ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

919 62 20
                                    


Dawno mnie tu nie było. Przepraszam wszystkich, którzy wciąż czytają tę pracę – za to, że musieliście tak długo czekać.

Ostatnich kilka miesięcy było chyba najtrudniejszym dotąd okresem w moim życiu. Dość powiedzieć, że ledwo dwa tygodnie temu na zawsze pożegnałam się z najbliższą mi osobą...

Przyszłość też nie rysuje się zbyt kolorowo. Póki co nie jestem w stanie określić, kiedy pojawi się kolejny rozdział, na jak długo starczy ta wena, która pojawiła się po tak długiej nieobecności.

Ale, co by dłużej Was nie zanudzać: życzę Wam wszystkiego naj-naj-naj w Nowym Roku – niech będzie lepszy od poprzedniego!










Żyjemy w ciemnościach, robimy, co w naszej mocy, cała reszta jest szaleństwem sztuki.

Henry James, The Middle Years




Zajechali do Hotelu Boston w momencie, gdy słońce ponownie złączyło się z horyzontem. Louis pomógł Harry'emu wyciągnąć walizkę z bagażnika; zmierzwił mu loki, gdy ten poskarżył się, że jest zbyt zmęczony, by ją nieść. Następnie udało mu się dowlec ich bagaże do recepcji.

Hotel tętnił życiem w znacznie większym stopniu, niż Louis zakładał, wziąwszy pod uwagę czwartkowy wieczór. Mężczyzna w recepcji poinformował go, że ponieważ nie potwierdził rezerwacji do południa, miejsce przepadło na rzecz gości przybyłych na zjazd metodystów. Okazało się, że na chwilę obecną wolne pozostały jedynie pojedyncze pokoje na czwartym piętrze. Słysząc to, Louis westchnął. Uznał, że jeden z nich może spać na podłodze. Spytał zatem mężczyznę, czy w takiej sytuacji mogą poprosić o przyniesienie do pokoju składanego łóżka oraz dodatkowej pościeli. Pracownik kiwnął głową na znak zgody, po czym zdjął z wiszącej za nim tablicy pęk kluczy, wyplątał z niego jeden komplet i przesunął go po ladzie w kierunku Louisa. Zakwaterował ich, podał im numer pokoju i zawołał boya hotelowego, by zajął się ich bagażami.

Gdy Louis odwrócił się, po Harrym nie było ani śladu. Zmarszczył brwi, czyniąc kilka niepewnych kroków wzdłuż lobby, pełnego rozmaitych ludzi, którzy śmiali się i rozmawiali; jedni byli ubrani w oszałamiające, wieczorowe stroje, inni zaś nosili sutanny. Mruknął przepraszająco, kiedy przeciskał się obok grupki mężczyzn w jednakowych, czerwonych smokingach, stojących tuż przy wyjściu. Tam też odnalazł Harry'ego, który klęczał obok małego, białego psa.

– Harry, czyj to pies? Nie możesz tak po prostu dotykać cudzych zwierząt bez pozwolenia...

– Spokojnie, on nie gryzie. – Harry uniósł wzrok, by na niego spojrzeć, nie przestając głaskać psa po brzuchu.

– Chodź, idziemy do pokoju. – zaordynował. Chwycił Harry'ego pod łokieć, odciągając go od niewinnego zwierzęcia. Chłopiec wstał i wyplątał się z uścisku, po czym zwrócił się do siedzącego w jednym ze skórzanych foteli mężczyzny.

– Dziękuję panu, panie Winston, że pozwolił mi pan pobawić się z pana psem. – rzekł. Jego spojrzenie było zaskakująco szczere. Louis nie mógł dostrzec twarzy tego człowieka, ponieważ zasłaniał mu ją Harry, słyszał jedynie jego spokojny, acz donośny głos.

Lolita » l.s [TŁUMACZENIE PL]Where stories live. Discover now