Rozdział Dwudziesty

8 0 0
                                    

Ocudziła się dopiero w karetce.

Czuła piekący ból w okolicach szyi, chociaż nie był on już tak intensywny jak na początku, miała mroczki przed oczami.

- Nic nie mów. Mogło dojść do uszkodzenia strun głosowych. - Spokojny głos sprowadził ją na ziemię, w pierwszym momencie chciała się podnieść, ale siła grawitacji zadziała od razu i bezwładnie spadła w dół. - Zaraz będziemy w szpitalu.

- Gdzie..Ja..Jestem? - wymruczała.

Nie rozpoznała z początku tego głosu, chociaż tak dobrze go znała, kilkukrotnie zamrugała aby zorientować się z kim rozmawia, nie mogła sobie tego przypomnieć a obraz nie powracał. Tylko rozmazane tło jasnych włosów.

Czuła się źle.

Włosy miała spięte, masywny opatrunek na szyi, podniosła rękę do góry, lecz szybko ona opadła na nosze. Gdy musnęła tylko niewyraźnie opatrunku, czuła że jest mokry od jej krwi. Czuła jej zapach w karetce.

Mimo silnej woli utrzymania nikłej świadomości, ponownie straciła przytomność.

Obudziła się dopiero w pokoju, ostre światło jarzeniówek zaatakowało jej oczy niemalże od razu, przez co zacisnęła mocno powieki, czując pulsacyjny ból głowy.

Szpital o tej porze nie był przeludniony. Wręcz panowała w nim błoga cisza. Obecność Yui mogła tylko spowodować szum na Oddziale Ratunkowym. Pośród cichych mruczeń kardiomonitorów i śpiących pacjentów, wskaźnik linii kardiochirurgicznej urządzenia do monitorowania serca w jej przypadku pracował zdecydowanie szybciej, niż powinien. Gdy się ocknęła, chociaż to był krótki moment, ujrzała nad sobą postać dobrze jej znaną. Doktor Saul odwijał z jej szyi opatrunek i zabierał się za zszywanie.

Krew spłynęła atłasem na ziemię, brudząc nogi lekarza, łóżko. Kardiomonitor zapiszczał, mówiąc o wstrząsie hipowolemicznym.

Ocknięcie było nagłe, tak jak otworzenie oczu kobiety, to był moment.

Postępowanie było szybkie i profesjonalne. Pierwszym czym Dominik musiał zrobić, to zszycie rany. Miał na to zaledwie kilka minut, gdyby nie zrobił tego jak najszybciej przywrócenie akcji serca mogłoby być czynem niewykonalnym.

Nawet dla wyspecjalizowanego lekarza.

Trzymając w rękach napleciony 2/0 nyllonu na chirurgiczną pęsetę krzyżkową, z chłodnym spokojem łapał pojedyncze tkanki i wiązał na nich guzki. Dopiero gdy główne źródło krwotoku ustało, mógł zająć się nacięciem wzdłuż tchawicy, aż nad fałd głosowy.

Wiedział że powinien zastosować do tego salę operacyjną, ale było na to za mało czasu, musiał poradzić sobie w gabinecie zabiegowym.

Kardiomonitor uspokoił pisk, dźwięk rytmicznego bicia serca to był jedyny dźwięk, który go uspokajał. Odetchnął, czując niebywały spokój.

Nie wątpił w to, że jego praca się skończyła. Dźwięk nadjeżdżającej karetki był przypomnieniem, że ostry dyżur się dla niego teraz zaczyna.

- Podłącz jej elektrolity, zmień na drugi worek gdy się skończy. - powiedział do pielęgniarki, gdy wychodził. - Ja zajmę się drugim pacjentem. Nie zapominaj o monitorowaniu jej stanu. W razie komplikacji mnie wzywaj.

- Czyż to nie Doktor Na Yije? - spytała jedna z pielęgniarek. - Naprawdę został uprowadzony przez Nożownika?

- Oczywiście! Tamta policjantka go uratowała.

- Twarda kobieta. Ale to jej praca.

- Co z nożownikiem? Zostanie do nas przywieziony? Podobno został postrzelony. Boję się!

RezydenturaWhere stories live. Discover now