co mówiła i robiła, było zupełnie świadome. Pokierowane niespotykaną śmiałością, ale jednak świadome. Czuła dziwną potrzebę bycia z Syriuszem szczerą, ale nie miała odwagi na to, żeby powiedzieć mu prawdę. Zresztą, on też aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co od jakiegoś czasu się między nimi działo, ale z jakiegoś powodu żadne z nich nie podjęło żadnych kroków; czegoś im brakowało. Odwagi? Pewności siebie? Wszystkie czynniki, które przychodziły jej do głowy, były przecież najważniejszą częścią ich osobowości, a jednak w tym wypadku zupełnie znikały, jakby nigdy nie istniały.
Westchnęła, kręcąc z politowaniem głową. Prefekt naczelna Genevieve Dayholt nie miała czasu na bezowocne rozmyślania, a ona, chcąc nie chcąc, musiała się nią stać. Jak każdego ranka. Nawet, jeśli właśnie stawała twarzą w twarz z czymś, czego do tej pory nie potrafiła nazwać, a teraz nabrało to realnych kształtów.
***
Skrzywiła się nieznacznie, próbując się wyprostować mimo ciężaru książek schowanych w torbie, której skórzany pasek boleśnie wrzynał się w jej ramię. Rzuciła poirytowane spojrzenie jakiemuś pierwszorocznemu, który w pośpiechu na nią wpadł, ale powstrzymała się od upomnienia go; podręczniki ciążyły jej niemiłosiernie, a biblioteka nadal wydawała jej się być tak samo daleko, jak kilka minut wcześniej. Nie miała siły na spędzenie całej nocy na nauce, ale nie dała sobie prawa wyboru; ostatnio coraz częściej zdarzało jej się zapominać o tym swoim obowiązku i musiała nadrobić stracone godziny. Eliksir, który wypiła rano, powoli przestawał działać i tępy ból głowy dał o sobie znać. Po raz kolejny zignorowała pragnienie powrotu do dormitorium i przyspieszyła kroku, coraz bardziej poirytowana samą sobą. Udało jej się niemal mechanicznie przejść przez lekcje i spotkanie z profesorem Dumbledore'em, ale teraz, im dalej od pokoju wspólnego Slytherinu się znajdowała, tym bardziej chciała jak najszybciej się w nim zaszyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/187566777-288-k121355.jpg)
CZYTASZ
sztuka uwodzenia ♡ syriusz black
FanficStereotypów dotyczących uczniów ze Slytherinu było wiele. Wszyscy wiedzieli, że można ich rozpoznać na korytarzu po stalowym, pełnym wyższości spojrzeniu i postawie tak pełnej dumy, że aż zawstydzającej. Byli piekielnie inteligentni, niezależni, prz...