ROZDZIAŁ SIÓDMY

854 77 27
                                    


Martwi mnie trochę ten brak komentarzy... aż tak źle się czyta to ff?








kusisz los

bezdusznie raniąc

me serce złote

i nie wie nikt, jak potem

wyrazić mam pragnienie swe

by pieścić skórę twą zbrukaną

by czuć jak parzysz moją szyję *





– Był taki od dziecka. Ojciec zupełnie go rozpuścił, dawał mu wszystko, czego chciał, żeby tylko się uśmiechnął. Harry tak chyba działa na ludzi. – westchnęła Anne. Otarła pot z czoła, zostawiając na skórze niewielki ślad po nawozie.

Louis siedział na ławce z książką w ręku i czekał na dalsze instrukcje. Dziś mieli sadzić klon; uznał, że dobrze mu zrobi ubranie się i wyjście na świeże powietrze i słońce. Tak wiele dni stracił na siedzeniu w domu i hodowaniu w sobie obsesji na punkcie jej syna, że miał wrażenie, iż traci kontakt z rzeczywistością. Nie planował zostać tu, w Ramsdale, na zawsze, lecz sama myśl o jesiennym przenoszeniu się na uniwersytet przygnębiała go coraz bardziej i bardziej.

– Jego się nie da zdyscyplinować. Potrzeba mu jakichś sztywnych zasad. Wiesz, nie mogę być jednocześnie matką i ojcem. Odkąd skończyła się wojna, trudno tu o pracę – zwłaszcza kobietom. Zanim się tu zjawiłeś, musiałam się namęczyć, żebyśmy mieli co jeść. – wyjaśniła. Ugniatała kupkę nawozu okrytą rękawiczką dłonią, a potem rozprowadzała ją po nowej grządce róż.

– Anne, wiesz, że cieszę się, że mogę pomóc. – Louis uśmiechnął się delikatnie. Zamknął książkę i naciągnął tasiemkę na jej grzbiet.

Kobieta spojrzała w górę i odwzajemniła uśmiech, po czym na powrót zajęła się kwiatami.

– Wierz mi lub nie, odkąd tu jesteś jestem dużo szczęśliwsza. – Louis uniósł brew i splótł palce. – I Harry też.

To była dobra wiadomość; ucieszyło go, że ta rodzina polubiła jego towarzystwo tak samo, jak on polubił ich. Był to kolejny powód, dla którego miał złe przeczucia co do swego nieuchronnie zbliżającego się, wrześniowego wyjazdu.

– Miło mi to słyszeć. – kiwnął głową.

Anne wstała, ściągnęła rękawiczki i otrzepała pył z ciemnych, dżinsowych ogrodniczek.

– Jesteś gotów do posadzenia drzewa? – spytała. Rzuciła rękawiczki na przeciwległy koniec ławki.

– Jasne. – Louis także wstał i odłożył książkę. Poszedł za Anne na drugi koniec ogrodu, gdzie kobieta posadziła coś na kształt sadu; rosły tam jabłoń, jałowe drzewo cytrynowe oraz krzewy jeżyn i truskawek.

Przez tych ostatnich parę godzin Louis z całych sił starał się nie myśleć o Harrym; jego mózg potrzebował odpoczynku. A jednak nie mógł się powstrzymać od zastanawiania się, ile dni i wieczorów Harry spędził na zabawie w tym właśnie ogrodzie, na wspinaniu się na sam szczyt drzewa, strasząc matkę na śmierć, że zaraz spadnie. Zastanawiał się, jak żyło się Harry'emu zanim umarł Des, czy ojciec grał tu z nim w piłkę, tak jak ojciec Louisa, zanim poszedł na wojnę. Wyobrażał sobie Harry'ego jako dziecko, jego matkę, noszącą go przy grządkach, żeby pokazać mu kwiaty i pozwolić mu po raz pierwszy doświadczyć ciepła słonecznego. Niemal widział ożywiony wzrok Harry'ego, jak jego oczy chłoną każdy detal, jak jego malutkie rączki próbują dosięgnąć gałęzi młodego dębu.

Lolita » l.s [TŁUMACZENIE PL]Where stories live. Discover now